Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabierała swoim podopiecznym pieniądze? (video)

Michał LESZCZYŃSKI
Maria Janik, prezes stowarzyszenia prowadzącego schronisko nie ma sobie nic do zarzucenia. Starsza kobieta sama opiekuje się ośmiorgiem pensjonariuszy, gdyż jak mówi, nikt nie chce tu przyjść do pracy.
Maria Janik, prezes stowarzyszenia prowadzącego schronisko nie ma sobie nic do zarzucenia. Starsza kobieta sama opiekuje się ośmiorgiem pensjonariuszy, gdyż jak mówi, nikt nie chce tu przyjść do pracy. M. Leszczyński
Maria Janik, prezes Stowarzyszenia i prowadząca schronisko, co miesiąc swoim podopiecznym zabiera pieniądze. Jan Toporowski oddaje całą gotówkę, około trzystu złotych miesięcznie.

Urzędnicy z Urzędu Wojewódzkiego w poniedziałek od rana kontrolowali schronisko dla starszych ludzi.

Pan Jan nie wie, jak dużo kosztuje pobyt w schronisku, bo nikt nie powiedział. Od ponad siedemdziesięcioletniej szefowej raz na miesiąc dostaje kieszonkowe na dwie paczki papierosów.
- Kazała iść do pomocy społecznej po więcej, to co mi dają jest mało, twierdziła - mówi Jan.

BRAKOWAŁO JEDZENIA

Poniedziałkowa kontrola wykazała, że po przyjściu listonosza z rentami i emeryturami, Maria Janik od razu zabiera ludziom pieniądze, dając niewielkie kieszonkowe. Zdaniem kontrolerów, stowarzyszenie nie ma regulaminu, gdzie zostałyby zawarte pewne standardy, gdyż ich zdaniem cała działalność nie mieści się w żadnych standardach. Niektóre zasady ustalone zostały na "gębę" przez prezesa, czyli panią Janik.

O warunkach panujących w schronisku dla kobiet i mężczyzn byli mieszkańcy i pracownicy dzisiaj opowiadają chętnie. Marzena Szlufik, niegdyś zatrudniona jako kucharka, opowiada o brakującym jedzeniu i nie wystarczającej ilości leków. Mówi, że na własna rękę musiała zatroszczyć o artykuły pierwszej potrzeby.
Hanna Gdańska mieszkała tu przez pięć lat. - Na początku warunki mieliśmy w miarę dobre. Potem zaczęła przywozić ludzi z Morawicy, było coraz gorzej. Pani Hanna twierdzi, że wielokrotnie jedzenie kupowała za własne pieniądze, gdyż szefowa nie dawała jej ani grosza, za to pani Gdańska płaciła jej trzysta złotych miesięcznie, oferując dodatkowo swoją pracę.

- Biegałam po piętrach patrząc, czy ktoś nie umarł - dodaje ze łzami.
Jan Gdański odszedł 5 lutego. -Co drugi dzień chodziłem do lekarza, wracałem prawie na kolację, dawała chleb z margaryną, a płaciłem pięćset złotych. Było zimno, bez ciepłej wody i środków higieny - opowiada.
O sytuacji w Wąworkowie wiedzieli urzędnicy, zarówno z powiatu jak i gminy.

INTERWENIOWALI

Elżbieta Chodorek, kierowniczka Ośrodka Pomocy Społecznej w Opatowie przyznaje, że tutejszy sołtys interweniował. Dlaczego urzędniczka nie reagowała?
- Nie mam takiego wpływu, takiej kompetencji, żeby się wypowiedzieć w tej sprawie - odpowiada. Tymczasem urzędnicy bywali w schronisku wielokrotnie, bynajmniej nie na kontroli. Ostatnio na opłatku.

Jak powiedziała szefowa OPS, gmina zawierała umowę ze stowarzyszeniem, opłacając utrzymania kilku osób mieszkających w Wąworkowie. Pieniądze dawał też Wojewoda Świętokrzyski, w sumie osiem tysięcy złotych. Wczoraj urzędnicy sprawdzali, czy pieniędzy nie zdefraudowano. Pierwszą transzę wydano prawidłowo. Na drugie cztery tysiące brakowało dokumentów.
Julia Mirecka, kierownik Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Opatowie, przyznaje, że jeden z mieszkańców schroniska interweniował. Ale szefowa najwyraźniej problemu nie zauważa.
- To ich wybór, jest im tutaj dobrze, więc zostają - mówi. Dla Mireckiej kilkuletni pobyt mieszkańców, to nic złego. - Nikt nie powiedział, że nie mogą osiąść na kilka lat.

Renata Segiecińska z Urzędu Wojewódzkiego, podkreśla, że każdy funkcjonariusz publiczny na wieść o pewnych nieprawidłowościach, sugerujących o możliwości łamania prawa, musi powiadomić odpowiednie instytucje, jak na przykład policję, sąd, prokuraturę.

CHCĄ PRZEJĄĆ BUDYNEK?

Maria Janik, prezes stowarzyszenia odpiera zarzuty urzędników, które jej zdaniem są nie do końca prawdziwe, a wszystko to nagonka miejscowego sołtysa, który jest zainteresowany przejęciem budynku. Sołtys zaprzecza. Maria Janik nie ustosunkowała się wczoraj do urzędniczych zarzutów. Kazała dać sobie czas odpowiedź.

Ciepłą wodę na stałe zapewniono dopiero w minioną sobotę, na wieść o wczorajszej kontroli. Wcześniej na bojlerze wisiała kłódka.
- Z powodu kontroli w schronisku tak jakby wyładniało. Pojawiły się firanki i kwiaty, widać, że sprzątano - mówi Anna Roży, dziennikarka Radia Kielce, bo właśnie tam zgłosiła się niezadowolona kobieta opiekująca się pensjonariuszem.
- Nie wystarczą same cztery ściany i sufit nad głową aby zapewnić warunki dla osób starszych - zaznacza Renata Segiecińska, przedstawiciel wojewody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie