Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wołosatki - świętokrzyski towar eksportowy

Lidia CICHOCKA
Kieleckie Wołosatki to najbardziej rozpoznawalny zespół harcerski w Polsce. Śpiewa już 35 lat i przeżył wiele niezwykłych przygód.

Wołosatki

Wołosatki

Najbardziej rozpoznawalny w Polsce zespół harcerski, śpiewający nowocześnie autorskie piosenki turystyczne i poetyckie. Cechą charakterystyczną Wołosatek jest wielogłosowe, rzadko spotykane brzmienie. Zespół śpiewa na koncertach akompaniując sobie na gitarach i instrumentach perkusyjnych. W tym roku świętuje 35-lecie działalności. W sobotę ukaże się najnowsza, już osiemnasta płyta zespołu.

Pomysł, by Wołosatki istniały cały rok zrodził się w Soczi, w Danii śpiewały dla 25 tysięcy publiczności, w Anglii dały 28 koncertów w ciągu dziesięciu dni, w Chinach uczyły śpiewać - podróże są bardzo ważne w historii najpopularniejszego polskiego zespołu harcerskiego Wołosatki.

Harcerski zespół Wołosatki powstał 35 lat temu, w Bieszczadach. - W tamtych czasach w Bieszczadach latem gościło kilka tysięcy harcerzy, było wiele stanic i każda chciała się czymś wyróżnić - mówi Ryszard Pomorski, dziś dyrektor Domu Środowisk Twórczych w Kielcach, wraz ze Stanisławem Adamczakiem, dziś rektorem Politechniki Świętokrzyskiej w Kielcach, założyciel zespołu. - My mieliśmy Wołosatki, które nazwę wzięły od miejscowości, gdzie była kielecka stanica.

Przez kilka lat zespół działał tylko w czasie wakacji. - Skrzykiwaliśmy się jeszcze jesienią, żeby wydać płytę i to tyle - mówi Pomorski. To zmieniło się dopiero po pierwszym zagranicznym wyjeździe. W 1984 roku Wołosatki zaproszono do Soczi. - U nas dochodziliśmy do siebie po stanie wojennym, słowo "solidarność" było źle widziane, a tam nad festiwalową sceną wisiało ogromne hasło: "Solidarni z bratnimi narodami" - wspomina Pomorski. - Nie trzeba nam było zachęty. Cały zespół radośnie skandował: "So-li-darność! So-li-darność!"

Bułgarzy zorientowali się, że coś jest nie tak, ale wszyscy usłyszeli Polaków. Wyjazd do Soczi bardzo zintegrował zespół i to wtedy zapadła decyzja, że Wołosatki będą działać także zimą i wiosną. - Zaczęliśmy jeździć po Europie i to była dodatkowa zaleta, dodatkowy magnes przyciągający do zespołu - dodaje.

DRINK DLA UCZENNIC

W Anglii Wołosatki promowały Polskę na potężnych targach turystycznych. W ciągu dziesięciu dni dały wtedy 28 koncertów i prawie każdy spośród miliona gości usłyszał je. Wielkim wydarzeniem w historii zespołu był wyjazd na Kubę. - To był 1988 rok, a nas podejmowano jak królów - mówi dumny szef. Raul Castro wręczał dziewczynom upominki, głównie owoce. Wtedy banany, pomarańcze to były rarytasy, każdy chciał to dowieźć do domu, ale nie udało się. Owoce zgniły.
Wszyscy zapamiętali też poczęstunek. - Było bardzo gorąco i chciało się pić, podano napój, dziewczyny, tak jak wszyscy, wzięły po dużym łyku i konsternacja, bo to był bardzo mocny i bardzo słodki drink. Na pewno nie dla małolatów, Wołosatki były najmłodsze w polskiej delegacji. Organizatorzy w ogóle o tym nie pomyśleli i rozdawali wszystkim jak leci talony na napoje - w kurortach takich, jak Vardero dostawało się za nie tylko alkohol. Nieprocentowe trunki musieliśmy załatwiać sami.

KOLĘDA W PAŹDZIERNIKU

Swoimi głosami Wołosatki czarowały też publiczność na festiwalu w duńskim Roskilde. - Pierwszy raz śpiewaliśmy do 25 tysięcy ludzi, to robi wrażenie - mówi Pomorski i dodaje, że od organizatorów dostali nuty i słowa hymnu tego festiwalu. - To był jakiś okropny marsz, więc przerobiliśmy go po swojemu i na tej scenie zaśpiewaliśmy. Duńczyków ścięło, ale nasza wersja bardzo się spodobała.
Kiedy po roku Wołosatki wróciły do Roskilde, dostały płytę z piosenkami nagranymi w trakcie koncertu. Był wśród nich hymn "Błękitne lato", które dziewczyny chętnie śpiewają. Ich repertuar rozszerza się, czasami zupełnie niespodziewanie. Kiedy Wołosatki pojechały do Włoch jako maskotka piłkarek ręcznych, adaptowały na własne potrzeby piosenki śpiewane przez kibiców, wywołując entuzjazm. Wołosatki śpiewają bowiem tak, jak rzadko kto dzisiaj potrafi, na głosy, każda piosenka, mimo że brzmi tak łatwo, jest trudna do zaśpiewania.

- Zwłaszcza dla cudzoziemców - mówi Ryszard Pomorski i przywołuje historię przyjaźni z Martinem Gonnisen-Lendersem, szefem zespołu, którego poznał na międzynarodowym festiwalu w Neerpelt w Belgii. Oba zespoły spotkały się kilka lat później w Bydgoszczy na kolejnym międzynarodowym festiwalu. Tym razem role się odwróciły i zawiązała się nić porozumienia, która przerodziła się w coś większego. To dlatego Wołosatki zostały zaproszone do As z kilkoma koncertami. - Przyjęto nas niebywale serdecznie - podkreśla Pomorski. - Dziewczyny mieszkały u belgijskich rodzin, które traktowały je jak własne dzieci. To było niesamowite.

Na jubileusz

Na jubileusz

Wołosatki jubileusz 35-lecia istnienia obchodzą koncertem i spotkaniem w sobotę w Wojewódzkim Domu Kultury, drugi, kameralny koncert odbędzie się w piątek, 4 grudnia w pałacyku Zielińskiego. Wydały też płytę "Piosenki liryczne", która jest zbiorem spokojnych, nostalgicznych utworów, idealnych do słuchania w domu. Także z okazji 35-lecia powstała piosenka "Daleko stąd". Jej premiera odbędzie się na najbliższym koncercie.

Wołosatki wiedziały, że gospodarze szykują im niespodziankę. Na ich cześć zaśpiewali po polsku wołosatkowy szlagier "Połączyła nas muzyka". - Cały tekst mieli rozpisany fonetycznie i na przykład słowo połączyła wyglądało tak: powatsijwa - mówi Pomorski. - Byliśmy tym wzruszeni, a na pożegnalnym koncercie śpiewaliśmy wszyscy razem. Trzeba przyznać, że teksty wszystkich piosenek były tłumaczone na flamandzki, a kiedy do naszych dziewczyn dołączył się tak duży chór, ciarki chodziły po plecach.

Jednak jeśli o wspólnym śpiewaniu tego wołosatkowego szlagieru zespół uprzedzono, to o kolejnej niespodziance nie. A Martin poprosił o wspólne zaśpiewanie jednej piosenki, która strasznie się Flamandom spodobała. - Okazało się, że to kolęda "Lulajże Jezuniu". W połowie października mieliśmy śpiewać kolędę. Próbowaliśmy wytłumaczyć, że to nie ta pora, ale nic z tego, trzeba było śpiewać, bo gospodarze spisali fonetycznie słowa, mieli naszą płytę i nauczyli się wszystkich zwrotek - mówi Pomorski.

ZDJĘCIA Z MAJDANEM

Oczywiście, jak to w podróżach, zdarzają się czasami rzeczy niezwykłe. - Jadąc do Łodzi zorientowaliśmy się, że nie mamy gitary basowej, a bez niej nie będzie koncertu - opowiada Pomorski. - Zadzwoniłem więc do kolegi z Łodzi, by pożyczył swoją, ale on akurat dojeżdżał do Białegostoku. Zadzwonił jednak do znajomego chłopaka w sklepie muzycznym, a ten czekał godzinę po zamknięciu i pozwolił wybrać taką, jaka nam pasowała. Nie chciał żadnego dokumentu, prosił tylko, by po koncercie podrzucić instrument do jego domu.

Wołosatki przypadły też do gustu znanemu bramkarzowi Radkowi Majdanowi, kiedy w czasie pobytu w Szczecinie spotkali się na Wałach Chrobrego. On szedł z całą drużyną Pogoni, prowadził pieska Dody. Radek poprosił swych kolegów, głównie Brazylijczyków, do zapozowania do wspólnego zdjęcia. - I dzięki temu na naszej stronie mamy zdjęcie z Majdanem - mówi Ryszard Pomorski, który na stronę zagląda często.

Cieszą go komentarze wystawiane przez fanów zespołu. Ciągle jest ich mnóstwo i to najlepiej świadczy o tym, że zespół ciągle się podoba. - My nie idziemy na łatwiznę. Nasze piosenki mają swój klimat, mądre słowa, o coś w nich chodzi. Na dodatek są świetnie zaśpiewane. Dzisiaj takich zespołów nie ma, bo to trudne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie