MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z choroby uczynił siłę. Dziś pomaga innym

Lidia CICHOCKA
- Obowiązkami dzielimy się, jak wszystkie małżeństwa - mówi Agnieszka Maj. - Życie z osobą niewidomą wymaga tylko pewnej dyscypliny.
- Obowiązkami dzielimy się, jak wszystkie małżeństwa - mówi Agnieszka Maj. - Życie z osobą niewidomą wymaga tylko pewnej dyscypliny. Dawid Łukasik
- Ponoć kiedyś widziałem, ale ja tego nie pamiętam - mówi Wojciech Maj. Wzrok straciłem w wieku kilku miesięcy, więc nawet nie miałem poczucia straty, bo gdy się nie wie, co się traci to chyba jest łatwiej. Wojciech Maj mieszka w Kielcach, jest właścicielem firmy Medison, jeździ po Europie i Polsce, szkoli, doradza, głównie niewidomym.

Klub już działa

Klub już działa

Klub Wolna Strefa w osiedlu Na Stoku w od poniedziałku do piątku w godz. 13-19, a w soboty 9-14. Każdy uczestnik może wybierać spośród zajęć: plastycznych, kulinarnych, informatycznych, sportowych, rehabilitacyjnych, autoprezentacji, prawidłowej komunikacji. Zajęcia są bezpłatne. Szczegóły pod nr tel. 362-37-44 lub 501-395-539 lub 695-660-340.

- Samodzielności uczyłem się dosyć szybko. Rodzice posłali mnie do szkoły specjalnej dla niewidomych. W Laskach. Nie przyjeżdżali zbyt często, bo to były lata 60., komunikacja nie była tak łatwa jak dzisiaj - opowiada o swoim dorastaniu. Nie chce być postrzegany jako osoba zasługująca na współczucie z powodu niepełnosprawności. Chociaż najczęściej tak traktuje się niewidomych.

- To bzdurne schematy. Co warte jest przekonanie, że większość niewidomych jest uzdolniona muzycznie? Może widzących też byłoby więcej, ale oni mogą rozwijać inne zainteresowania, a niewidomi mają ograniczone pole manewru, więc zajmują się muzyką - wyjaśnia.

On także się nią zajmował. - To przypadek, że rodzice kupili starszej siostrze pianino, a ona nie chciała na nim grać. Mnie się spodobało. Miałem cztery lata, kiedy zacząłem brzdąkać. Zapisywano mnie na zajęcia muzyczne, ale z powodu lenistwa odpadałem i wracałem - mówi.

NIE WSZYSCY NIEWIDOMI DOBRZY Z MATEMATYKI

Do szkoły średniej - zwykłego liceum, poszedł bliżej domu, już na Śląsku. - Było mi łatwiej, bo w tej szkole był już inny niewidomy, ale i trudniej, bo on był uzdolniony matematycznie, a ja z polskiego. A nauczyciele myśleli, że wszyscy niewidomi są dobrzy z matematyki...

On wolał polski i angielski, którego uczyć zaczął się jeszcze w Laskach. - Wybrałem klasę o poszerzonym profilu, chodziłem też na zajęcia muzyczne do pałacu młodzieży, a wykładowców miałem tak świetnych jak Jerzy Jarosik, wykładowca jazzu, szefujący teatrowi Kwadrat.

Nigdy nie miał wątpliwości, że będzie studiował. Wybrał elitarną w tamtych czasach anglistykę. - Miałem jeden z pierwszych magnetofonów kasetowych (wygrana na obozie związku niewidomych) i możliwość korzystania z wysyłkowej biblioteki studenckiej w Londynie - wspomina dawne czasy. - Dzięki temu udało mi się obejść egzamin z filozofii, bo o Marksie i Leninie, zwłaszcza w obowiązującym nas wtedy czołobitnym podejściu, nie było tam za wiele.

POWOLI DO WŁASNEJ FIRMY

Na studiach pomagali mu koleżanki i koledzy. - Moje studia trwały rok dłużej, bo miałem dużo różnych zajęć, grywałem w kapeli dixilendowej, bawiłem się, jeździłem na występy za granicę - mówi. Potem pracował jako tłumacz, także przysięgły i to właśnie przy tłumaczeniach zaczął korzystać z komputera. - Kupiono mi taki gadający sprzęt, bo tym komputer dla niewidomych różni się od zwyczajnego. Kiedy nauczyłem się jego obsługi zacząłem uczyć innych - przypomina jak dochodził do własnej firmy.

18 lat temu założył Medison i już zawodowo zajął się szkoleniem niewidomych. Kilkanaście lat temu poznał Agnieszkę, swą drugą żonę. - Pierwsze małżeństwo było zmaganiem się ze sobą, z Agnieszką najpierw przegadaliśmy trzy lata przez telefon.
Ona, niedoszła studentka anglistyki: - Jakie to szczęście, że się na nią nie dostałam - mówi dzisiaj. Studiując w Wyższej Szkole Samorządu i Administracji też uczyła się języków, jeździła za granicę na staże. Pracowała w Świętokrzyskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, w Targach Kielce i kto wie czy nie byłaby tam do dzisiaj, gdyby nie znajomość z Wojtkiem.

- W realu spotkaliśmy się po trzech latach telefonicznych pogaduch. Znaliśmy się dobrze, więc to spotkanie było czymś naturalnym - opowiada. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Ślub, decyzja o przeprowadzce Wojtka do Kielc, urodziny Mieszka.

- Jak w każdej rodzinie i u nas jest podział obowiązków. Wiadomo ja prowadzę samochód, ale to Wojtek wyrzuca śmieci. On gotować nie lubi, ale to sprawa bardzo osobista - wylicza Agnieszka. Życie z osobą niewidomą wymusza pewną dyscyplinę. Trzeba pamiętać o dosuwaniu krzeseł, zamykaniu bądź otwieraniu na całą szerokość drzwi, by ta druga osoba na nie nie wpadała. Trzeba też pamiętać o sprzątaniu zabawek, co przy dwójce dzieci nie jest proste.

Razem zaczęli pracować, organizując wraz z księdzem Andrzejem Drapałą dziewięciotygodniowe staże w Niemczech. - Były na to pieniądze z programu Leonardo da Vinci. Niewidomi zdobywali dodatkowe kwalifikacje, które miały pomóc znaleźć im pracę - wyjaśnia Agnieszka. Uczyli się także obsługi komputera, autoprezentacji. Dziewczyny make-up, wszyscy samoobsługi, segregowania odzieży, dbania o wygląd, ale także zachowania w kuchni.

NAJWAŻNIEJSZY KONTAKT Z INNYMI

- Po dwóch turnusach wiedzieliśmy, że tym, co najbardziej pomaga ludziom są nie komputery, ale umiejętności pozwalające kontaktować się z innymi, dające swobodę - wyjaśnia Wojtek. Zmieniliśmy więc proporcje zajęć i cieszyliśmy się obserwując rezultaty.

Dziewięć tygodni to wystarczająco długo, by zmienić nawyki. Jedną z osób biorących udział w stażu był Krzysztof Janusik, dzisiaj pracownik Medisona. Były nauczyciel fizyki i informatyki musiał odejść ze szkoły, gdy stracił wzrok. - Sześć lat siedziałem w domu nie wiedząc co dalej. Ten staż był ogromną szansą. Nie dla mnie jednego - mówi i przytacza przykład dziewczyny, która bała się wyjść z pokoju, miała wręcz zaniki mięśni, a po pobycie na turnusie odzyskała chęć życia i samodzielność.

Podobne szkolenia postanowiono robić w Polsce. - Z większymi grupami jeździmy do zaprzyjaźnionych pensjonatów na Podhalu, pojedyncze osoby przyjmujemy u nas - mówi Agnieszka. Bo kiedy przeprowadzili się do własnego domu parter stał się biurem. Na tej samej posesji budują ośrodek z pokojami gościnnymi i pracowniami. Rośnie on powoli, ale jest szansą na rozwinięcie działalności.

- Niewidomi korzystający z zajęć mają osobistych trenerów, warunki są takie jak w domu, więc zdarza się, że ktoś przyjeżdża na wczasy, wtedy program wzbogacamy o wycieczki. Pamiątką z zajęć, zamiast fotografii są nagarnia dźwiękowe. Każdy dostaje zapis wycieczki.

Firma zatrudnia kilka osób, które przeszły staże w Medisonie. - Wszyscy nasi pracownicy, poza księgową, są niewidomi lub słabo widzący - mówi Wojtek.
Rok temu zarejestrowali Fundację na Rzecz Osób Niewidomych i Słabowidzących Vega, jej prezesem jest Krzysztof, a bodźcem do działania była kolejna choroba. - O takiej fundacji myśleliśmy od dawna, ale dopiero, gdy nasza córeczka Róża zachorowała, postanowiliśmy działać, by inni rodzice, tak jak my, nie rozpaczali dlatego, że dziecko straciło wzrok.
DOMAGAJCIE SIĘ BADAŃ!

Róża ma siatkówczaka, to rodzaj raka. Gdyby zbadano ją po urodzeniu chorobę można by zatrzymać. Dziewczynka miała 2,5 miesiąca, gdy rodzice zauważyli niepokojące zmiany. Jednego oka nie udało się uratować. - Celem naszej fundacji jest informowanie rodziców, by sami domagali się badań. To nie kosztuje dużo, trwa krótko, ale trzeba wiedzieć, czego żądać - podkreśla Agnieszka. Siatkówczak jest dziedziczny i to do 10 pokolenia, można na niego zachorować nawet, gdy w kilku poprzednich tej choroby nie było. - Tak jak u nas - mówi Wojtek.
- Pisaliśmy w tej sprawie do rzecznika praw pacjenta, bo naszym zdaniem takie badania, tak jak przesiewowe słuchu powinny być wykonywane u niemowlaków rutynowo. Na pismo z lipca do dzisiaj nie mamy odpowiedzi - dodaje Krzysztof, prezes Vegi.

Majowie nie są osobami, które mogą spokojnie usiedzieć, chcą doświadczenia, które zdobyli przekazać jak największej liczbie osób. - Największym problemem osób niewidomych czy słabo widzących jest samodzielne wyjście z domu. Trzeba do tego zachęcać, pokazywać, że nie taki diabeł straszny.

W WOLNEJ STREFIE INTEGRACJA

Dlatego razem z księdzem Drapałą wymyślili integracyjny klub Wolna Strefa. - Wolna od opłat - wyjaśniają zadowoleni. - Klub już działa w osiedlu Na Stoku, ale dzięki pieniądzom z unijnego programu Kapitał Ludzki dostanie fantastyczne wyposażenie w komputery dla osób niewidomych: oprócz tego, że mówią do człowieka mają bardzo wiele niecodziennych zastosowań. Będą gry komputerowe, a także strzelnica laserowa. Ze wszystkiego będą mogli korzystać ci, którzy do tej pory chodzili do klubu oraz nasza młodzież. Liczymy, że z zajęć skorzysta kilkanaście osób z terenu powiatu kieleckiego. Tych spoza Kielc będziemy mogli dowieźć na niektóre zajęcia, np. komputerowe w soboty.

Niewidomi będą uczyć się tego wszystkiego, co jest hitem wcześniejszych szkoleń: obsługi w kuchni, dbania o siebie. - Liczymy, że młodzież przekona się, że osoby niepełnosprawne są dobrymi kompanami, a niepełnosprawni nabiorą śmiałości oswajając świat dookoła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie