Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znamy pierwszego półfinalistę. Niemcy pokonały Francję

Krzysztof Kawa, Rio de Janeiro
Niemieccy kibice, którzy przyszli na mecz prosto z Copacabany, mieli ze sobą piłkę plażową w barwach ich reprezentacji. To co zobaczyliśmy wczoraj na Maracanie, mimo wczesnej pory rozegrania meczu, z futbolem plażowym nie miało jednak nic wspólnego, choć pewnie znajdą się tacy, którzy liczyli na więcej.

Bo prawdą jest, że tego dnia najwięcej na boisku było pętającego nogi piłkarzom respektu. Szczególnie w pierwszych minutach meczu, gdy wciąż jeszcze brzmiały im w uszach przestrogi trenerów o ustrzeżeniu się gola, po którym będą musieli harować w upale i duchocie, by odrobić straty.

Pierwsi odważyli się Francuzi. Karim Benzema najwyraźniej jednak wystrzelał się na mundialu szybciej niż oczekiwał Didier Deschamps. Miał kilka okazji, lecz z reguły jego strzały były blokowane przez obrońców. Akurat za pierwszym razem, gdy dostał idealne podanie od Antoine Griezmanna i był lepiej ustawiony od Niemców, lecz tylko postraszył Manuela Neuera niecelnym uderzeniem.

Postraszyć drużynę Joachima Loewa, a wystraszyć to dwie różne rzeczy. Niemcy nie ryzykowali wiele, nie rozpoczęli huraganowych ataków, a jednak objęli prowadzenie. W najgorszy z możliwych dla Francuzów sposób, bo niemal bez wysiłku, po rzucie wolnym. Toni Kroos zagrał piłkę w pole karne, a tam - mimo starań Raphaela Varane'a - Mats Hummels skoczył wyżej i celnie główkował.

Niczego więcej Philippe Lahmowi i spółce nie było trzeba. Niech biegają rywale, niech zapędzają się do przodu, zostawiając defensorów bez asekuracji (i dając pole do pudłowania wprowadzonemu po przerwie Andreasowi Schuerrle). Im dłużej trwał mecz, tym trudniej było Francuzom zmienić scenariusz napisany przez sąsiadów zza wschodniej granicy. Co z tego, że Griezmann sprowokował Samira Khedirę i Bastiana Schweinsteigera do faulów na żółte kartki. Co z tego, że aż do końca nie stracił wiary i strzelał Benzema, a dzielnie wspomagał go Blaise Matuidi.
Gol nie padł. Jeden perfekcyjnie wykonany rzut wolny zadecydował o wszystkim. Na wypełnionej do ostatniego miejsca kibicami z całego świata Maracanie Francuzi byli głośniejsi od Niemców, ale to oni wcześniej wracają do domu. Z podniesionymi głowami. Nadszarpnięty przed czterema laty wizerunek został zatarty pokazem futbolu wartego uwagi całego świata.

Maszyna - to słowo bramkarz Hugo Lloris, mówiąc o Niemcach, znów mógł odmieniać przez wszystkie przypadki. Dodajmy maszyna, w której każdy trybik zaprogramowany jest w taki sposób, by proces produkcyjny przebiegał bez zakłóceń. Na końcu taśmy stoi Loew i sprawdza gotowy wyrób. I tym razem mógł wystawić swoim graczom certyfikat najwyższej jakości. A że tym razem opakowanie nie było zbyt efektowne? Cóż, może na błyszczące dodatki przyjdzie jeszcze pora.

Czy ktoś zatrzyma rozpędzony mechanizm? Do półfinału pozostało kilka dni, do finału tydzień, a to na mistrzostwach świata kawał czasu. Można wszystko popsuć i (niemal) wszystko naprawić. Niemieckiemu selekcjonerowi pozostaje niczego nie zepsuć.

Takie właśnie postępowanie zaleca innym trenerom Argentyńczyk Alejandro Sabella. W jego filozofii selekcjoner powinien wybrać graczy i starać się jak najmniej im przeszkadzać. Mistrzem świata w Brazylii zostanie ten, kto wymyślił perpetuum mobile.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie