Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

[WIDEO] Justyna Kowalczyk po zdobyciu złotego medalu wyznaje: Z trenerem trochę sobie popłakaliśmy

Przemysław Franczak, Soczi
Paweł Relikowski
Rozmawiamy z Justyną Kowalczyk, złotą medalistką zimowych igrzysk olimpijskich w Soczi.

Po dekoracji szczęśliwa, ale zmęczona?
Tak, wszystko to dopiero ze mnie schodzi. W pokoju byłam może 20 minut. Wszystkie trzy byłyśmy na tym podium wypompowane.

Justyna Kowalczk zdobyła złoty medal! (WIDEO, zdjęcia) - czytaj więcej

Emocje, wrażenia były takie, jakich się Pani spodziewała?
Już od samego rana byłam kupką emocji, miałam ich aż za dużo. To płakałam, to próbowałem jakoś złość w sobie wyzwolić, poukładać tę swoją głowę. Ale głowa mnie znokautowała, aż w końcu powiedziałam sobie: nie ta moja głowa robi co chce. Ja mam biegać, wykonać swoją pracę.

Można odnieść wrażenie, że zupełnie inaczej przyjęła Pani ten medal niż złoto wywalczone cztery lata w Vancouver.
Bo to inna sytuacja. Tam tak naprawdę wykonałam zadanie, nie miałam innego wyjścia. Tu co prawda też wykonałam zadanie, ale po tym wszystkim, co się zdarzyło, jest we mnie wielka radość. Chyba pierwszy raz tak bardzo cieszę się ze zdobytego medalu.

Nie ma w tym pytaniu żadnego podtekstu: czuje się Pani rozliczona z biegami?
Czuję się rozliczona z igrzyskami.

Bardzo czekała Pani na igrzyska w Soczi. Oczekiwania podążyły za wrażeniami?
Jest wyjątkowo. Ta moja sympatia do Rosji jeszcze zwiększyła się, a wiadomo od dawna, że jest duża. Ja się tu dobrze czuję. I z tym ich bałaganem, i z ich nostalgią, ich uczuciowością, dobrocią, uśmiechem. Lubię to, rozumiem, jest to dla mnie fajne. Poza tym mam tu wielu przyjaciół, fanów, no i przede wszystkim mój trener pochodzi z Rosji. Ten medal jest dla niego, to ukoronowanie jego pracy.

Mieliście czas porozmawiać spokojnie po biegu?
Tak. Trener się rozchorował, zdążyłam mu przynieść antybiotyki. Popłakaliśmy sobie razem, bo zeszły wszystkie emocje. I ustaliliśmy, co będzie się dalej działo na tych igrzyskach.

A co się będzie działo?
Czekałam na potwierdzenie słów, które mówiłam zaraz po biegu, że nie odpuszczę, że nie ma szans, żebyśmy dziewczyny zostawili same. Trener ma dokładnie to samo zdanie.
Bardzo źle się czuje?
Od dwóch-trzech dni coś go brało, teraz postanowił wziąć antybiotyk. Jak przyszłam do niego, to siedział w maseczce jak Japończyk, rozpalony. On to wszystko bardzo przeżywał. Ja jestem osobą emocjonalną, wybuchową, potrafię rozładować swoje emocje. A on od trzech tygodni bardzo się denerwował, ale próbował być ostoją. I nią był. Teraz z niego też zeszły emocje.

Przez te ostatnie miesiące nie myślałaś sobie, tyle jest pięknych do rzeczy zrobienia, czy warto się jeszcze męczyć?
Nie. Przecież tyle czasu poświęciliśmy na to, żeby do tych igrzysk się przygotować. Miałam tu swój dystans, na którym przez trzy lata przegrałam tylko raz, tydzień przed igrzyskami zresztą. Takich szans nie można marnować.

Teraz w Soczi będzie łatwiej?
Będzie tak samo. Został bieg na 30 kilometrów, sztafety, a ja bardzo lubię walkę sztafetową. W biegu na 30 kilometrów nie wiadomo, co pokażę. Jak będzie taka pogoda jak na "dziesiątkę" to będziemy bardzo długo biegły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie