Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Zmarnowała mi życie". Ruszył proces oskarżonego o uduszenie swojej partnerki

/ElZem/
Dawid Łukasik (archiwum)
Ruszył proces mieszkańca Końskich, który w ubiegłym roku w grudniu zgłosił się do komendy policji i powiedział, że udusił swoją partnerkę

- Przyznaję się i żałuję tego, co się stało - mówił we wtorek w sądzie 57-letni mieszkaniec Końskich oskarżony o uduszenie swojej partnerki. Do tragedii doszło na kilka dni przez ubiegłorocznymi świętami Bożego Narodzenia w Końskich. Oskarżony sam zgłosił się na policję.

57-latek ze partnerką - równolatką byli razem od października 2011 roku. Poznali się we Włoszech, gdzie pracowali. Postanowili razem zamieszkać. Po kilku miesiącach kobieta wróciła do Końskich, bo miała kłopoty zdrowotne. Mężczyzna przyjechał razem z nią. - Oboje byliśmy po rozwodzie. Ja miałem dwoje dzieci z poprzedniego związku, ona też miała dwóch synów - czytał wyjaśnienia mężczyzny sędzia Tomasz Zieliński, przewodniczący składu sędziowskiego w tym procesie. - Zamieszkaliśmy razem w jej mieszkaniu w Końskich. Pracowałem na budowie, zarabiałem też na dorywczych pracach, mieliśmy pieniądze. Ona nie pracowała, to ja utrzymywałem ją, siebie i mieszkanie.

Mężczyzna przyznał w wyjaśnieniach, że jego partnerka miała problem z alkoholem. - Wiem, ze wcześniej leczyła się odwykowo. Sporo piła, czasem tez ze swoim synem, który często do nas przychodził. Sporo się kłóciliśmy, głównie o pieniądze, bo chociaż zarabiałem ponad 2,5 tysiąca złotych, to nie wiedziałem, co się z tymi pieniędzmi dzieje. Nie starczało jej na życie - wyjaśniał mężczyzna.
Jak zaznaczał chociaż z kobieta często dochodziło do awantur, to były to tylko kłótnie słowne. - Wyzywaliśmy się, ale nigdy jej nie uderzyłem. Jesienią ubiegłego roku ona pojechała do sanatorium, przed wyjazdem mówiła, że opłaciła wszystkie rachunki, okazało się jednak, że pomimo, iż dałem jej pieniądze, nie uiściła wszystkich opłat. Gdy wróciła, pokłóciliśmy się bardzo, chciała mnie eksmitować z mieszkania, powiedziałem jej wtedy, że zaczynamy prowadzić oddzielne życie.

Kilka dni przed tragicznym wydarzeniem oskarżony miał zobaczyć w skrzynce na listy ważną przesyłkę z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych adresowaną do niego. Nie mógł jednak dostać się do skrzynki, gdyż - jak twierdził - kobieta zabrała mu kluczyk. - Po kilku dniach zapytałem czy ma dla mnie list z ZUS-u. Powiedziała, że nie. Zaczęliśmy się kłócić, wtedy ona wyciągnęła list, opluła mnie i uderzyła w twarz rzucając mi papier. Chwyciłem ją za gardło i rzuciłem na wersalka. Nie wiem, jak długo zaciskałem ręce na jej szyi. Nie sądziłem, że coś jej się stało - czytał słowa oskarżonego sędzia Zieliński.

Mężczyzna twierdzi, że przed zdarzeniem nie pił alkoholu. Piwa miał się napić dopiero po całym zajściu. - Wróciłem do pokoju i zacząłem nią potrząsać, żeby się obudziła. Zorientowałem się wtedy, że nie żyje. Wyjąłem spray, pomazałem nim całe mieszkanie i wyszedłem z domu. Poszedłem do sklepu kupiłem wódkę i udałem się do lasu. Miałem przy sobie sznur, chciałem popełnić samobójstwo. Wypiłem wódkę i wtedy stwierdziłem, że jednak nie będę się zabijać. Wiem, że zrobiłem źle. Ona też zmarnowała mi życie. Poszedłem około 3 nad ranem do komisariatu policji i przyznałem się do zabicia mojej partnerki - stwierdził w wyjaśnieniach oskarżony 57-latek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie