Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Za zamkniętymi drzwiami laboratorium w Podzamczu. Laureat tytułu Osobowość Roku 2020 w Świętokrzyskiem, Marcin Zawierucha bez tajemnic

Paulina Baran
Paulina Baran
Wideo
od 16 lat
-Wszyscy stąpaliśmy po nieznanym lądzie. Tworzyliśmy miejsce, do którego z całego regionu miały trafiać próbki zawierające potencjalnie śmiertelnego wirusa. To była fabryka! Marcin Zawierucha, dyrektor Regionalnego Centrum Naukowo-Technologicznego w Podzamczu Chęcińskim i zdobywca prestiżowego tytułu Osobowość Roku 2020 w Świętokrzyskim zdradza, co działo się za zamkniętymi drzwiami laboratorium, kiedy szalała pandemia.

Obejmując funkcję szefa Centrum Naukowo - Technologicznego w Podzamczu Chęcińskim na pewno nie przypuszczał Pan, że za pół roku instytucja ta stanie się wiodącym w regionie miejscem do badań koronawirusa. Co Pan czuł, myślał, kiedy okazało się, że będzie Pan musiał razem ze Swoimi pracownikami stawić czoło nieznanemu, śmiertelnie niebezpiecznemu zagrożeniu?

Kiedy zaczynałem prace w Regionalnym Centrum Naukowo Technologicznym we wrześniu 2019 o koronawirusie jeszcze prawie nikt na świecie nie słyszał. O pierwszych przypadkach choroby Covid-19 media zaczęły informować w styczniu 2020 roku. Kolejne doniesienia były coraz bardziej niepokojące, mówiły o masowych zachorowaniach w chińskim Wuhan, potem kolejnych przypadkach Covid-19 w miastach Azji, Europy aż wreszcie, w marcu 2020 w Polsce. Kiedy epidemia narastała, stało się jasne, że laboratorium Regionalnego Centrum Naukowo Technologicznego w Podzamczu musi się zaangażować w jej zwalczanie. Mieliśmy przecież dużą część urządzeń i wyposażenia do badań z dziedziny mikrobiologii, biotechnologii. Zasięgnąłem języka, co jeszcze będzie nam potrzebne i już wkrótce nawiązaliśmy współpracę z Collegium Medicum Uniwersytetu Jana Kochanowskiego. To stamtąd pożyczyliśmy brakujący sprzęt do czasu zakupu własnego. W efekcie już 23 marca zaczęliśmy wykonywanie w Podzamczu testów RT PCR – czyli testów pozwalających potwierdzić obecność materiału genetycznego wirusa SARS Cov2.
Najpierw robiliśmy je tylko na zlecenie Sanepidu, potem doszły kolejne umowy: z Narodowym Funduszem Zdrowia, z Urzędem Marszałkowskim, z Domami Pomocy Społecznej z całego regionu. Początkowo wykonywaliśmy dziennie około 150 testów, stopniowo ta liczba rosła, i jesienią 2020 roku, przy II fali koronawirusa, jednego dnia nasze laboratorium wykonało niemal 1200 testów, co było rekordem. Laboratorium Regionalnego Centrum Naukowo Technologicznego badało więcej niż co drugi test pobrany w województwie świętokrzyskim. To była fabryka… Ludzie pracujący na trzy zmiany, pracownicy z Centrum da Vinci przeniesieni do opracowywania i wysyłania wyników, sale konferencyjne przekształcone na pomieszczenia biurowe… Pełna mobilizacja.

Kiedy to wszystko rozkręcaliśmy nie miałem za dużo czasu, by zastanawiać się nad zagrożeniem, rozmyślać nad nim. Oczywiście, tak po ludzku, bałem się koronawirusa i epidemii. Wywoływały we mnie lęk zarządzenia zmierzające do ograniczenia epidemii, pogłoski z nią związane: na przykład z tym, że po kraju przemieszczają się kolumny wojskowe i że za chwilę nie będzie nam wolno wychodzić z domu. Ale te wszystkie obawy musiałem odkładać na bok, chcąc zrealizować założone cele: ściągnąć do pracy laborantów, kupić sprzęt, odczynniki, środki zabezpieczające, potem zorganizować pierwszy punkt pobrań, potem kolejne. Było sporo pracy… I jest nadal, bo epidemia jeszcze się nie skończyła.

Jak Pan wspomina początek pierwszej fali pandemii? Jak dawali radę pracownicy? Na pewno wszystkim towarzyszył strach?

Wszyscy stąpaliśmy po nieznanym lądzie. Tworzyliśmy miejsce, do którego z całego regionu miały trafiać próbki zawierające potencjalnie śmiertelnego wirusa… To oczywiście wywoływało wielkie emocje, lęki. Przypominam, że na początku epidemii, ci którzy w potocznym mniemaniu mieli coś wspólnego z kornawirusem spotykali się z ostracyzmem… Pamiętam, że grupę chińskich studentów z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego, którzy przez epidemię nie mogli wrócić do domów, spotkała u nas fala niechęci… A co oni byli winni?
Naszych pracowników też to początkowo dotykało. I ich rodzin, znajomych… Jedna z pracownic miała nieprzyjemną sytuację w szkole, mama któregoś z dzieci protestowała przeciw jej obecności na spotkaniu, bo obawiała się, że przyniesie wirusa, że dziecko rozniesie wirusa w szkole… Ale to na szczęście nie trwało długo. Pierwsi z taką sytuacją poradzili sobie chyba nasi dzielni laboranci. Raz, że nie mieli innego wyjścia, dwa, że codzienne obcowanie z wirusem, stosowanie procedur, używanie wszystkich tych strojów ochronnych – sprawiło, że cała sprawa zaczęła być – w dobrym znaczeniu tego słowa – rutynowa. Dla osoby zewnątrz, która pierwszy raz przychodziła na zrobienie wymazu, to było przerażające: kolejka ludzi patrzących na siebie podejrzliwie, potem jakiś człowiek w kombinezonie z zasłoniętą twarzą, pobranie wymazu z gardła, potem nosa…. Traumatyczne. Ale dla pracownika, który ten wymaz robił, to po kilku dniach była rutyna – on w ciągu dwóch godzin musiał tę samą czynność powtórzyć 300, a może i 500 razy… Kolejny pracownik te próbki oznaczał, pakował, kolejny już w laboratorium rozpakowywał, dodawał odczynników, umieszczał w maszynie. To szybko stało się standardem, co nie znaczy, że nie było emocji. Pamiętam niepokój jaki pojawił się w firmie, gdy u pierwszego z naszych laborantów wykryto koronawirusa… Zaraz były pytania: czy zaraził się w pracy, czy poza… Oczywiście poza, w pracy poziom zabezpieczeń był za duży. Prawdopodobnie do zakażenia doszło na spotkaniu towarzyskim lub innej imprezie rodzinnej. Za chwilę pojawiły się dalsze wątpliwości i pytania: z kim ta osoba ostatnio pracowała, z kim przebywał w pokoju, kogo należy skierować na kwarantannę, czy ta sytuacja nie wyeliminuje w związku z tym większej grupy a przez to sparaliżuje pracę…. Bo przecież laboratorium musi pracować, testy muszą być robione. To była duża odpowiedzialność, spory stres.

Z drugiej fali nie zapomnę też historii rodzinnej. W październiku mój starszy syn źle się poczuł i miał temperaturę. Zrobiliśmy mu profilaktycznie test. Wyszedł pozytywny. Potem zrobiliśmy też test młodszemu. Także zakażony. Natomiast u mnie i u żony testy wypadły negatywnie. Ale obowiązywała nas kwarantanna. Przebyliśmy ją zamknięci w domu, ale podzielonym na pół. Na górze chłopaki, którzy mieli na dodatek objawy chorobowe, na dole ja z żoną. I dwa tygodnie takiego dziwacznego życia…


Z każdym dniem laboratorium centrum działało coraz prężniej, wykonywano coraz więcej testów, ale wiem, że czasem zdarzały się rzeczy nieprzewidywalne, urządzenia nie dawały rady pracować na takich obrotach. Jak wyglądała z Pana strony ta cała wielka machina?

Pierwsze miesiące epidemii to była jednak walka z niedoborami. Brakowało ubrań ochronnych, środków ochrony, odczynników, zestawów pobraniowych. Pracownicy robili co mogli, aby najpierw zdobyć materiały w takiej ilości by zapewnić bieżącą pracę, potem, żeby zrobić jakiekolwiek zapasy, bo wiadomo było, że to wszystko dopiero się rozkręca. Na dodatek, normalny rynkowy mechanizm, ceny zmieniały się jak w kalejdoskopie, rosły z dostawy na dostawę. A kierownik laboratorium wymagał aby zawsze wszystko mieć w jak najlepszej jakości, zgodnie z obowiązującymi normami i specyfikacją. Podołać temu, zachowując standardy i obostrzenia charakterystyczne dla instytucji zdrowia publicznego. To nie była łatwa sprawa.

Kryzys sprzętowy pojawił się po awarii maszyny sekwencjonującej. Przez kilka dni nie mogliśmy z niej korzystać, a serwis nie miał odpowiedniej części do naprawy. Ściągano to chyba aż z Azji. W tym okresie całą procedurę testowania pracownicy wykonywali ręcznie. To oczywiście wydłużało okres od pobrania do wydania wyniku, ludzie się denerwowali, mieli do nas pretensje, urzędnicy dopytywali, grozili palcem. Ale co było robić? Opóźnienia trwały jeszcze po naprawie maszyny, wyniki były wydawane nie w ciągu dwudziestu czterech godzin, a siedemdziesięciu dwóch. Na szczęście po kilku dniach wyczerpującej pracy całego zespołu i nadrabianiu zaległości wszystko wróciło do normy.

Nie tylko maszyny pracowały na pełnych obrotach ale i pracownicy. Jak oni dawali radę pracować przez wiele godzin w gorących kombinezonach, nie mogąc nawet skorzystać z toalety? Domyślam się, że nie mogli też wtedy korzystać z urlopów. Było ciężko? były chwilę zwątpienia, myśli, że nie dacie rady?

Pracownicy Regionalnego Centrum Naukowo Technologicznego to najlepsze, co ma ta instytucja. Sam niejednokrotnie patrzyłem na nich z podziwem. To przecież matki, żony, mężowie, ojcowie. Ale zawsze, gdy trzeba było – byli na miejscu. Pewni i fachowi. Cierpliwi… Bo i cierpliwość była często konieczna, wielkie pokłady cierpliwości. Bo proszę się zastanowić co się dzieje jeśli jednego dnia robi się testy dla tysiąca osób? Ile z nich spróbuje się dodzwonić, by zapytać: jak długo jeszcze? Zapewniam, że wiele. I oni dzwonili na jeden numer. Bo nie mogłem zrobić tych numerów więcej, bo musiałbym do telefonów oddelegować dodatkowych ludzi. A ci ludzie właśnie opracowywali wyniki, by jak najszybciej je wydać. Kwadratura koła… Ale wracając do pracowników: byli i są świetni. Dziękuję im z całego serca.

Centrum Naukowo Technologiczne jako pierwsze umożliwiło ludziom darmowe testy na przeciwciała. Zainteresowanie chyba do tej pory jest ogromne?

Telefonów na rejestrację już jest mniej. Teraz spokojnie można się dodzwonić po kilka razy, a przypomnę, że zaraz po uruchomieniu tych badań było bardzo trudno. To była sytuacja analogiczna do tej, o której chwilę wcześniej wspomniałem: czy pracownicy mają robić i wydawać badania, czy też pracować jako call center? W tym wypadku też wybrałem tę pierwszą opcję. W każdym razie: cały czas wykonujemy 50 testów na przeciwciał dziennie i mamy zamiar kontynuować ten projekt do końca 2021 roku.

Chciałam też zapytać o nagrodę, którą przyznała Panu kapituła "Echa Dnia". Czy tytuł Osobowości Roku 2020 choć w niewielkim stopniu zrekompensował Panu trud ostatnich miesięcy?

Tytuł sprawił mi olbrzymią satysfakcję, jestem szczęśliwy że dostrzeżono moje zaangażowanie i wielką pracę wykonaną przez mój zespół. Dziękuję Marszałkowi Województwa Świętokrzyskiego, Andrzejowi Bętkowskiemu i Zarządowi Województwa za wsparcie. Dziękuję także “Echu Dnia” i kapitule, szczególnie redaktorowi naczelnemu, Stanisławowi Wróblowi. Dziękuję również swojej rodzinie za wsparcie oraz moim pracownikom. Czuję wielką dumę. Warto było.

Wiele mówi się teraz o szczepieniach, wiele osób cały czas się waha nad przyjęciem szczepionki. Jakie jest Pana zdanie w tej kwestii?

Polegam na specjalistach i ich opiniach. Szczepienia pozwoliły wyeliminować ludzkości wiele groźnych chorób i jestem przekonany, że są najlepszym, a może i jedynym sposobem pokonania koronawirusa. Szczepmy się. Warto. A to naprawdę nie boli.

Praca pracą, ale na koniec proszę zdradzić choć rąbka tajemnicy, jaki jest Pan prywatnie?

Mam 44 lata, jestem żonaty. Moja żona ma na imię Elżbieta. Tak jak każdy i ja miewam lepsze i gorsze dni, wzloty i upadki, ale wiem, że zawsze mogę na nią liczyć. Cenię ją za spokój, opanowanie i wielkie wsparcie, którego mi zawsze udziela. Jestem też szczęśliwym ojcem dwójki dzieci: 11-letniego Kacpra i 14-letniego Filipa. Wszyscy lubimy zwierzęta, dlatego nie może ich zabraknąć w naszym domu. Mamy dwa psy: Sonię, rasy „mix” i pekińczyka Pchełkę.
Od wielu lat mieszkamy w Piekoszowie. Mój dom, to mój azyl. Bardzo lubię w nim przebywać, lubię się przy nim krzątać, porządkować, majsterkować, naprawiać. Fizyczne zajęcia pozwalają mi się odstresować po ciężkim dniu pracy. Nawet koszenie trawy wokół domu i prace porządkowe nie stanowią dla mnie problemu. Jestem również fanem tenisa. Choć sam aktywnie nie gram, to zawsze śledzę poczynania sportowców. Szczególnie cieszą mnie znakomite wyniki Polaków.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie