W lipcu ubiegłego roku mężczyzna jadąc golfem po pijanemu pod prąd na S7 w Tokarni zderzył się czołowo z busem. Kierowca busa zginął na miejscu.
Proces, który toczył się błyskawicznie, bo zakończył się po zaledwie dwóch rozprawach, odbywał się przed Sądem Rejonowym w Kielcach. W ocenie sądu ustalenia dotyczące samego zdarzenia, nie budziły wątpliwości. Sąd dysponował zeznaniami świadków, miał nagranie z kamery samochodowej, która zarejestrowała zdarzenia tuż przed wypadkiem. Ustalono, że 30-latek, który dzień wcześniej wyszedł zakładu karnego, w lipcu ubiegłego roku spotkał się ze swoją partnerką. Mężczyzna miał wypić "cztery setki" wódki cytrynowej, po czym dostał telefon od swoje siostry, by szybko zwrócił jej samochód. 30-latek wsiadł do volkswagena golfa i udał się ekspresowym odcinkiem krajowej "siódemki" w kierunku Chęcin. W czasie jazdy, jak wyjaśniał w śledztwie, pokłócił się o pierścionek z towarzyszącą mu partnerką. Kobieta zażądała, aby mężczyzna zwrócił i odwiózł ją do domu. Na wysokości Tokarni 30-latek skręcił swym autem na drugi pas i zaczął jechać pod prąd w kierunku Krakowa.
- Cztery minuty jego jazdy pod prąd nagrała kamera samochodowa w innym pojeździe - wyjaśniała sędzia Bożena Kotwa - Surowska, przewodnicząca składu orzekającego w tym procesie i dodawała: - Oskarżony miał czas, aby zorientować się, że jedzie pod prąd. Tego czasu nie miał pokrzywdzony, 35-letn kierowca busa. Jego auto jechało jako trzecie, przed nim samochody wyprzedzały ciężarowe auto, zasłaniając mu widoczność, gdy zjechały na drugi pas, aby uniknąć zderzenia z samochodem 30-latka, kierowca busa miał tylko jedną sekundę na reakcję. W praktyce oznacza to, że nie mógł uniknąć zderzenia z golfem jadącym pod prąd. Zwłaszcza, że volkswagen poruszał się z prędkością ponad 100 kilometrów na godzinę.
35-letni kierowca busa, mieszkaniec Olsztyna na Mazurach, ojciec dwójki małych dzieci, zginął na miejscu. W aucie wraz z nim jechała jego matka, kobieta także odniosła obrażenia, na szczęście nie zagrażające życiu. 30-latek z golfa miał złamaną kość uda, do tej pory porusza się na wózku inwalidzkim czekając na wyjęcie śrub z kości i na rehabilitację. - Widok zdjęć z miejsca wypadku robił koszmarne wrażenie: auto oskarżonego było niemal zmiażdżone. To naprawdę cud, że mężczyzna przeżył - zaznaczała sędzia.
Badanie w szpitalu wykazało, że kierowca golfa miał przeszło 1,5 promila alkoholu w organizmie. - Mimo, że zapadają surowe wyroki w sprawach dotyczących pijanych kierowców, to i tak są oni wciąż plaga na polskich drogach. Sąd, orzekając w niniejszej sprawie, daje wyraz temu, że społeczeństwo nie daje przyzwolenia dla nietrzeźwych za kierownicą. Pijany kierowca wsiadając do samochodu kładzie na szali nie tylko swoje życie, ale i życie innych osób - wyjaśniała sędzia Bożena Kotwa - Surowska.
30-latek został w nieprawomocnym wyroku skazany na 9 lat pozbawienia wolności i dożywotni zakaz prowadzenia aut.
Dodatkowo też musi zapłacić nawiązkę w kwocie 10 tysięcy złotych na rzecz funduszu osób pokrzywdzonych. Sąd orzekał także nakaz zapłaty pieniędzy na rzecz dwójki nieletnich dzieci pokrzywdzonego - po 20 tysięcy złotych. - Sąd zdaje sobie sprawę z tego, że żaden wyrok i żadne pieniądze nie odwrócą tego, co się stało. Wiadomo jednak, że przez śmierć ojca w życiu dzieci nastąpiło obniżenie poziomu życia, niech zatem te pieniądze będą formą pomocy dla dzieci - dodawała sędzia Kotwa - Surowska.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?