Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zła kondycja dzieci i… pediatrów! Nasze maluchy tyją na potęgę

Iza BEDNARZ
Anna Dobrzańska
Anna Dobrzańska Łukasz Zarzycki
Pochodząca z Sandomierza profesor Anna Dobrzańska, konsultant krajowy w dziedzinie pediatrii bije na alarm. Pod względem występowania otyłości wśród dzieci przegoniliśmy nawet Stany Zjednoczone.

Anna Dobrzańska

Anna Dobrzańska

profesor doktor habilitowany nauk medycznych specjalista pediatrii, konsultant krajowy w dziedzinie pediatrii, kierownik Kliniki Patologii i Intensywnej Terapii Noworodka Instytutu Pomnik - Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, przewodnicząca Zespołu Ekspertów do spraw Programu Szczepień Ochronnych przy Ministrze Zdrowia. Jest też członkiem Komitetu Rozwoju Człowieka Polskiej Akademii Nauk, członkiem Rady Naukowej przy Ministrze Zdrowia i członkiem Centralnej Komisji ds. Tytułu i Stopni Naukowych. Pochodzi z okolic Sandomierza, absolwentka Liceum Ogólnokształcącego w Staszowie.

To jest przerażające! Jedzenie zastępuje dzieciom zabawę. Rodzice, żeby mieć spokój, zapychają dzieci jedzeniem. Pod względem występowania otyłości wśród dzieci przegoniliśmy nawet Stany Zjednoczone. Dramatycznie starzeją się pediatrzy, a młodzi uciekają za granicę. To jest ostatni dzwonek, żeby coś zrobić - alarmuje pochodząca z Sandomierza profesor Anna Dobrzańska, konsultant krajowy w dziedzinie pediatrii.

Jakie są te nasze polskie dzieci? O którą grupę wiekową najbardziej niepokoją się pediatrzy?
- O dzieci najmłodsze, 0-3 letnie. Do szpitala przychodzą już chore dzieci. Dlatego musimy się zastanowić, co zrobić, żeby one nie chorowały.

Polskie dzieci są coraz grubsze...
- Gorzej! Pod względem występowania otyłości wśród dzieci przegoniliśmy nawet Stany Zjednoczone. W ciągu ostatnich 10 lat podwoiliśmy liczbę otyłych dzieci, czego nie zrobili nawet Amerykanie. Mamy straszną tendencję.

Jaki jest odsetek otyłych dzieci w Polsce?
- W tej chwili w naszym kraju jest około 19 procent dzieci otyłych i tyleż samo niedożywionych, czyli mamy 38 procent dzieci żywionych nieprawidłowo. To są katastrofalne prognozy, które będą skutkowały w wieku dorosłym szeregiem chorób. I to się dzieje w tym wieku najmłodszym 0-3 lata.
Druga grupa, która mnie niepokoi, to młodociani, którzy wyrastają już spod opieki pediatrów, a z kolei specjaliści od dorosłych nie mają doświadczenia w wychwytywaniu problemów, które pojawiają się na styku dorastania i dorosłości. Ale przede wszystkim martwię się o maluchy 0-3 - letnie, bo w tym wieku kształtuje się metabolizm. Hipoteza Barkera mówi, że niedobory lub nadmiary składników odżywczych w diecie dziecka w tym krytycznym okresie rozwoju skutkują szeregiem chorób dietozależnych, które się wówczas programują. To jest nadciśnieniem, cukrzycą, zaburzeniami immunologicznymi, chorobami degeneracyjnymi ośrodkowego układu nerwowego takimi jak demencja, choroba Alzheimera, chorobami onkologicznymi. Jeśli przegapimy ten moment, potem będziemy już tylko leczyć poważne choroby wieku dorosłego.

I to wszystko wynika z nieprawidłowego żywienia? Czym my karmimy dzieci, że mają takie zaburzenia?
- Głównie podajemy im za dużo białka, cukru, soli, soków.

Zaraz, to sok z owoców jest niezdrowy?
- Małe dziecko może dostać maksymalnie 150 mililitrów soku na dobę. Nie wolno poić go sokiem. Do picia jest woda i dzieci powinny ją pić do posiłków i między nimi, kiedy czują pragnienie. Przez całe dzieciństwo dzieci powinny przyjmować suplementy witaminy D, kwasy DHA, zwłaszcza w pierwszych trzech latach życia. I najważniejsze: dzieci mają być żywione pięć razy dziennie!

A nie jest tak?
- Kiedy przeprowadzaliśmy badania w Instytucie Matki i Dziecka i Centrum Zdrowia Dziecka, okazało się, że są dzieci, które jedzą nawet 12 razy dziennie.

A to dobre, wychodzi, że jedzą praktycznie co godzinę, jak małe ptaszki, na przykład sikorki.
- To jest przerażające! Jedzenie zastępuje dzieciom zabawę. Rodzice, żeby mieć spokój, zapychają dzieci jedzeniem, dają chrupki, paluszki, to, tamto. Jakże tak można? Radziłabym, żeby dorośli spróbowali kiedyś tak spędzić dzień żując coś przez cały czas. Ja często zwracam uwagę gdy widzę, że małe dzieci bez przerwy trzymają w rączkach coś do jedzenia.

Jakie jeszcze błędy popełniają dorośli wobec dzieci?
- Przede wszystkim lekarze nie pytają o to, jak dziecko rośnie, czym jest żywione, jak się rozwija. Standardowe pytanie zadawane w przychodni brzmi: czy dziecko jest zdrowe i czy ostatnio gorączkowało? I to chcę zmienić, żeby na każdej wizycie rodzic był pytany, jak dziecko jest żywione, co je, jak często, w jakich ilościach dziennie, jaki ma ruch, co robi? Będę zabiegać o to, żeby lekarz wykreślał na siatkach centylowych, czy dziecko rozwija się harmonijnie, czy ma jakieś odchylania.

Co my jako rodzice możemy zrobić, żeby nie przegapić czegoś w rozwoju dziecka i nie dopuścić do poważnych schorzeń?
- Chodzić jak najczęściej do lekarza z dzieckiem i pytać o wszystko, co nas niepokoi, zastanawia, budzi wątpliwości. Tak jak jeździmy z samochodem do przeglądu, powinniśmy robić przeglądy dziecku i sprawdzać jego rozwój na siatkach centylowych. Rodzice powinni pytać lekarza, czy podawać dziecku takie, czy inne produkty, konsultować, czy dobrze je żywią, czy nie ma niedoboru żelaza, witaminy D. Prawie 80 procent polskich dzieci ma niedobór witaminy D. Wiele dzieci cierpi na niedobory żelaza, a trzeba wiedzieć, że rozwój mózgu w środowisku niedoboru żelaza jest bezpowrotnie stracony. O to wszystko trzeba pytać lekarza.

Skąd rodzic ma wywnioskować, że jego dziecku grozi na przykład niedobór żelaza?
- To powinien wywnioskować lekarz z wywiadu, bo on wie skąd bierze się niedobór i czy dziecko jest w grupie, która powinna dostawać profilaktyczne dawki żelaza. Dlatego taki wywiad powinien być prowadzony bardzo dokładnie. My naprawdę mamy poważny problem ze stanem zdrowia polskich dzieci i jest o co walczyć.

Ale tych lekarzy specjalistów chorób dziecięcych jest coraz mniej. Porozumienie Pracodawców Ochrony Zdrowia alarmuje, że za kilka lat zabraknie pediatrów w Polsce. Już teraz wiele regionów ma z tym problem. Szpital w Ostrowcu Świętokrzyskim na miesiąc zawiesił działalność oddziału pediatrycznego, bo nie ma lekarzy.
- I dlatego podjęłam się w tym roku zadania, żeby odwiedzić wszystkie województwa, policzyć wszystkich pediatrów, poznać ich wiek, żeby zaplanować potrzeby za 5 lat, 10 i 15. Trzeba tak rozłożyć w czasie zabezpieczenie nowych rezydentów, aby nigdy nie zabrakło pediatrów w tym regionie. A jeśli się okaże, że macie średnią niższą niż Polska....

I tak się chyba okaże...
- Świętokrzyskie nie jest na ostatnim miejscu, co oczywiście nie jest żadnym pocieszeniem, bo trzeba równać do najlepszych. Dlatego trzeba zwiększyć liczbę pediatrów i liczbę rezydentur i moim zadaniem jest dostarczenie odpowiedniej liczby miejsc rezydentur do tego województwa. We współpracy z konsultantem wojewódzkim musimy dokonać tego, żeby w tym województwie powstało jak najwięcej miejsc specjalizacyjnych, bo inaczej co z tego, że otrzymacie rezydentów, jak nie będzie gdzie ich szkolić, bo nie będzie oddziałów pediatrycznych.

Ilu pediatrów przypada w Polsce na 100 tysięcy dzieci?
- Na razie jestem w połowie wędrówki po Polsce i rozpiętość jest ogromna: od pięćdziesięciu kilku do 9. W związku z tym w Ministerstwie Zdrowia musimy określić optimum. Na pewno nie można porównywać liczby pediatrów w Krakowie, Warszawie, Poznaniu, gdzie działają ośrodki kliniczne, naukowe i jest duża liczba pediatrów z województwem, w którym nie ma uczelni medycznej. Przyjmiemy średnią, którą określimy jako optymalną i będziemy chcieli nakłonić władze samorządowe, aby zaczęły ściągać do województwa młodych lekarzy, którzy zechcą być pediatrami. Mogą zachęcić rodowitych kielczan studiujących w ościennych regionach, albo przyciągnąć w Świętokrzyskie lekarzy z innych województw. W Warszawie, Krakowie, Poznaniu liczba pediatrów jest tak duża, że rynek jest wysycony i tylko pojedynczy lekarze kończący specjalizację są zatrudniani, reszta musi szukać pracy gdzie indziej. Za chwilę młodzi pediatrzy uciekną nam za granicę. Już w polskich gazetach medycznych pojawiają się ogłoszenia z Niemiec zachęcające polskich lekarzy do pracy i proponują konkretne warunki za dobre wynagrodzenie.

No tak, w Niemczech zarobki lekarza ze specjalizacją zaczynają się od 4,5 tysiąca euro.
- To jest już ostatni dzwonek. Dlatego nie czekając na to, że władze samorządowe obudzą się dopiero wtedy, kiedy już nie będzie pediatrów, rozpoczęłam rundę po Polsce, a wcześniej udało mi się z panią minister Ewą Kopacz przeforsować zapis o tym, że pediatria jest specjalizacją deficytową.

Co on daje?
- Zapewnia corocznie około 500 rezydentur na pediatrię dla całego kraju. To jest ogromna liczba w porównaniu z innymi specjalizacjami, które dostają po 2-3-4 rezydentury na cały kraj. Moim zadaniem jest utrzymać ten zapis jak najdłużej, żeby zabezpieczyć potrzeby zwiększające się również wskutek naturalnych biologicznych przyczyn takich jak starzenie się społeczeństwa.

Według ostatnich wyliczeń Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej na 176 specjalistów II stopnia pediatrii tylko 17 ma poniżej 45 lat, a statystyczny specjalista w naszym regionie ma 60 lat. Jesteśmy na progu lekarskiej katastrofy demograficznej.
- Władze samorządowe już powinny działać, żeby ściągnąć do swojego województwa jak największą liczbę pediatrów. Bo to lokalne władze odpowiadają za właściwy dostęp mieszkańców do opieki medycznej, nie konsultant wojewódzki. Jego mają pytać o zdanie, ale oni mają to organizować. My możemy wziąć rezydentury, ale żeby młodzi lekarze do was trafili, muszą być oddziały, gdzie się będą szkolić. Dlatego postarałam się jeszcze, żeby pediatria została uznana za specjalizacją priorytetową.

Co to znaczy?

- Przez pięć lat specjalizujący się z pediatrii lekarz otrzymuje 600 złotych więcej niż rezydent robiący inną specjalizację. Jeśli robi specjalizację z pediatrii, ma 3600 złotych, a jeśli inną - dostaje 3000 złotych.

Wie pani, że samorządy uciekają od pediatrii, bo jest kosztowna, oddziały pediatryczne są zamykane, bo rodzi się mniej dzieci. Władze samorządowe zasłaniają się demografią i tym, że szpitale mają się bilansować. Liczy się to, co teraz, nie to, co będzie za 5, 10 czy 15 lat.
- Wiem, ale o tym, co będzie za 15 lat też trzeba myśleć. Niestety, są województwa, gdzie przyrost naturalny jest ujemny. Tu też powinno się prowadzić odpowiednią politykę, żeby młodzi ludzie chcieli u nas rodzić dzieci.

Ale po co mają rodzić dzieci, jak nie mają pracy? Z tego regionu się ucieka, Świętokrzyskie wyludnia się najszybciej w Polsce. Obecnie już ponad 15 proc. stanowią mieszkańcy powyżej 60 roku życia, a według prognoz demograficznych do 2020 roku liczba mieszkańców Kielc spadnie o ponad 20 procent.
- Na szczęście nie ja za to odpowiadam, ale na pewno coś trzeba z tym zrobić. Niemniej trzeba zabezpieczyć dostęp tym dzieciom, które tu jeszcze są. Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę: corocznie ponad 2 tysiące studentów medycyny kończyło wydziały lekarskie, a w tym roku skończy 1200.

Dlaczego? Przecież co drugi maturzysta chce zostać lekarzem.
- Może tak jest w tym województwie, ale w tej chwili w innych regionach inne zawody są chętnie wybierane. Lekarz już nie jest tak preferowany przez młodych ludzi. I dlatego Ministerstwo Zdrowia skłania się, żeby utworzyć uczelnie w innych regionach takich jak Kielce, Opole, Rzeszów. Może te miejsca dodatkowe dadzą lekarzy na ten teren.

Co pani sądzi o łączeniu szpitali dziecięcych ze szpitalami dla dorosłych?
- Nie mam nic przeciwko temu, byle tylko były łóżka pediatryczne, w dobrych warunkach, były spełnione wszystkie kryteria i miał kto leczyć dzieci. Przecież nie o nazwę tu chodzi. Jeśli w większym kompleksie dziecko będzie miało dostęp do lepszej aparatury i lepszych badań, to ja mogę się tylko pod takim rozwiązaniem podpisać. Zostawiam to menedżerom, ale pod warunkiem, żeby pacjent był na pierwszym miejscu.

Ma pani szczególny sentyment do Świętokrzyskiego.
- Bo stąd pochodzę. Urodziłam się w okolicach Sandomierza, gdzie mieszka moja mama, siostra i brat. W Staszowie chodziłam do liceum, staż odbywałam w oddziale dziecięcym szpitala w Sandomierzu. Przyjeżdżam tu zawsze z wielkim sentymentem, specjalnie wybieram drogi przez małe miejscowości, żeby zobaczyć jak kwitną sady. To województwo jest mi bardzo bliskie i bardzo chciałabym, aby dostępność do świadczeń medycznych dla dzieci była zabezpieczona, żeby była wystarczająca liczba łóżek i tak posadowiona, żeby transport i dostęp każdego dziecka do leczenia był jak najlepszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie