Niektórzy wolontariusze czują się dobrze tylko w rozmowach z chorymi przy herbacie, inni wolą odnieść naczynia, zmienić pościel albo pidżamę. Jedni przychodzą w porze modlitwy, inni na czas rozdawania posiłków, karmienie i mycie podopiecznych. Bo akurat w tym czują się najlepiej. Są i tacy, którzy zabierają chorego na wycieczkę, a nawet do własnego domu. Nic nie jest ich w stanie przerazić. Chcą zawalczyć o to, aby hospicjum nie było „smutną umieralnią”.
- Są wolontariusze, którzy przychodzą codziennie, inni raz na jakiś czas lub tylko w określone dni tygodnia. Pracy przy chorych jest sporo i każda para rąk się przydaje. Hospicjum to miejsce, w którym pobyt najczęściej kończy się śmiercią. Z pewnością często ludzie, którzy chcą zdecydować się na wolontariat, zadają sobie pytanie: jak inni wolontariusze radzą sobie z tym, że dziś nie ma już tej osoby, którą wczoraj się opiekowali? Patrzę na ludzi, którzy nam pomagają w wolontariacie. Wiem, że w takich momentach robi im się smutno. Jednak nie przeżywają tego jakoś mocno w związku z własnym poczuciem osamotnienia, choć nikt nie jest ze stali. Wiedzą, że są u nas i z nami dla pacjentów, żeby to oni nie czuli się samotni w tym ciężkim dla nich czasie i to jest najważniejsze - tłumaczy doktor Joanna Śpiechowicz.
Włoszczowskie Hospicjum stale szuka wolontariuszy. Kiedy utworzy się grupa przechodzi szkolenia. W naborze mają pomóc słowa Alberta Schweitzera: ”Otwórz szeroko oczy i rozejrzyj się czy ktoś nie potrzebuje trochę czasu, trochę uwagi. Może jest to człowiek samotny albo zgorzkniały, albo chory, albo niedołężny. Może starzec, a może dziecko. Nie pomiń okazji, gdy możesz coś z siebie ludziom ofiarować jako człowiek”.
- Potrzebna jest nie tylko empatia, ale też umiejętność akceptacji człowieka w całości, co bywa trudne, szczególnie dla kogoś, kto nie spotkał się wcześniej z ciężką chorobą, cierpieniem i śmiercią. Dla mnie, lekarki, nie stanowi problemu stan pacjenta i jego reakcje w chorobie, ale dla kogoś "z zewnątrz" może mieć z tym problem. Nie wszyscy są też w stanie zaakceptować śmierć. Dla osoby wierzącej śmierć jest naturalna, ale są osoby, którym trudno się z nią oswoić - tłumaczy doktor Joanna Śpiechowicz.
Mija trzy lata, odkąd nasze hospicjum stacjonarne przyjęto pierwszych pacjentów. O pobycie w placówce, pracy i wolontariuszach można napisać książkę. Droga do śmierci tak wielu, jest szlakiem do życia dla tych, którzy chwycili ich za rękę. Cud wrażliwości, dotyku i czułości może zdarzyć się tutaj przy każdym z 16 łóżek i w każdej chwili.
- Bierzemy na barki ciężar, który niesie osoba chora. My przecież jesteśmy silniejsi. To jest chyba spełnienie i szczęście - mówi jedna z wolontariuszek. O jej pracy doktor Śpiechowicz opowiada: - Jeden z naszych samotnych pacjentów za sprawą kogoś tak ofiarnego najlepszy czas w życiu miał na końcu. Tak bardzo martwił się o długi w sklepach spożywczych, a jedno dobre serce sprawiło, że to żaden powód do zmartwień. W takich momentach trudno nie uwierzyć w Opatrzność Bożą. Czas jest wszystkim co mamy naprawdę.
Jak podkreśla doktor Śpiechowicz, pandemia nie sprzyja pomaganiu innym w szpitalach. - Ale miejmy nadzieję, że epidemia w końcu minie, a osób chętnych do służenia osobom chorym terminalnie nie zabraknie - wierzy lekarka.
- Będziemy pokazywać pracę wolontariuszy z naszego miasta i okolic. Kto chciałby zostać wolontariuszem może zadzwonić pod numer 41 - 38 - 83 - 733 - mówi Iwona Boratyn, rzecznik prasowy Urzędu Gminy Włoszczowa
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?