MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z sejmu na bruk?

Jarosław SKRZYDŁO

Widmo końca kadencji Sejmu zagląda w oczy świętokrzyskim posłom. Niektórzy z pewnością wygrają wybory, zatem chleb i byt mają zapewniony, inni..., no właśnie, gdzie się podzieją? Czy w "pośredniaku" będą szukać roboty, jak zwykły śmiertelnik? W to jednak trudno uwierzyć, zwłaszcza że parlamentarzyści specjalnie stratą pracy w Sejmie się nie przejmują. Może nową "robotę" po znajomościach mają już zapewnioną?

Posłowie, nawet gdy zakończy się ich sejmowa kadencja, są w komfortowej sytuacji, o której przeciętny zjadacz chleba może tylko marzyć. Przywilej pewnej pracy daje im ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora, zgodnie z którą pracodawca, który zatrudniał posła przed rozpoczęciem sejmowej kadencji, musi go przyjąć z powrotem do pracy, gdy czas pobytu na Wiejskiej się skończy. Zgodnie z przepisami czas sprawowania mandatu jest... bezpłatnym urlopem, w poprzednim zakładzie pracy. Ów urlop można przedłużyć jeszcze o trzy miesiące po zakończeniu kadencji, a potem wrócić na swoją starą posadkę, na to samo stanowisko lub podobne z identyczną pensją.

5 maja w Sejmie będzie głosowany wniosek nad jego samorozwiązaniem i wydaje się bardzo prawdopodobne, że "przejdzie". Wówczas wybory do parlamentu odbyłyby się najpewniej 19 czerwca, czyli obecna kadencja zostałaby skrócona o trzy miesiące. Czas dla posłów gwałtownie więc przyspieszył w kwestii utraty pewnej posady. Gdzie będą szukać nowej? Niektórzy ze świętokrzyskich parlamentarzystów mimo korzystnej dla nich ustawy mają spory kłopot. Kilku z nich zanim zostali posłami, sprawowało stanowiska, na które wrócić jednak nie mogą... choćby dlatego, że obsadzane są one także w wyniku bezpośrednich wyborów...

Oni mają kłopot

W takiej właśnie sytuacji jest choćby poseł Socjaldemokracji Polskiej, Zdzisław Kałamaga. W Sejmie zasiada od dwóch kadencji, wcześniej był prezydentem Ostrowca Świętokrzyskiego. Na to stanowisko powrócić nie może, bo właśnie ono obsadzane jest w wyniku odrębnych wyborów. Poseł jednak nie załamuje rąk. - Mam stosowane kwalifikacje, byłem dyrektorem Zakładów Porcelany "Ćmielów", wcześniej pracowałem w Hucie "Ostrowiec". Ze znalezieniem pracy sobie poradzę - komentuje.

W podobnej sytuacji jest poseł Józef Szczepańczyk z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Przed obecną sejmową kadencją był marszałkiem województwa świętokrzyskiego, a jeszcze wcześniej przewodniczącym Sejmiku. Gdyby poseł nie dostał się do nowego Sejmu, miałby problem, bo do poprzedniej pracy powrotu raczej nie ma, gdyż stanowiska, które pełnił wcześniej są kadencyjne, czyli obsadzane przez daną osobę na cztery lata. Jednak i ten poseł raczej nie boi się kolejek w "pośredniaku" i pisania życiorysu, bo - jak mówi - ma fach w ręce. - Jestem z zawodu geodetą, mam uprawnienie ministerialne do świadczenia usług w tym zakresie. Kiedyś prowadziłem nawet związaną z tym działalność gospodarczą. Mógłbym w każdej chwili wrócić do zawodu - oświadcza Józef Szczepańczyk.

Adam Sosnowski z Sojuszu Lewicy Demokratycznej także ma kłopot. Raczej nie może wrócić na swoje stare miejsce pracy, bo przed obecną kadencją był starostą w Końskich, a wcześniej wicewojewodą kieleckim. Poseł teoretycznie mógłby "zaczepić się" w jeszcze wcześniejszej pracy, na stanowisku prezesa spółki "Fidor" w Końskich, które pełnił do 1996 roku, ale... - Firma jest już dawno sprywatyzowana. Tam nie ma czego szukać - mówi. Zatem co z sobą pocznie, gdyby start w wyborach się nie powiódł? - Nie wiem jeszcze co mógłbym robić. Nie mam sprecyzowanych planów. Zobaczymy. Może otworzyłbym jakiś biznes - zastanawia się Adam Sosnowski.

Gospodarze

Poseł Ligi Polskich Rodzin Stanisław Szyszkowski i poseł Samoobrony Józef Cepil przed rozpoczęciem obecnej kadencji Sejmu byli radnymi, pierwszy w gminie Górno, drugi - Nowy Korczyn. To stanowiska obsadzane w wyborach powszechnych, także posłowie nie mogliby wrócić na te funkcje. Jednak obaj są w dość komfortowej sytuacji, gdyż oprócz pracy w samorządach prowadzili gospodarstwa rolne i zajmowali się uprawą ziemi. Stamtąd nikt ich nie wyrzuci. - Mam gospodarstwo. Nie ma problemu z powrotem do związanych z nim zajęć. Ponadto są jeszcze przecież samorządy. Tam chętnie widziałbym swoją rolę. Przecież w naszym regionie jest tyle do zrobienia - wyjaśnia poseł Józef Cepil z Samoobrony.

Chwycą znów za kredę?

Pozostali świętokrzyscy posłowie w przypadku, gdyby wystartowali w wyborach, ale przegrali, nie mieliby problemu ze znalezieniem pracy. Ustawa ich chroni i zapewni chleb. Na przykład posłanka Bożena Kizińska z Sojuszu Lewicy Demokratycznej mogłaby powrócić do pracy w szkole, a konkretnie w II Liceum Ogólnokształcącym w Kielcach, gdzie była nauczycielem. Ale takiej drogi wybrać wcale nie musi... - Mogłabym wrócić do pracy, ale mam już uprawnienia emerytalne z tytułu pracy w zawodzie nauczyciela. Nie ma problemu. Nawet jak się nie dostanę do Sejmu, nie zrezygnuję z działalności charytatywnej - komentuje posłanka Kizińska.

W podobnej sytuacji, jak posłanka Sojuszu, jest poseł Mirosław Pawlak z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Ludowiec miał już prawo zapomnieć... jak wygląda praca poza Sejmem. Posłem jest nieprzerwanie od 1993 roku. Wcześniej był dyrektorem szkoły w Mierzawie w powiecie jędrzejowskim. Czy wróciłby tam i znów chwyciłby za kredę? - Nie, choć mam takie prawo. Po co ja tam pójdę, żeby inni nauczyciele musieli odejść? Szkół jest dużo, a dzieci mało - mówi Mirosław Pawlak. - Zresztą mam możliwość przejścia na nauczycielską emeryturę - dodaje ludowiec.

Inny przedstawiciel Stronnictwa, poseł Leszek Bugaj, który został posłem niedawno, bo po ubiegłorocznych eurowyborach, nie musi się martwić o zatrudnienie. Mógłby na powrót piastować funkcję prezesa Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Pozarządowo i naukowo

Niezwykle pewna siebie jest posłanka Sojuszu Lewicy Demokratycznej Zofia Grzebisz-Nowicka. Twierdzi, że w przypadku ewentualnej porażki w wyborach, praca na nią czeka. - Pełnię obecnie wiele funkcji społecznie w instytucjach pozarządowych. Przyjmą mnie tam na etat z pocałowaniem w rękę. Nie boję się - wyjaśnia. O pracę nie musi się też obawiać poseł Jerzy Jaskiernia, niedawny lider Sojuszu w regionie świętokrzyskim. Jest profesorem prawa, wykłada na kilku uczelniach i pisze książki.

Do naukowej przygody w przypadku wyborczej porażki mogłaby wrócić posłanka Małgorzata Winiarczyk-Kossakowska z Socjaldemokracji Polskiej. Nie miałaby problemu ze znalezieniem pracy. Jest doktorem nauk humanistycznych. Przed obecną kadencją była adiunktem w Wyższej Szkole Pedagogicznej Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Warszawie.

Z komisji śledczej do gazety?

Posłowie prawicy, jeśli wierzyć sondażom, raczej powinni "załapać się" na kolejną kadencję. Jednak wszystko się może zdarzyć. Zatem, gdzie mogliby zarobić na swoje utrzymanie? Poseł Przemysław Gosiewski z Prawa i Sprawiedliwości, który obecnie jest członkiem komisji śledczej do sprawy PZU, mógłby wrócić do pracy w redakcji prawicowego tygodnika "Nowe Państwo". - Teoretycznie mógłbym tam powrócić. Przypuszczam jednak, że istotnie zmieniły się tam realia. Pewnie przymierzałbym się do pracy w swoim zawodzie, jestem prawnikiem - informuje Gosiewski.

Inny świętokrzyski poseł prawicy Konstanty Miodowicz z Platformy Obywatelskiej, także członek komisji śledczej, tyle że do sprawy "Orlenu", teoretycznie mógłby wrócić na stanowisko dyrektora wydziału w Urzędzie Gminy Warszawa - Centrum, które pełnił przed dwoma sejmowymi kadencjami po tym, jak zakończył pracę na funkcji dyrektora Zarządu Kontrwywiadu Urzędu Ochrony Państwa.

Jak będzie trzeba rowy kopać...

W Sejmie region świętokrzyski reprezentuje jeszcze trzech posłów. Dwóch jest niezależnych - Henryk Długosz i Zbigniew Nowak. Ostatni - Andrzej Jagiełło, który przez kielecki sąd w związku ze sprawą starachowicką został skazany na półtora roku więzienia, zasiada w poselskim kole Partii Ludowo-Demokratycznej. Jagiełło i Nowak nie chcieli z nami rozmawiać na temat, co zamierzają robić w przypadku, gdyby nie dostali się do nowego Sejmu. Ten drugi, w sposób dość arogancki, który nie nadaje się do publikacji, odmówił rozmowy. Z kolei Andrzej Jagiełło stwierdził tylko, że "jest ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora". Jeśli prawidłowo odczytujemy jego intencje, to zamierza wrócić na pełnione przed kadencją stanowisko, czyli dyrektora Domu Pomocy Społecznej w Starachowicach.

Poseł Henryk Długosz swą dalszą polityczną przyszłość uzależnia od sądowych decyzji w sprawie starachowickiego przecieku. Kielecki sąd skazał go na dwa lata więzienia, poseł czeka na pisemne uzasadnienie wyroku, które ma być gotowe do końca kwietnia, by móc złożyć apelację do krakowskiego Sądu Apelacyjnego. - Jeśli doszłoby do takiej sytuacji, że trzeba by było zarabiać na życie poza Sejmem, to dałbym sobie radę, nawet jakbym musiał rowy kopać - mówi Henryk Długosz.

Czas dla posłów gwałtownie, więc przyspieszył w kwestii utraty pewnej posady. Gdzie będą szukać nowej? Niektórzy ze świętokrzyskich parlamentarzystów mimo korzystnej dla nich ustawy mają spory kłopot.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie