MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zmarnowane życia - kończy się proces w głośnej sprawie oskarżonego o to, że podpalił i dusił swoją synową

Elżbieta ZEMSTA [email protected]
Zdjęcia wykonane w marcu ubiegłego roku podczas akcji strażaków po gaszeniu nadpalonego samochodu i garażu w Sandomierzu. Strażacy, którzy brali udział w akcji opowiadali przed sądem, że widok kobiety poparzonej przez ogień zostanie z nimi do końca życia.
Zdjęcia wykonane w marcu ubiegłego roku podczas akcji strażaków po gaszeniu nadpalonego samochodu i garażu w Sandomierzu. Strażacy, którzy brali udział w akcji opowiadali przed sądem, że widok kobiety poparzonej przez ogień zostanie z nimi do końca życia. Straż pożarna Sandomierz
- Proszę o najwyższy wymiar kary. Ten człowiek zmarnował mi życie - mówiła w czwartek sądzie 37-letnia kobieta, która - zdaniem prokuratury - została najpierw oblana łatwozapalną cieczą a później podpalona przez swojego teścia.

Prokurator w mowach końcowych wnosił o 15 lat więzienia dla oskarżonego, zaś obrońcy mężczyzny dowodzili, że całe zdarzenie było nieszczęśliwym i nieumyślnie spowodowanym wypadkiem.

ONA SIĘ MŚCI…

Zanim w czwartek sąd wysłuchał głosów stron kolejny raz dał szansę wypowiedzieć się oskarżonemu. 68-latek odczytał po raz kolejny swoje wyjaśnienia, w których podtrzymuje to, że nie podpalił i nie dusił swojej synowej. Mężczyzna tłumaczył, że w dzień przed tragicznymi zdarzeniami opalał w garażu świńskie nogi i na automacie do gry zostawił słoik ze spirytusem. Używając zapalniczki szukał w garażu pieniędzy, które w dniu zdarzenia miał zgubić. Z jego relacji wynika, że gdy do garażu przyjechała synowa, mężczyzn przez przypadek strącił słoik oblewając synową, a ogień od zapalniczki wywołał pożar. - Zawsze lubiłem i szanowałem synową - mówił w czwartek w sądzie 68-letni oskarżony. - Nie kłóciliśmy się nigdy. Jej kłamstwa i pomówienia, że niby ją chciałem spalić to dlatego, że nie zgodziłem się płacić za remont w jej salonie fryzjerskim. Ona teraz się mści - dowodził oskarżony.

Sąd poprosił obecną w czwartek w sali sądowej 37-letnią synową oskarżonego o to, aby odniosła się do słów teścia. - To jest wszystko wyssane z palca - skwitowała wyjaśnienia mężczyzny.

68-latek wielokrotnie pytał swoją synową dlaczego kłamie, sąd zaś oddalał jego pytania tłumacząc, że są bezzasadne.

Co to za proces?

Co to za proces?

19 marca 2012 roku służby ratunkowe w Sandomierzu zostały poinformowane o pożarze samochodu w garażu i dwóch poparzonych osobach: 37-letniej kobiecie i 68-latku. Kobieta miała spalone włosy, poparzoną twarz, ręce i klatkę piersiową. Mężczyzna miał rany od ognia na rękach. Śledczy, którzy zajęli się sprawą ustalili, że za wywołanie pożaru odpowiedzialny jest 68-latek, który - zdaniem prokuratury - oblał swoją 37-letnią synową łatwozapalną cieczą i podpalił. W chwili dramatu kobieta siedziała w samochodzie w garażu. Udało jej się wydostać na podwórko i tam - jak wynika z ustaleń - teść powalił ją na ziemię i próbował dusić zatykając usta ręką. Kobieta z rozległymi poparzeniami trafiła do szpitala, przez blisko siedem tygodni znajdowała się w stanie śpiączki farmakologicznej, przeszła kilkanaście operacji, czeka ją kilka kolejnych bolesnych zabiegów. W aktach sprawy zapisano, że miała poparzonych blisko 47 procent ciała. O usiłowanie jej zabójstwa oskarżono 68-letniego teścia. Mężczyzna nie przyznaje się do winy. W trakcie procesu, który toczy się przed kieleckim Sądem Okręgowym 68-latek wyznał, że przypadkowo wylał na kobietę słoik ze spirytusem, który był w garażu.

PROKURATOR: BEZSPRZECZNIE WINNY

W głosach końcowych, których w czwartek wysłuchał sąd, prokurator jako oskarżyciel publiczny dowodził, że tezy przedstawione w akcie oskarżenia znalazły swe odzwierciedlenie podczas procesu. - Fakty są bezsporne - tłumaczyła pani prokurator z Prokuratury Rejonowej w Sandomierzu, która prowadziła sprawę. - W tragedii, która rozegrała się w marcu ubiegłego roku brali udział tylko oskarżony i pokrzywdzona. Nie było innych świadków, dlatego tak istotne dla sprawy są zeznania kobiety, które dla nas są prawdziwe i wiarygodne. Jej słowa pokrywają się w pełni z zeznaniami policjantów, strażaków i mężczyzny, który ruszył z pomocą pokrzywdzonej, widząc, że kobieta się pali. Warto zwrócić uwagę na to, że jej relacja o przebiegu zdarzenia nie zmieniła się zarówno w toku postępowania prokuratorskiego jak i w sądzie. Z kolei zaś oskarżony praktycznie na każdej rozprawie zmieniał swoje wyjaśnienia, tłumacząc, że był to wypadek, albo nawet obciążając w jednych wyjaśnieniach swoją synową za spowodowanie tej tragedii. Oskarżony ma prawo do obrony, jednak jego słowa są całkowicie nielogiczne i wręcz irracjonalne - mówiła pani prokurator dodając: - Skutki działania oskarżonego są tragiczne dla pokrzywdzonej a to, co się wydarzyło będzie z nią do końca życia. Ślady poparzenia zostaną już na zawsze, pokrzywdzona nie może wykonywać swoje pracy, ma dwóch synów, którymi musi się opiekować. Dlatego też popieramy prośbę kobiety o odszkodowanie i zadośćuczynienie (37-latka wraz z pełnomocnikiem wnosili o kwotę 500 tysięcy złotych odszkodowania i zadośćuczynienia przyp. red.). jednocześnie te wnoszę o uznanie 68-latka winnym zarzucanych mu czynów i wymierzenia kary 15 lat pozbawienia wolności z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie po odbyciu 12 lat więzienia - zakończyła pani prokurator.

SZCZEGÓLNE OKRUCIEŃSTWO

Do jej słów prośby dołączył się pełnomocnik 37-latki dodając jeszcze pod rozwagę sądu możliwość zaostrzenia kary. - Jeden z biegłych podczas tego procesu stwierdził, że trudno sobie wyobrazić ból i cierpień gorsze niż to wywołane podpaleniem. Warto zwrócić uwagę na to, że oskarżony w swych działaniach nie tylko kierował się chęcią zabicia swojej synowej, ale i może przede wszystkim chęcią zadania jej jak najgorszych tortur i cierpienia. W kwalifikacji prawnej określane jest to mianem szczególnego okrucieństwa. Bo to, co zrobił było okrutne. Gdyby chciał pozbyć się synowej mógł sięgnąć po inne metody, chociażby użyć noża, on jednak zdecydował się zadać jej niewyobrażalny ból. Skutki jego działania są nieodwracalne, moją klientkę czeka jeszcze szereg zabiegów i operacji, ale już nigdy nie wróci do siebie, blizny zostaną, tak jak i poważne urazy psychiczne, stany lękowe. To, że ta kobieta jest z nami na sali sądowej, że wraca do siebie, wynika z jej niespotykanej siły i woli walki, a także z hartu ducha. Pokazuje to jak niezwykłą jest kobietą - mówił mecenas Miłosz Grzesiak.

38-latak, z widocznie zdeformowaną twarzą po oparzeniach, z bliznami na rękach i w czarnej chustce na głowie, którą zakrywa odrastające włosy prosiła sąd o najwyższy wymiar kary. - Ten pan zmarnował nie tylko moje życie, ale i życie moich dzieci - tłumaczyła sądowi.

DWIE TRAGEDIE

- W tej sprawie dużo łatwiej jest oskarżać niż bronić - swój wywód rozpoczął jedne z obrońców 68-latka. - Wychodzę jednak z założenia, że każdy człowiek ma prawo do obrony, że na nią zasługuje. Dlatego też proszę Wysoki Sąd o to, aby przyjrzał się tej sprawie z szerszej perspektywy - mówił mecenas. - Ta rodzina przeszła w zasadzie dwie tragedie. Pierwszą, która ma kolosalne znaczenia dla tego procesu jest to, co wydarzyło się rok przed omawianą tu tragedią Chodzi o śmierć najmłodszego syna oskarżonego, a męża pani pokrzywdzonej. To wydarzenie wstrząsnęło 68-latkiem, bo to jego dziecko, ten najmłodszy syn, był my oczkiem w głowie. To w nim oskarżony pokładał wszelkie nadzieje. Jego życie zostało przerwane za wcześniej, to sprawiło, że mój klient się załamał, jego życie też w pewien sposób się skończyło. Ten starszy mężczyzna do tego stopnia przeżywał tragedię, że chodził w nocy na grób syna i kład się na płycie nagrobka. Nie chcę epatować tym bólem, ale pokazuję, jaki to był ciężar dla oskarżonego.

Mecenas zaznaczył, że w trakcie procesu zarówno pokrzywdzona jak i świadkowie zeznawali, że dla oskarżonego ważna była kwestia pieniędzy i majątku, który wcześniej mężczyzna przepisał na najmłodszego syna, męża pokrzywdzonej. - Mój klient sam się wszystkiego w życiu dorobił, ciężko pracował, żeby zabezpieczyć swoją rodzinę. Gdy umarł mu syn, najzwyczajniej w świecie stracił kogoś, kto maił mu na starość pomóc. Łatwo jest teraz oceniać z perspektywy, że moim klientem powodowała pazerność, bo bał się, że straci to, na co pracował. Jego synowa i wnuki odziedziczyły cały zapisany majątek, mój klient przypuszczał, że synowa będzie chciała sobie ułożyć życie. Co wtedy stanie się z nim i jego schorowaną żoną? Cały ciężko wypracowany dobrobyt pójdzie w obce ręce, czy tak trudno jest to zrozumieć? Nie chcę urazić pani pokrzywdzonej, bo chylę czoła przed cierpieniem, jakiego zaznała, ale może gdyby wtedy zrzekała się swojej części majątku dając do dyspozycji teściowi, to do tej tragedii by nie doszło. Według prawa wszystko było jak należy, ale moralnie i etycznie - w mojej ocenie nie bardzo - dowodził obrońca 68-latka.

WYROK ŚMIERCI?

Zdaniem obrony nie ma dowodów na to, że to co się wydarzyło w marcu ubiegłego roku na podwórku przed domem 68-latka faktycznie było tylko nieszczęśliwym wypadkiem. - Prokurator opiera się na zeznaniach pokrzywdzonej, jej słowa powtarza świadek, który usłyszał, że jej teść chce ją zabić. Mój klient twierdzi, ze jedynie próbował ratować kobietę, gasić na niej ogień. Wielokrotnie powtarzał, że bardzo lubił swoją synową, że trafiła mu się jedna na milion, uwielbiał wnuki, poświęcił dla nich życie. Proszę sąd o sprawiedliwy wyrok - mówił obrońca.

Drugi z mecenasów odwołał się do stanu zdrowia oskarżonego i na kanwie jego problemów stwierdził, że kara proponowana przez prokuratora jest za wysoka. - Nasz klient ma 68 lat, wyrok 15 lat to de facto wyrok śmierci dla niego - dowodził obrońca zaznaczając przy tym, że rodzinie oskarżonego i pokrzywdzonej trzeba wybaczenia. - W tej rodzinie jest wiele nienawiści, co widać we wzajemnych kontaktach. Przywołam przykład piosenkarki Eleni, której córka została zamordowana. Eleni po latach wybaczyła oprawcy swojej córki, mówiąc, że gdy zdjęła z siebie ciężar nienawiści, poczuła ulgę. W tej rodzinie też trzeba wybaczenia, bo są przecież dzieci, wnuki oskarżonego, które on bardzo kocha, a z którymi stracił kontakt - mówił obrońca.

Zaś oskarżony w swych ostatnich słowach prosił, aby sąd go nie karał. - Zostałem skrzywdzony przez los, dlatego proszę Wysoki Sąd o to, by nie karał mnie za to, czego nie zrobiłem. Nie dusiłem i nie podpaliłem synowej - mówił mężczyzna.

Wyrok w tej sprawie sąd ogłosi we wtorek, 26 listopada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie