Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W szkołach rosną nam chore dzieci

KLAUDIA TAJS [email protected]
Rodzice liczą na opiekę lekarzy, którzy do szkół już nie przychodzą. Efekt? Przybywa uczniów ze schorzeniami i wypadamy najgorzej w Unii Europejskiej.

Stan zdrowia polskich uczniów pogarsza się z roku na roku i jest najgorszy w Unii Europejskiej. Zdaniem specjalistów, fatalny stan uzębienia czy coraz większe skrzywienia kręgosłupów to wina braku świadomości rodziców i niewłaściwej opieki medycznej nad dzieckiem w szkole.

Po zmianach w systemie ubezpieczenia zdrowotnego, czyli reformie służby zdrowia w 1999 roku, ze szkół zniknęły gabinety stomatologiczne i lekarskie. Pielęgniarki i higienistki, które dawniej dyżurowały w szkołach przez kilka godzin dziennie, dziś przychodzą tylko na dyżury, które ograniczają się do dwóch lub trzech dni w tygodniu. Tymczasem z danych Komisji Europejskiej wynika, że połowa dzieci w wieku szkolnym nie jest w ogóle badania przez specjalistów.

ZAMKNĘLI GABINETY

Po likwidacji gabinetów lekarskich w szkołach opiekę przejęli lekarze rodzinni, do których dziecko trzeba zaprowadzić. Wielu rodziców zapomina o konieczności przeprowadzenia okresowych badań lekarskich czy nawet o szczepieniach. Dopiero po monitach wysłanych z przychodni zdrowia, do której zapisane jest dziecko, które często kończą się nawet skierowaniem sprawy do Sądu Grodzkiego, przyprowadzają swoje pociechy na okresowe szczepienia.

O ile opieka lekarska jest kontynuowana przez lekarzy rodzinnych, o tyle nadzór stomatologiczny nad uczniem wymknął się spod kontroli. Dzisiaj to rodzic decyduje, czy jego dziecko ma zdrowe zęby, bo szkolni stomatolodzy masowo wyszli ze szkół. - Jeszcze do niedawna w szkołach działały gabinety stomatologiczne - przypomina Marek Jakubowicz, rzecznik Narodowego Funduszu Zdrowia w Rzeszowie. - Dla funduszu, który podpisuje ze stomatologiem kontrakt, nie ma znaczenia, gdzie on przyjmuje. Jednak myślę, że ograniczony dostęp do szkoły sprawił, iż stomatolodzy woleli przyjmować w bardziej dostępnych miejscach.

PIELĘGNIARKA NA REJONIE

W szkołach zostały tylko pielęgniarki i higienistki. Warunkiem podpisania przez nie kontraktu z funduszem jest zebranie określonej liczby podopiecznych. Na każdą z nich przypada od 880 do 1100 uczniów. W małych miejscowościach, gdzie szkoły liczą po 100 lub 200 uczniów, jedna pielęgniarka przypada na kilka placówek. - Dlatego niemożliwością jest, by przez pięć dni w tygodniu dyżurować w jednej szkole - mówi Małgorzata Chalendyk, pielęgniarka środowiskowa z Tarnobrzega.

Zdaniem pani Małgorzaty, tak duża liczba podopiecznych sprawia, że system pracy jest bardzo szybki. - Nadal prowadzimy bilanse rozwoju uczniów - dodaje. - Jeśli w klasie mamy ponad 30 uczniów, to nie ma szans na dokładne sprawdzenie ich stanu zdrowia. Dziś znamy ucznia tylko z karty. Szkoda, bo schorzeń przybywa. Myślę tutaj o problemach płaskostopia, skrzywieniach kręgosłupa czy wadach wzroku, na które cierpi coraz więcej uczniów.

RODZINNI MAJĄ PIECZĘ

Z raportem Komisji Europejskiej i zarzutami, że zły stan zdrowa uczniów to konsekwencja reformy w systemie służby zdrowia, nie zgadza się Robert Bugaj, dyrektor ds. medycznych podkarpackiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia. Twierdzi on, że nie można zrzucać odpowiedzialności za zły nad zdrowia ucznia na lekarzy, stomatologów i pielęgniarki. - To rodzice mają dbać o zdrowie swojego dziecka, a nie masowo pojmowana służba zdrowia - przekonuje dyrektor Bugaj.

- Stwierdzenie, że dawniej uczniowie w szkołach byli otoczeni większą opieką medyczną, jest błędne. Lekarze nie pracowali w szkołach na etatach. Przychodzili tylko na badania lekarskie, które dziś wykonują w przychodniach zdrowia. Faktem jest, że nie ma gabinetów stomatologicznych, ale ich dostępność na rynku jest ogromna, nawet tych bezpłatnych, dlatego uczniowie mogą z nich korzystać. Potrzebne są tylko chęci, których często brakuje.

Z opinią dyrektora Bugaja zgadza się Witold Kłoda, lekarz rodzinny, pediatra, kierownik przychodni Nasze Zdrowie w Tarnobrzegu. - W poprzednim systemie była rejonizacja i uczeń, od przedszkola po szkołę średnią, kilka razy zmieniał lekarza - przypomina Witold Kłoda. - Dziś taki uczeń ma jednego lekarza od urodzenia. To nie wina systemu, że uczeń ma braki w uzębieniu czy krzywy kręgosłup. To wina rodzica, który na pewnym etapie rozwoju swojego dziecka zapomniał, że od czasu do czasu powinien wykonać przegląd dentystyczny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie