Martyna Wojciechowska promowała swoją najnowszą książkę
(fot. Fot. Piotr Kutkowski )
Rozpuszczone blond włosy, biała bluzka, dżinsy z dziurami na kolanach. Świetna forma i uśmiech na twarzy. Tak wyglądała Martyna Wojciechowska podczas spotkania z czytelnikami w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Przez ponad półtorej godziny podróżniczka opowiadała o swoich pasjach, jak również odpowiadała na pytania. Jedno z nich dotyczyło wyprawy na Mount Vinson, najwyższy szczyt Antarktydy.
O GAFACH
Martyna Wojciechowska przyznała, że nie kłopoty techniczne i wspinaczkowe stanowiły tam dla niej największe wyzwanie. Większym problemem były niskie temperatury, i to nie tylko otocznia, ale i panujące w stosunkach z innymi członkami wyprawy.
- Na Antarktydzie dołączyłam do niemieckiego zespołu - wspominała. - I już pierwszego wieczoru pogrzebałam nasze stosunki moim niewyparzonym językiem. Niemcy zapytali mnie, czy mówię po niemiecku, a ja odpowiedziałam, że i owszem: "hande hoch" mówię, mówię "raus". Zrobiła się straszna cisza, zobaczyłam, że tylko mnie bawiło to, co powiedziałam. Od tamtej pory przez 1,5 miesiąca relacje między nami były znikome. Uznali - radź sobie sama. I sama sobie radziłam.
Jej zdaniem, góry są niebezpiecznie, ale jeszcze bardziej niebezpiecznie jest przejechać samochodem trasę Katowice - Warszawa.
FILM
O kolejnej przygodzie z jej życia opowiadał krótki film, nakręcony w Nowej Gwinei, gdzie zamierzała wspiąć się na najwyższy szczyt Oceanii i Australii. Widać na nim, jak w samolocie, zaraz po dotknięciu kołami do lądowiska, okno wylatuje wprost na polską podróżniczkę.
- Okno wypadło na mnie nie po raz pierwszy, ale po raz pierwszy zostało to sfilmowane - śmiała się Martyna Wojciechowska.
O POLSCE
Podróżniczka, pomimo że zwiedziła mnóstwo ciekawych miejsc na świecie, to nie wyobraża sobie mieszkać gdzie indziej niż w Polsce.
- Kocham Polskę i myślę, że żyję w fantastycznym miejscu i w dobrych czasach, które stwarzają ogromne możliwości. Niczego nie dostałam w prezencie, na wszystko trzeba zapracować, jak wszędzie i zawsze.
Mamy wspaniałą Jurę Krakowsko-Częstochowską i Podlesice, które kocham. Mamy piękną plażę w Juracie i serwowaną tam na papierowej tacce flądrę. To są rzeczy, których nie da się powtórzyć w innym miejscu - mówiła. Ta jej wypowiedź została nagrodzona brawami. A potem były jeszcze składane w książkach autografy.
Autorka chętnie rozdawała autografy i pozowała do zdjęć.
(fot. Fot. Piotr Kutkowski )
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?