Palmowa Niedziela była znakiem, że wielkimi krokami zbliża się Wielkanoc. Do tego dnia na dawnej świętokrzyskiej wsi musiały się już zakończyć wszelkie prace porządkowe w chałupie i na zewnątrz.
– Oczywiście te świąteczne porządki wyglądały inaczej niż dzisiaj – podkreśla Ewa Tomaszewska, etnograf z Muzeum Wsi Kieleckiej, autorka książki „Wiosenne świętowanie na Kielecczyźnie”. – W warunkach drewnianej, wiejskiej chałupy takim corocznym obowiązkiem z okazji świąt było bielenie chałupy na zewnątrz i wewnątrz, polepianie przestrzeni między belkami gliną, żeby usunąć wszelkie zniszczenia, które mogły być po zimie, odświeżyć. Oczywiście każda gospodyni starała się odpowiednio przystroić wnętrze. Jeśli była już drewniana podłoga, a w pierwszej połowie XX wieku to była prawdziwa rzadkość, to szorowano ją perzem. Częściej jednak w chałupach było klepisko, które z okazji świąt posypywano piaskiem. Panie przygotowywały też ozdoby, na przykład pająka ze słomek i bibułowych kwiatów – ozdobę bardzo dekoracyjną, misterną, którą zawieszano u powały. Kwiaty bibułowe ozdabiały obrazy, ściany. Panie wykonywały też papierowe wycinanki oraz firaneczki z pergaminu. To sprawiało, że wnętrze nabierało tego uroczystego, świątecznego charakteru.
Porządki do Niedzieli Palmowej
Porządki trzeba było zakończyć przed Palmową Niedzielą. – Bieliło się przed Wielkim Tygodniem, bo w Wielkim Tygodniu już nie wolno, bo „zabielało się rany Pana Jezusa” – tłumaczył jeden z rozmówców Ewy Tomaszewskiej, którego wypowiedź przytacza w swojej książce.
Nie oznacza to, że w Wielki Tydzień nie było już żadnych obowiązków. – Te dni przeznaczano głównie na szykowanie świątecznych potraw. Odpowiednio wcześniej przygotowywano swojskie wędliny, które w ciągu roku były rzadkością
– Na kilka dni przed świętami kiszono barszcz, gotowano bigos. Wypiekano chleby i świąteczne ciasta – wymienia Ewa Tomaszewska. – Ciasta były bardzo proste, drożdżowe, baby. Na Kielecczyźnie było dość biednie. Czasami był sernik, niekiedy wspomina się o makowcu. Starano się jednak, żeby święta były obfite, nawet jeśli było biednie, żeby było więcej na stole niż na co dzień, bo ta świąteczna uczta, to świąteczne biesiadowanie miało zapewnić dostatek w ciągu roku, miało zaklinać przyszłość.
Świętokrzyskie kraszanki
Na świątecznym stole nie mogło też zabraknąć jajek – najważniejszego elementu świąt Wielkiejnocy, symbolu odradzającego się życia, znaku zwycięstwa Chrystusa nad śmiercią. – Jajka zdobiono w Wielki Piątek, a czasami też w Wielką Sobotę. Zwykle zajmowały się tym gospodynie i dzieci. Była też tradycja, że kobiety spotykały się w jednym domu i wspólnie malowały jajka – dodaje etnograf.
Nie sięgano po wyszukane zdobnictwo. – Wielkanocne jajka były zdobione przy wykorzystywaniu najprostszych technik. Najczęściej barwiono je na jeden kolor, uzyskując tak zwane kraszanki. Najczęściej gotowano je w wywarze z łupin cebuli, co nadawało im kolor od żółtego po brązowy – wyjaśnia Ewa Tomaszewska. – Inne kolory można było uzyskać z młodego zboża czy buraków. Znana była również technika batikowa – pisanki zdobiono poprzez nanoszenie wzorów na jajku gorącym woskiem, a następnie barwienie. Wzory w formie zygzaków czy geometrycznych ornamentów nie były bardzo skomplikowane.
Obfita święconka
Wszystkie pokarmy były święcone w Wielką Sobotę. – Dziś zabieramy do święcenia symboliczne ich ilości i w koszyczku niesiemy do kościoła. Dawniej święcono całość jedzenia przygotowanego na święta. Pakowano je w kosze, niecki, chusty i niesiono w miejsce wyznaczone do święcenia. To mogła być jakaś duża izba u jednego gospodarza, mogło to być miejsce pod kapliczką, pod krzyżem przydrożnym albo pod dworem, gdzie przyjeżdżał ksiądz – wymienia.
Jak pisze Ewa Tomaszewska, do stałych składników „święconki” należały przede wszystkim chrzan, chleb, jajka i kiełbasa. Często do koszyczka wkładano też masło, szynkę, baranka z cukru lub ciasta i kawałek placka drożdżowego. Można było tam znaleźć także ocet, ser, pieprz, kawałek mięsa czy bułkę. Poszczególnym pokarmom przypisywano określone znaczenie, a także szczególne właściwości.
Znaczenie pokarmów
Baranek symbolizuje Chrystusa Zmartwychwstałego. Chleb – ciało Syna Bożego, w kulturze tradycyjnej chleb był otoczony szacunkiem, był ważnym rekwizytem wielu obrzędów i praktyk magicznych. Sól – w kulturze ludowej środek zabezpieczający przed oddziaływaniem złych sił i urokami, jest też symbolem nieśmiertelności oraz ochrony życia ludzkiego od rozkładu i zepsucia. Chrzan – miał przypominać o cierpieniu i męczeńskiej śmierci Chrystusa, zapewnić zdrowie, siłę i witalność. Ocet – był pamiątką tego, że Pan Jezus był także pojony octem. Mięso i wędliny to symbole dobrobytu.
Poświęcenie pokarmów nie oznaczało końca Wielkiego Postu. – Dopiero po uroczystej mszy rezurekcyjnej było śniadanie wielkanocne, które było tym pierwszym niepostnym posiłkiem – mówi Ewa Tomaszewska.
– Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego była tak wielkim świętem, że nie można było wykonywać żadnych prac. Należało świętować, zwykle w bliskim kręgu rodzinnym, raczej pozostawano w domu, biesiadowano. Natomiast bardziej żywiołowym dniem był drugi dzień świąt, czyli Lany Poniedziałek.
Centralne miejsce – kościół
W „Lejek”, zgodnie ze starą tradycją, obficie oblewano się wodą. – Tego dnia każdy oblewał każdego, jednak przede wszystkim w zabawie brali udział kawalerowie, którzy oblewając, okazywali zainteresowanie wybranym pannom – czytamy.
W czasie przygotowań i samej Wielkanocy ważne miejsce zajmowały nabożeństwa. W Triduum Paschalne czuwano przy grobie w kościele, brano udział w drodze krzyżowej. W Wielką Sobotę nie tylko święcono pokarmy, ale także wodę. Wielkanoc rozpoczynano od rezurekcji. Kościół odwiedzano także w Lany Poniedziałek. – Niektórzy informatorzy wspominają zwyczaj porannych procesji bez udziału kapłana, podczas których gospodarze obchodzili swoje pola z kościelnymi chorągwiami, śpiewając religijne pieśni – pisze Ewa Tomaszewska. – Procesje te miały chronić uprawy przed zarazą.
Odrodzenie przyrody
Bo świętowanie na wsi było nierozerwalnie związane z przyrodą. – Świętowano też rozkwit wiosny po zimowej martwocie – dodaje etnograf.
Wiele obrzędów, czynności wykonywanych w Wielkanoc miało zapewnić dostatek i bezpieczeństwo. Na przykład skorupek z poświęconych jajek nie można było wyrzucić, tylko trzeba było je spalić. Inni wysypywali je do ogródka, aby rośliny lepiej rosły, albo dawali kurom, żeby się lepiej niosły. Wiele zastosowań miała z kolei woda święcona. Nie tylko kropiono nią dom, domowników i zagrodę, ale także pola podczas wiosennych obchodów, aby ochronić je od klęsk żywiołowych i zapewnić dobre plony.
Wiosenne świętowanie na Kielecczyźnie
Tekst powstał w oparciu o najnowsze wydawnictwo Muzeum Wsi Kieleckiej „Wiosenne świętowanie na Kielecczyźnie” oraz po rozmowie z jego autorką Ewą Tomaszewską. Książka powstała na podstawie rozmów prowadzonych z mieszkańcami świętokrzyskich wsi, którzy urodzili się w latach 1918 – 1950. To wielowątkowa opowieść o zwyczajach panujących na wsi, w okresie od Środy Popielcowej do nocy świętojańskiej.
Ewa Tomaszewska
Ukończyła etnologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Radomianka urodzona w Malborku, a obecnie mieszka w Kielcach. Pracuje w Muzeum Wsi Kieleckiej. Interesuje się kulturą współczesną i religijnością wsi. Autorka książek „Magia Świąt. Zimowy cykl w tradycji i zwyczajach mieszkańców kieleckiej wsi” oraz „Wiosenne świętowanie na Kielecczyźnie”.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?