Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Zrobiłam to siekierą i jeszcze mam krew na rękach - mówiła 33-latka. Szczegóły dramatycznych wydarzeń pod Radoszycami i Ostrowcem

Sylwia BŁAWAT
Policja
W ciągu jednego dnia w Świętokrzyskiem siekiera dwukrotnie posłużyła jako narzędzie "rozwiązywania" konfliktów.

W obronie własnej

W obronie własnej

Siekiera odegrała także główną rolę w bardzo głośnej kilka lat temu historii, która rozegrała się pod Kielcami. Tu do domu 61-letniego mężczyzny tuż po tym, jak ten odebrał 900 złotych emerytury, dostał się włamywacz z łomem w ręku. 61-latek pobiegł do sieni i wziął stojącą przy ścianie siekierę, po czym wrócił do kuchni. Tutaj, jak ustaliła prokuratura, napastnik podniósł łom nad głowę i ruszył w kierunku gospodarza, grożąc, że go zabije. 61-latek przyznał, iż siekierą zadał obcemu kilka ciosów w głowę. Lekarz, który niebawem przyjechał do tego domu, stwierdził zgon "obcego" - jak się okazało pijanego (2,2 promila alkoholu we krwi) 34-latka z sąsiedniej wsi. Kielecka prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie przekroczenia przez 61-latka granic obrony koniecznej i zabójstwa 34-letniego mężczyzny. Ustalono, że 61-latek bał się o swoje życie, dlatego zadawał ciosy siekierą. Prokurator uznał, iż zastosowanego przez niego sposobu obrony nie można uznać za niewspółmierny do niebezpieczeństwa. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone wobec nie popełnienia przestępstwa przez 61-latka. Uznano, że zabijając napastnika nie przekroczył granic obrony koniecznej.

Siekierę niósł w reklamówce, prawdopodobnie wracał do domu pod Ostrowcem, gdzie czekała żona, z którą wcześniej się kłócił. Nie dotarł tam, ostrze wymierzył w policjantów. Siekiera leżała w szopie we wsi pod Końskimi. We wtorek stała się narzędziem zbrodni.

Nóż i siekiera, siekiera i nóż - te dwa narzędzia w zależności od tego, czy rzecz się dzieje na wsi czy w mieście, są w naszym województwie najczęściej używane niezgodnie z przeznaczeniem. W rękach ludzi zdesperowanych, pijanych, lub takich, którym nagle skończyła się poczytalność, stają się śmiertelnie niebezpieczne.

- I łatwo wytłumaczyć to, dlaczego akurat te narzędzia. Są pod ręką. W każdym domu jest nóż, w niemal każdym gospodarstwie na wsi siekiera. Jeśli dochodzi do konfliktu, komuś nienawiść zalewa oczy, chwyta to, co jest pod ręką - mówią Zbigniew Pedrycz, rzecznik prasowy świętokrzyskiej policji. Stróże prawa, którzy pracują w mniejszych miejscowościach naszego województwa, z przestępstwami z użyciem siekiery stykają się wyjątkowo często. Także wtedy, gdy ostrze jest wymierzone w nich.

SIEKIERĄ W RADIOWÓZ

Taka właśnie historia przydarzyła się aspirantowi sztabowemu i sierżantowi sztabowemu, którzy służbę w powiecie ostrowieckim mieli we wtorek. Mieszkanka gminy Bodzechów poprosiła o interwencję. Mówiła, że w domu awanturuje się 40-letni pijany mąż. Pojechali do niej, ale mężczyzny nie zastali. Kobieta bardzo dokładnie go opisała, mówiła, że poszedł do sklepu.

I rzeczywiście, tam się natknęli na człowieka odpowiadającego rysopisowi. W jednej ręce trzymał piwo, w drugiej reklamówkę.
Zatrzymali się, 33-letni sierżant sztabowy siedzący obok kierowcy zaczął wysiadać, żeby wylegitymować mężczyznę. A wtedy 40-latek odrzucił piwo, a to, co niósł w torbie, chwycił obiema rękami. I wziął zamach.
- Okazało się, że w reklamówce miał siekierę. Od tragedii wysiadającego policjanta dzielił włos. Na szczęście zdążył się cofnąć do wozu, ostrze utkwiło w dachu radiowozu, przebijając go i uszkadzając środkowy słupek wzmacniający nadwozie - opowiadają stróże prawa.

DO CELU NIE DOTARŁ

Policjanci w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa zachowali zimną krew. Nie wzywali posiłków, nie było czasu na to, by kogokolwiek prosić o pomoc.
Gdy mężczyzna wziął drugi zamach, 33-letni sierżant sztabowy, który chwilę wcześniej przypadkiem uniknął śmierci, wyskoczył z radiowozu i złapał 40-latka pod ramiona, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Kierowca policyjnego auta, aspirant sztabowy podbiegł do niego i pomógł mu obezwładnić miotającego przekleństwa agresora.

40-latka policjanci odwieźli do komendy. Okazało się, że mężczyzna w wydychanym powietrzu miał 2,3 promila alkoholu. Nie był wcześniej notowany, policja nie miała z nim do czynienia. Na szczęście nie trzeba się zastanawiać, po co niósł siekierę i gdzie z nią zmierzał. Można się tylko cieszyć, że dzięki profesjonalizmowi dwóch policjantów nie dotarł do celu.
- Najważniejsze w tym zdarzeniu jest to, że nikomu nic się nie stało, a uzbrojony w siekierę mężczyzna został rozbrojony i obezwładniony - komentuje młodszy inspektor Jarosław Adamski, zastępca komendanta powiatowego ostrowieckiej policji. Spytany, jak ocenia postawę swoich ludzi, mówi: - Modelowa. Chciałbym, żeby wszyscy moi policjanci byli właśnie tacy.

Ze szczególnym okrucieństwem

Ze szczególnym okrucieństwem

Siekiera, nóż, drewniany kołek - takie były narzędzia zbrodni dokonanej w listopadzie 2007 roku w Zbelutce Starej w gminie Łagów, w samym sercu Gór Świętokrzyskich. Zginął wówczas 46-letni mieszkaniec powiatu staszowskiego. Przyjechał tu do znajomych - 43-letniego kolegi i jego 78-letniego ojca. W śledztwie ustalono potem, że podczas wspólnego picia alkoholu gość zwrócił uwagę gospodarzowi, że ma nieporządek i niestosownie się zachowuje. I to stało się przyczyną agresji mężczyzn. Przez kilkadziesiąt minut padło kilkadziesiąt ciosów. A gdy było już po wszystkim, ciało schowali w gnojowniku. Znaleziono je dwa tygodnie później. Obaj oprawcy w pierwszej instancji zostali uznani winnymi zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Ojca sąd skazał na 25 lat więzienia, syna - na dożywocie.

KREW NA RĘKACH

W obliczu śmierci, choć już w sensie zupełnie dosłownym, tego samego dnia, we wtorek, przyszło stanąć także policjantom patrolującym wioski w powiecie koneckim. W jednej z nich na ulicę prosto przed radiowóz wyszła kobieta, jak się potem okazało 33-latka, i rozłożyła ręce. Policjanci zatrzymali wóz, a ona wtedy oświadczyła, że… zabiła przyjaciela.
- Nie chciało im się wierzyć, ale musieli sprawdzić, czy rzeczywiście kobieta mówi prawdę - wyjaśnia młodszy inspektor Stanisław Michalski, komendant powiatowy koneckiej policji. Gdy jego ludzie spytali kobietę, jak to zrobiła, odpowiedziała podobno:

- Siekierą i jeszcze mam krew na rękach.
I rzeczywiście miała. Dosłownie.
Policjanci skręcili do domu, która kobieta odziedziczyła po matce.
- Na wersalce znaleźli mężczyznę, w pozycji siedzącej, z nogą założoną na nogę. Miał zakrwawioną głowę. Zadano mu trzy ciosy: w ucho, żuchwę i szyję. Być może atak zaskoczył go we śnie - dodaje komendant.
Jeden z funkcjonariuszy sprawdził, czy mężczyzna - 50-latek - jeszcze żyje. Nie wyczuwał pulsu. Wezwano karetkę, ale lekarz mógł już tylko stwierdzić zgon człowieka.

ANIELSKI ORSZAK…

Gdy policjanci byli w domu, kobieta została przed budynkiem. Zachowywała się dziwnie. Śmiała się i śpiewała żałobną pieśń "Anielski orszak niech twą duszę przyjmie". Upewniała się, że 50-latek naprawdę nie żyje. I pytała, kiedy pojawi się zakład pogrzebowy i zabierze zwłoki.
Na miejsce przyjechała policyjna ekipa dochodzeniowo-śledcza i prokurator. Spytano kobietę, gdzie jest siekiera. Najpierw mówiła, że nie wie, ale w końcu zaprowadziła policjantów do przydomowej szopy. I tu znaleźli narzędzie zbrodni - co do tego nie było żadnych wątpliwości, bo zarówno na trzonku, jak i ostrzu była krew.

Siekiera w Rzepinie koło Starachowic

Siekiera w Rzepinie koło Starachowic

To jedna z najokrutniejszych zbrodni w Polsce.
W jednej z najokrutniejszych zbrodni w Polsce, która rozegrała się w naszym regionie, siekiera byłą jednym z narzędzi zbrodni. Chodzi o zamordowanie w listopadzie 1969 roku pięcioosobowej rodziny w Rzepinie koło Starachowice. Mordercy - dwaj bracia i ich ojciec - zadawali ciosy siekierą, motyką, nożem, kolbą karabinu, a wychodząc podpalili zabudowania sądząc, że ich mieszkańcy już nie żyją. Potem dopiero dowiedziono, że żyli… Najstarsza z ofiar miała 81 lat, najmłodsza 19. Dwa lata później kielecki Sąd Wojewódzki wydał wyrok. 43-letniego mężczyznę i jego 66-letniego ojca skazał na karę śmierci, zarzucając im siedem zabójstw - prócz zamordowania rodziny w Rzepinie, jeszcze dwa inne. Najłagodniejszy werdykt - 25 lat więzienia - usłyszał najmłodszy z zabójców, 25-latek. Wszystkie kary wykonano.

Kobietę zabrano do komendy, okazało się, że w wydychanym powietrzu miała 1,5 promila alkoholu.
- Zdarzało się, że mieliśmy interwencje w tym domu, ale nie były ona specjalnie częste, ani specjalnie poważne. Ostatnia była tuż przed dramatem - mówi Stanisław Michalski. Dzień czy dwa wcześniej 33-latka wezwała policjantów do wybitej szyby.
- Kiedy na miejsce przyjechał radiowóz, w domu nie było nikogo. Tego samego dnia ustaliliśmy, że to 50-latek wybił szybę, ale kobieta nie złożyła wniosku o ściganie, na tym sprawa się skończyła - wyjaśnia oficer.

ŚMIERTELNY KOKTAJL

Co się w tym domu stało we wtorek, tego w tej chwili nie wie nikt. Policjanci mówią, że para nie stroniła od alkoholu, ale też zakrapiane imprezy nie odbywały się w domu.
- Przypuszczać tylko można, że duża różnica wieku i duże ilości alkoholu to koktajl, który być może stał się przyczyną tragedii - zastanawia się szef koneckiej policji.
33-latka, pytana przez policjantów, tam, przed domem, gdy tak niespodziewanie przyznała się do zabójstwa, mówiła:
- Miałam go dosyć i wreszcie się go pozbyłam…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie