Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka awantura o kielecki Szpital Miejski. Pacjenci wylądują na ulicy?

Iza BEDNARZ
www.szpitalkielecki.com
Sytuacja Szpitala Kieleckiego zapętla się coraz bardziej. Skutek tej awantury może być taki, że od dziś wielu pacjentów zostanie bez lekarskiej pomocy!

Od ponad miesiąca stoi pusty oddział internistyczny. Interniści, którzy odeszli z pracy i zarząd Szpitala prowadzą kolejne rozmowy i rozstają się w coraz większych nerwach. Pacjenci tłoczą się w przepełnionych oddziałach na Czarnowie i Czerwonej Górze.

Dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Kielcach Jan Gierada uprzedza, że od dziś przestanie przyjmować nowych chorych.

O CO TU CHODZI?

Na czwartkowej połączonej komisji zdrowia, sportu i edukacji Rady Miejskiej w Kielcach znów burza. Zresztą nie pierwsza o Szpital Kielecki, którego właścicielem jest miasto Kielce. Radni coraz bardziej nerwowo reagują na ten temat. Powód: kolejne zerwane rozmowy pomiędzy internistami a prezes Zarządu Grażyną Zabielską.

- O co tutaj chodzi? Prosiliśmy władze miasta o podjęcie pilnych działań w sprawie odtworzenia oddziału internistycznego, a jak zgłosiło się 3-4 lekarzy, którzy chcieli podjąć pracę na warunkach sprzed złożenia wypowiedzeń, prezes Zabielska zaproponowała im inne, mniej korzystne. Mamy czerwiec. Oddział nie działa drugi miesiąc - denerwuje się doktor Włodzimierz Wielgus, przewodniczący komisji zdrowia i dyrektor Szpitala Dziecięcego w Kielcach.

- Dlaczego miasto Kielce dysponując miliardowym budżetem nie chce pomóc temu szpitalowi? Likwiduje się oddział wewnętrzny tak potrzebny mieszkańcom Kielc. Idzie się w zaparte, bo sprawy ambicji są ważniejsze - dodaje doktor Stanisław Góźdź, dyrektor Świętokrzyskiego Centrum Onkologii.

- U mnie się dzieją dantejskie sceny. Ludzie są leczeni w warunkach niegodnych człowieka. Leżą na korytarzach oddziału internistycznego, bez poszanowania intymności, jak bydło - sekunduje Jan Gierada, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego.

Radny Jerzy Pyrek próbuje uporządkować: - Zaraz, są lekarze, którzy chcą podjąć pracę, pacjenci czekają, więc, o co tu chodzi?!
I DOGADAĆ SIĘ NIE MOGĄ

Zaczęło się na początku roku, kiedy Szpital Kielecki Świętego Aleksandra spółka prawa handlowego dostał o 2 miliony złotych mniejszy kontrakt na ten rok. Jak stwierdzili urzędnicy Narodowego Funduszu Zdrowia - na skutek nieprawidłowo złożonej oferty. - Sprawa jeszcze nie jest przesądzona. Wciąż czekam na odpowiedź z Centrali Narodowego Funduszu Zdrowia na moje odwołanie - zastrzega prezes Grażyna Zabielska.

Żeby załatać dziurę w budżecie, szpital przystąpił do konkursu na nocną, świąteczną, ambulatoryjną i wyjazdową opiekę lekarską i pielęgniarską. Interniści zatrudnieni w tym szpitalu złożyli protest do Narodowego Funduszu Zdrowia i wymówienia z pracy. - Nie mogliśmy zgodzić się na pracę na oddziale i internistycznej izbie przyjęć jednocześnie. A szczególnie na wyjazdy do chorych, gdzie również mielibyśmy leczyć dzieci. Proszę zrozumieć, jak jest się specjalistą od dorosłych, nie można leczyć dzieci. To naprawdę różni pacjenci. Baliśmy się o siebie i o nich - tłumaczą. Zapowiedzieli, że wrócić mogą tylko z ordynatorem, który również się zwolnił.

Szpital kontraktu nie dostał, wymówienia zostały przyjęte. Pacjentów z oddziału chorób wewnętrznych i diabetologii ewakuowano pod koniec kwietnia do Szpitala Wojewódzkiego na Czarnowie i w Czerwonej Górze. Oddział zawiesił działalność do końca czerwca. Oliwy do ognia dolało środowisko świętokrzyskich lekarzy wzywając na ostatnim zjeździe kolegów do przestrzegania solidarności zawodowej z internistami ze Szpitala Kieleckiego i nie podejmowania pracy w tym oddziale.

Pat trwa drugi miesiąc. Zarząd spółki szukał jednocześnie innych internistów za pośrednictwem ogłoszeń w prasie, radiu, izbach lekarskich i uczelniach medycznych. Bez powodzenia. Odbyło się kilka spotkań zwaśnionych stron. Wydawało się, że kompromis jest blisko. 13 maja czwórka internistów zadeklarowała na spotkaniu z wicedyrektorem Szpitala doktorem Arturem Lepiarczykiem, że wróci, nawet bez ordynatora, który już zaczął pracę w Świętokrzyskim Centrum Onkologii. Postawili jeden warunek: o 20 procent wyższe uposażenia. - Uważaliśmy, że należy się nam wyższe wynagrodzenie, bo pracowalibyśmy w okrojonym składzie, mieli więcej obowiązków - tłumaczą. - Nie mamy o czym rozmawiać - wycofał się doktor Lepiarczyk.

PUNKT ZERO

27 maja kolejne spotkanie w obecności prezes Grażyny Zabielskiej, pielęgniarki naczelnej, oddziałowej interny i prawnika. Internistów reprezentują doktor Ewa Banach i doktor Wiesław Kucharczyk, któremu zaproponowano stanowisko ordynatora i odtworzenie oddziału. - Nie stawialiśmy żadnych żądań, chcieliśmy tylko wrócić do stanu sprzed wymówień, zgodzilibyśmy się na te same warunki i katorżniczą pracę, bo zależało nam na tym oddziale - mówi Ewa Banach.

- Zaczynamy wszystko do początku, od punktu zero. Tak im zaproponowałam - mówi prezes Zabielska. Punkt zero dla niej oznaczał przyjęcie lekarzy na kontrakty. - Bo większość z nich miała takie umowy wcześniej, a ja chciałam ujednolicić zatrudnienie - argumentuje. - Tylko tak dałoby się sensownie ułożyć pracę na tym oddziale na początek, zanim przyszliby inni lekarze.

Dla doktor Ewy Banach punkt zero oznaczał etat, bo taką umowę miała do momentu złożenia wymówienia. - Następnego dnia pani prezes Zabielska zadzwoniła do mnie i powiedziała, że możliwe jest tylko przejście na kontrakty - relacjonuje lekarka. - Uznaliśmy, że to krzywdzące, bo kontrakt nie daje nam żadnych gwarancji socjalnych, sami musielibyśmy płacić sobie ZUS. Więcej rozmów nie było.

- Praca na kontrakcie daje im takie same gwarancje socjalne jak etat. Od początku czerwca na kontrakty przeszły pielęgniarki z bloku operacyjnego i są zadowolone - uważa prezes Zabielska.

- Tak się cieszyłyśmy, jak zobaczyłyśmy naszych internistów w szpitalu. Jedna do drugiej się śmiała, że może w końcu się dogadają, że ruszymy. I co? Wygląda to tak, jakby władze miasta nie wyraziły zgody na powrót lekarzy zatrudnionych na tym oddziale, dlatego każdy powód, żeby się z nimi nie dogadać, jest dobry - mówią pielęgniarki z interny, które rotacyjnie biorą urlopy wypoczynkowe, bo nie ma dla nich pracy w szpitalu.

KOMU ZOL? KOMU?

43 - łóżkowy oddział wewnętrzny stoi zamknięty. - Aż się człowiekowi serce ściska jak się patrzy na te puste sale. A przecież tu zawsze było pełno pacjentów, mieliśmy przekroczony kontrakt - mówi Anna Kryszczak, wiceszefowa Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych w Szpitalu Miejskim.

Ostatni pomysł na Szpital Kielecki: zakład opiekuńczo - lecznicy zamiast interny. Prezes Grażyna Zabielska dostała takie pełnomocnictwo od władz miasta, które mimo to konsekwentnie dążą do sprzedaży udziałów szpitala (budynek i działka pozostałyby nadal własnością miasta).

- Jedno nie wyklucza drugiego - mówi wiceprezydent Andrzej Sygut. - Przecież przygotowanie szpitala do prywatyzacji potrwa wiele miesięcy, a ten oddział nie może stać pusty. Zasięgaliśmy informacji w Narodowym Funduszu Zdrowia i wiemy, że jest zapotrzebowanie na takie usługi. Nasze działanie jest głęboko przemyślane i oparte na analizie sytuacji.

- W tym mieście brakuje 100 łóżek internistycznych - ripostuje dyrektor Jan Gierada, jednocześnie od lat radny Kielc. - U mnie jest taka sytuacja, że nie wiem, czy nie będzie następnego oddziału internistycznego do likwidacji. Nie da się wytrzymać przy takim natłoku pacjentów.

Pielęgniarkom z oddziału internistycznego zależy na odtworzeniu interny. - Bo wtedy mamy na pewno pracę. W przypadku utworzenia zakładu opiekuńczo - leczniczego nikt nam takiej gwarancji nie daje - mówi Anna Kryszczak. Prezes Grażyna Zabielska nie udziela takich gwarancji.

Jak twierdzi Beata Szczepanek, rzecznik prasowy świętokrzyskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, do Funduszu nie wpłynęły jeszcze żadne dokumenty ze Szpitala Kieleckiego, na podstawie których mógłby zostać ogłoszony konkurs na świadczenia opiekuńczo - lecznicze. - Procedura konkursowa trwa przynajmniej miesiąc, nie zdążą wystartować od 1 lipca - mówi rzecznik.

A SZPITAL TONIE

Każdy kolejny miesiąc przestoju oddziału internistycznego to straty. Za pierwszy kwartał to już 470 tysięcy złotych. Na najbliższej sesji Rady Miasta ma wrócić ponownie projekt uchwały o sprzedaży szpitala. - Ten szpital musi mieć internę, niezależnie od tego, czy będzie sprzedany, czy nie. Bez interny traci na wartości - uważa doktor Włodzimierz Wielgus.

- Trzeba było sprzedać ten szpital jak miał 30 milionów długu. Dlaczego miasto tego nie zrobiło? - zastanawia się doktor Góźdź. (Kiedy Szpital Miejski był przekształcany w spółkę, miasto wyłożyło 30 milionów złotych na pokrycie jego długu, teraz potrzeba ponad 20 milionów złotych na doposażenie szpitala i dokończenie bloku operacyjnego - przyp. red.)

Lekarze ze Szpitala Kieleckiego rozmawiali z przedstawicielami prezydium Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej o złagodzeniu stanowiska w sprawie oddziału internistycznego. - Uznaliśmy, że skoro większość z nas ma już inną pracę, nie ma sensu wzywanie innych kolegów do przestrzegania solidarności zawodowej. Chcieliśmy dać temu szpitalowi szansę.

- Kto przyjdzie do pracy w takiej niepewnej sytuacji? Dziś zol, a jutro może operacje zaćmy, bo tak się spodoba nowemu właścicielowi. Chcemy, żeby władze miasta konkretnie z nami porozmawiały i przedstawiły swoją koncepcję dla Szpitala Miejskiego - mówią pracownicy lecznicy.
Jan Gierada zapowiada: - Jutro przygotuję na piśmie polecenie, żeby nie przyjmować żadnych pacjentów ponad stan na nasz oddział internistyczny. Gdzie mam ich położyć? Na piętrowych łóżkach na korytarzu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie