Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wał w Koćmierzowie można było obronić! - o ostatniej powodzi i życiu mówi Jerzy Borowski, burmistrz Sandomierza

Małgorzata PŁAZA
To był straszny żywioł. Miałem wrażenie, że są to obrazy z filmu katastroficznego. Cały czas towarzyszy mi przekonanie, że Koćmierzów można było obronić. Moim zdaniem, strażacy za szybko zeszli z wału - mówi burmistrz Sandomierza Jerzy Borowski.

Jerzy Borowski

Jerzy Borowski

Ma 60 lat. Urodził się w Sandomierzu, szkołę podstawową skończył w Trześni. Jest absolwentem Collegium Gostomianum i Politechniki Świętokrzyskiej. W latach 1994 - 2002 sprawował mandat radnego, w 1995 roku został powołany na stanowisko zastępcy burmistrza. Od 2002 roku jest burmistrzem Sandomierza. Żona Stanisława jest radcą prawnym, mają dwie córki Alinę i Ewę oraz troje wnucząt: Olgę, Hanusię i Jakuba. Hobby burmistrza Borowskiego to sport, latem - motorówka i narty wodne, zimą - narty. Interesuje się także historią.

Małgorzata Płaza: * Czy to prawda, że objęcie stanowiska burmistrza Sandomierza było pana celem już na początku pracy w samorządzie?
Jerzy Borowski: - Takie postanowienie powziąłem w 1994 roku, gdy po raz pierwszy zostałem wybrany do Rady Miasta. Dlaczego? Widziałem, ile rzeczy w mieście jest jeszcze do zrobienia. Chciałem zrealizować to, co od lat nie mogło doczekać się realizacji. Już wtedy, gdy chodziłem do szkoły mówiono, że trzeba zrobić coś z Piszczelami, ze stadionem i ze Starówką, która osiada, że należy uporządkować nadwiślański bulwar, nie mówiąc już o zbudowaniu infrastruktury technicznej w prawobrzeżnej części Sandomierza.

* Pomógł upór, determinacja, szczęście?
- Wszystko. Trzeba mieć trochę szczęścia, bez niego trudno jest cokolwiek osiągnąć. Mnie szczęście rzeczywiście sprzyja. Oczywiście konieczny jest upór i konsekwencja w realizacji celów. Jestem uparty. Nie ukrywam, że pomogła mi praca na stanowisku zastępcy burmistrza. Byłem wówczas zaangażowany w realizację wszystkich miejskich inwestycji, między innymi budowę oczyszczalni ścieków, hali sportowej i pływalni. Ośmioletnia praktyka, "terminowanie" to była dobra szkoła, wiele się wtedy nauczyłem. Wyznaję zasadę, że nie jest wstydem nie wiedzieć, wstydem jest się nie uczyć. Teraz również cały czas się uczę, wciąż zdobywam nową wiedzę.

* Co daje panu największą satysfakcję?
- Wykonane inwestycje. Dają one nie tylko satysfakcję, ale także chęć do dalszej pracy. Bycie burmistrzem to na pewno wielki zaszczyt, byłoby jednak wstydem, zajmując to stanowisko, nic nie robić. Mam satysfakcję, że te osiem lat, gdy zarządzam miastem, nie poszło na marne, że pomnożyłem jego majątek. Sandomierz jest obecnie w pierwszej piątce najbogatszych miast w województwie świętokrzyskim.

* Czy w czasie powodzi nie miał pan dość, patrząc na rozmiar tragedii, ogrom pracy, słuchając pretensji i poważnych zarzutów, chociażby o to, że nie ogłoszono na czas ewakuacji? Nie wahał się pan, czy ponownie wystartować?
- Nie miałem wątpliwości, nawet przez moment. Nie poddaję się łatwo. Wiedziałem, że muszę odbudować zniszczoną część miasta i zadbać o to, żeby nie było następnej powodzi, aby katastrofa się nie powtórzyła. To bardzo ważne. Jeśli nie zabezpieczymy prawobrzeżnego Sandomierza, stracimy osiedle przy ulicy Baczyńskiego i przede wszystkim hutę, a tym samym szanse na rozwój. Oczywiście wiedziałem także, że muszę odbudować swoją posesję. Pojawiły się w tym czasie plotki, że kupiłem dom w lewobrzeżnym Sandomierzu i się wyprowadzam.

* Nie myślał pan o tym?
- Nie brałem tego pod uwagę. Zacząłem się odbudowywać tak jak inni mieszkańcy.

* W powodzi stracił pan wiele.
- Popłynęło wszystko, co znajdowało się w domu, na dole. Niedawno uświadomiliśmy sobie z żoną, że najprawdopodobniej nie ocalały nasze dyplomy ukończenia studiów. Ironią losu było to, że utopiła się moja prywatna motorówka. Przewróciła ją fala. To był straszny żywioł. Gdy przepływałem łódką wokół domu i kiedy obserwowałem ludzi siedzących na dachach, miałem wrażenie, że są to obrazy z filmu katastroficznego. Cały czas towarzyszy mi przekonanie, że Koćmierzów można było obronić. Moim zdaniem, strażacy za szybko zeszli z wału.

* Wciąż wraca pan do tego wątku powodzi.
- Tak, ponieważ nie daje mi to spokoju. Włożyliśmy w obronę wału tyle pracy, niewykluczone, że gdybyśmy się nie poddali, do tragedii by nie doszło.

* Wigilia odbędzie się w wyremontowanym domu?
- Udało mi się odbudować, choć jeszcze nie całkowicie. Zostało trochę pracy. Wigilia będzie oczywiście w naszym domu. Zaprosimy na nią wuja, być może będzie także brat. Wcześniej trzeba będzie kupić duży stół. To ważne, że będziemy mogli się spotkać. W pierwszym dniu Świąt po południu lub w drugim jedziemy do córki do Starego Sącza. Będą tam najprawdopodobniej chrzciny Jakuba, mojego najmłodszego wnuka, z którego jesteśmy bardzo dumni. Jego narodziny były najjaśniejszym momentem w czasie powodzi. Dawały mi również motywację, aby przez ten koszmar, przez wszystkie problemy przechodzić z godnością.

* Czy przed Wigilią stanie pan przy kuchni? Pytam, ponieważ znany jest pan jest z talentów kulinarnych i zamiłowania do gotowania.
- Na pewno będę smażył karpia. To moje zadanie numer 1. Niestety, tym razem nie będzie to karp z mojego stawu, tylko kupiony. Przez powódź nie było możliwości łowienia. Smażę karpia na maśle klarowanym. Jest pyszny. Czasami biorę się za gotowanie kapusty z grochem. Nie ukrywam, że mi się udaje.

* Wybiera się pan na narty? Na kiedy zaplanował pan inaugurację sezonu?
- Sezon rozpocznę podczas pobytu u córki. Planujemy zostać u niej do Nowego Roku. W tym okresie będę szalał na nartach. Planuję zabrać na stok moje wnuczki Olgę i Hanię.

* Czy po wygranej w tych wyborach podjął pan jakieś zobowiązania? Pamiętamy to sprzed ośmiu lat.
- Osiem lat temu postanowiłem, że po wyborach przestanę palić. Udało się, nie palę do tej pory. Tym razem nie podejmuję żadnych typu postanowień, z wyjątkiem jednego: być dobrym człowiekiem.

* Zamierzenia zawodowe na najbliższy czas znamy. Wiemy o zabezpieczeniu Starówki, rewitalizacji parku, a jakie są plany prywatne?
- Moje prywatne plany na następny rok? Zamierzam pojechać na narty na dwa tygodnie, a potem w wakacje "odrobić" powódź, czyli spędzić dwa tygodnie nad morzem, a potem na Mazurach. Chcę przepłynąć łódką mój ulubiony szlak Wielkich Jezior. Być może wrócę do surfingu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie