Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Utalentowana kielczanka odnalazła miłość we Włoszech. Teraz tam chce promować Kielce

Iwona Rojek [email protected]
Antonina Stolzman Pilser z Kielc haftuje piękne obrazy, to jej największa pasja, którą popiera mąż. Teraz chce zapraszać do Tyrolu utalentowanych kielczan i pokazywać mieszkańcom ich talenty, bo kocha Kielce.
Antonina Stolzman Pilser z Kielc haftuje piękne obrazy, to jej największa pasja, którą popiera mąż. Teraz chce zapraszać do Tyrolu utalentowanych kielczan i pokazywać mieszkańcom ich talenty, bo kocha Kielce. Łukasz Zarzycki
Kielczanka Antonina nigdy nie przypuszczała, że losy zaprowadzą ją do włoskiego Tyrolu. Niedawno wzięła ślub z Tyrolczykiem w zamku krzyżackim i uczy się nowych zwyczajów.

- Wreszcie w moim trudnym życiu zaświeciło słońce - cieszy się sympatyczna kielczanka Antonina Stolzman Pilser. - Wcześniej przez lata ciężko pracowałam w kilku krajach, pomagałam mamie, w końcu spotkałam prawdziwą miłość. Teraz powoli osiągam upragnioną stabilizację i chciałabym promować na włoskiej ziemi świętokrzyskich artystów.

Antonina, która pochodzi z artystycznej rodziny, jej mama była konserwatorem tkanin zabytkowych i studiowała na jednym roku z Franciszkiem Starowiejskim, najbardziej kocha haftować obrazy. Ostatnio, jak opowiada, miała wystawę w pięknej sali wystawowej w Gargazon. Oprócz tego, że wreszcie może zajmować się swoją pasją, najbardziej jest szczęśliwa z tego powodu, że ma ma u swojego boku oddanego przyjaciela Franza, który jakiś czas temu został jej mężem. Odziedziczyła po nim oryginalne nazwisko.

- Ludzie często myślą, że nazywam się Pilsner, a nie Pilser i mam coś wspólnego z koncernem produkującym piwo. - To piwa masz pod dostatkiem ? - pytają, a ja wyjaśniam, że owszem piwa mogę się napić, ale wtedy jak sobie je kupię.

Zdobyła sympatię teściowej

Bardzo sympatyczna Antonina, która niedawno odwiedziła rodzinne Kielce opowiada, że po zamążpójściu zamieszkała ze swoim mężem Franzem we włoskiej części Tyrolu.

- Musiałam opanować dwa języki, bo społeczność regionu, w którym mieszkam, to Tyrolczycy, rzadko rozmawiają po włosku, głównie po niemiecku. Mąż posługuje się tyrolskim dialektem języka niemieckiego. Na szczęście udało mi się po pewnym czasie opanować te języki i teściowa też mnie za to ceni.

- Ale wkraść się w łaski cudziemców, zdobyć ich przychylność, także mojej teściowej łatwe nie było - śmieje się Antonina. - Każda matka przepada za swym synem i na początku patrzy dość krytycznym wzrokiem na przyszłą synową - mówi. - Pewnie wydawało jej się, że mieszkanka Tyrolu byłaby dla mojego Franza lepszą żoną. Ale z czasem jak zobaczyła, że go naprawdę kocham i jestem dla niego dobra, to mnie chyba polubiła. Bardzo zależy mi na jej miłości, bo nie mam już własnej mamy, ani ojca.

Poznała wyjątkowo utalentowanego Marka

Kobieta wspomina, że do rodzinnych Kielc sprowadziło ją ostatnio to, że bardzo chciała poznać kielczanina Marka Stefaniaka, zajmującego się, tak jak ona, haftem.

- Jemu pierwszemu chciałabym zorganizować wystawę w miejscowości Gargazon, w największym szpitalu, w przepięknej sali wystawowej - podkreśla. - Przyznam szczerze, że byłam poruszona jak przeczytałam w "Echu Dnia" artykuł o panu Marku, który wyhaftował kilkaset przepięknych obrazów - mówi Antonina. - Jestem pełna podziwu dla niego, posiada niezwykły talent. To rzadkość, żeby mężczyzna miał takie zdolności do haftu, to przecież domena kobiet. Wyhaftowanie każdego obrazu wymaga ogromnej cierpliwości i wysiłku.

Kilkanaście dni temu Antoninie udało się w końcu poznać Marka Stefaniaka. Obejrzeli swoje prace, wymienili się doświadczeniami, opowiadali, że bez haftowaniania już nie wyobrażają sobie swojego życia.

- To spotkanie było dla mnie wielką niespodzianką, w sumie ucieszyłem się z propozycji pani Antoniny zaprezentowania moich prac we Włoszech. - Jak tylko zdrowie mi pozwoli to może zdecyduję się pokazać moje obrazy Tyrolczykom - obiecuje kielczanin. - Do tej pory wyhaftowałem kilkaset obrazów i żadnego nie sprzedałem, bo są dla mnie tak cenne, jak najdroższe dzieci.

Antonina, jak mówi, chciałaby z kolei żyć ze swojej sztuki, już znalazła nabywców na niektóre prace.

- W przyszłości chciałaby w ten sposób wspomagać męża, a nie być tylko na jego utrzymaniu, bo on też ciężko pracuje - zdradza.

Emigracja wymagała wielkich wyrzeczeń

- Jak już wspominałam, nie miałam łatwego życia - mówi. - Po śmierci taty musiałam zarobić na mieszkanie, bo w bolesny i nieoczekiwany sposób je straciłyśmy. Razem z mamą nie miałyśmy się gdzie podziać i musiałyśmy sobie jakoś poradzić. Najpierw pracowałam w fabryce obuwia w Czechosłowacji, potem w Szwajcarii, następnie w Włoszech - opowiada.

- W końcu, jak udało mi się kupić mieszkanie w Kielcach, to mama zachorowała i musiałam się nią zająć. Swoje życie dzieliłam między pracą we Włoszech a opieką nad mamą w Kielcach. - Pamiętam, że jak byłam małą dziewczynką, to pomagałam mamie w konserwowaniu tkanin. Choćby w renowacji tej zatytułowanej "Janosik i tancerze". Była rozłożona na podłodze i po całych dniach ją odnawiałyśmy. Kiedy miałam 12 lat mama nauczyła mnie haftowania. Ale w dorosłym życiu przygniotła mnie codzienność i nie było czasu na hafty. Emigracja wymagała wielu wyrzeczeń. Ale to, że poznałam Franza odmieniło moje życie .

Haftowanie jest największą pasją

- Nasz ślub odbył się w zabytkowym zamku należącym do zakonu krzyżackiego - opowiada. - Szkoda tylko, że te miłe przeżycia zbiegły się z przykrymi. Rok temu zmarła ukochana mama. Mimo smutku, mam nadzieję, że teraz uda mi się pożyć nieco spokojniejszym życiem. Moim marzeniem jest wykonywanie coraz lepszych haftowanych obrazów i utrzymywanie się z tej sztuki. Bardzo cieszę się z tego, że mój mąż akceptuje moją pasję haftowania, sam zachęca mnie do tworzenia i rozwijania się. Jest człowiekiem niezwykle gościnnym. Też chciałby, aby udało mi się zorganizować wystawę panu Markowi Stefaniakowi, a potem innym artystom. Stara się zainteresować mnie swoją pasją, golfem. Bierze udział w zawodach międzynarodowych, myśli, że do niego wkrótce dołączę. Franz bardzo dobrze gotuje, nauczył mnie przyrządzania wielu tyrolskich potraw i ciast. W sumie jest pierwszym mężczyzną, który o mnie dba, myślę, że połączyła nas prawdziwa miłość. Ja jestem osobą wrażliwą, lubię pomagać innym i mój mąż jest taką samą ciepłą osobą. Franz bardzo lubi Kielce, chętnie tu przyjeżdża, chce poznać każdy zakątek. Przekazałam mu miłość do Ziemi Świętokrzyskiej i teraz opowiada wszystkim Tyrolczykom o tym jak u nas jest pięknie.

- Cieszymy się też z tego, że zwyczaje świąteczne w Tyrolu są podobne do polskich - mówi kielczanka . - Kolędnicy chodzą po domach i śpiewają kolędy, najbardziej popularna jest "Cicha noc", a w miasteczkach pełno jest jarmarków z przysmakami. Na każdym stoisku są inne regionalne specjały. Można nabyć pyszne pierniki z bakaliami, napić się grzanego wina i porozmwiać serdecznie z mieszkańcami. Jak to w święta, każdy stara się być bardziej miły niż na co dzień. Czekam do wiosny, kiedy znów odwiedzę Kielce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie