Wyścig odbył się w miniony weekend w Nasielsku. Pawłowi nie udało się go ukończyć w wyznaczonym czasie, ale swój udział uznał za sukces, w myśl zasady, że dopóki się walczy, jest się zwycięzcą. – Nie zmieściłem się po prostu w limicie czasu. Zawody dały w kość, ale cieszę się, że udało się wziąć udział. To pierwsze tak mordercze zawody w moim życiu – powiedział.
Wheelmageddon to nie tylko 2,5 km jazdy w trudnym terenie, ale też aż 23 dodatkowe konkurencje po drodze, w tym spacer farmera, przeciąganie kettla czy czołganie się. Na trasie nikt nikomu nie pomaga. Jest to wyścig tak wymagający, a przy tym popularny, że biorą w nim udział nie tylko wózkowicze z Polski czy z zagranicy, ale nawet sprawne osoby, które siadają na wózek inwalidzki, aby wejść w skórę osób z niepełnosprawnościami.
Wyścig z sukcesem kończą tylko najsilniejsi i najbardziej doświadczeni, a dla Pawła był to debiut w tak morderczej imprezie. Choć ma za sobą udział w terenowych rajdach, to jednak Wheelmageddon jest z zupełnie innej półki. – Niesamowicie trudny był przejazd przez ogień. W gryzącym dymie nie było nic widać i strasznie grzało. Dodatkowym utrudnieniem było to, że po upadku trzeba było samemu się podnieść. Teraz już wiem, że przed następną edycją będę musiał się lepiej przygotować. Mam jednak satysfakcję, że podjąłem takie wyzwanie – dodał Paweł Marchewka.
Paweł zapowiada, że jeśli tylko w przyszłym roku taki wyścig się odbędzie, to też weźmie udział. A w międzyczasie zamierza ostro trenować.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?