Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Było piekło, pozostała nadzieja

Zdzisław SUROWANIEC
Pan Zbigniew przy zwęglonych drzwiach wejściowych.
Pan Zbigniew przy zwęglonych drzwiach wejściowych. Zdzisław Surowaniec
Ta góra drewna powstała z nadpalonych boazerii. Teraz nadaje się tylko do palenia w piecu.
Ta góra drewna powstała z nadpalonych boazerii. Teraz nadaje się tylko do palenia w piecu. Zdzisław Surowaniec

Ta góra drewna powstała z nadpalonych boazerii. Teraz nadaje się tylko do palenia w piecu.
(fot. Zdzisław Surowaniec)

W murowanym i otynkowanym na biało domu Pawelców w Turbi koło Stalowej Woli rozpętało się piekło. I wcale nie była to rodzinna awantura. Nieoczekiwanie wybuchł pożar, który sprawił, że w ciągu kilku chwil z płomieniami poszedł majątek. Rodzinie pozostało tylko to, co mieli na sobie.

W tym miejscu, przy kominie, rozpoczął się pożar domu.
W tym miejscu, przy kominie, rozpoczął się pożar domu. Zdzisław Surowaniec

W tym miejscu, przy kominie, rozpoczął się pożar domu.
(fot. Zdzisław Surowaniec)

Była sobota, dochodziła godzina czternasta. Pani Janina kręciła się sama po obejściu, doglądała jak parują się ziemniaki w budynku przy domu. Mąż z młodszym synem był u siostry, starszy syn wyjechał do szkoły do Jarosławia, trzeci na kurs jazdy do Stalowej Woli. Nagle kobieta zobaczyła dym sączący się od strony domu. Właściwie to nie był dym... - To wyglądało jak mgła. Rozglądnęłam się dookoła, ale ta mgła była tylko z jednej strony, przy domu. Coś mnie tknęło i poszłam zobaczyć, czy coś się złego nie dzieje - opowiada.

Siekierą w okno

Kiedy przybiegła do domu, stało się jasne, że w ogrzewanym piecem mieszkaniu coś się zapaliło. - Zobaczyłam czarne kłęby dymu. Miałem w ręce siekierę. Rzuciłam nią w okno i pobiegłam do piwnicy, gdzie był piec do ogrzewania domu. Ale w piwnicy nie było ani ognia, ani dymu - wspomina. Po schodach pobiegła więc do drzwi wejściowych. Kiedy otworzyła drzwi, w ganku ognia jeszcze nie było, ale za drugimi drzwiami nie widziała nic innego, jak tylko dym, czarny dym, przez który nie można było się przedrzeć. Ogień furczał coraz mocniej po boazeriach, jakimi wyłożone było całe wnętrze domu.

Boazerie i drewniane podłogi nasączone łatwo palnym środkiem konserwującym stanowiły idealne paliwo dla ognia. Kobieta pobiegła zawiadomić sąsiada, żeby wezwał pomoc i znowu chciała wejść do domu, by cokolwiek wynieść. Ale nic już nie dało się uratować. Ogień szalał na dobre po całym wnętrzu, aż strzelały szyby w oknach. - Byłam w szoku. Chciałam wejść do domu i coś wynosić, ale na szczęście syn mnie przytrzymał, bo bym tam spłonęła - jest tego pewna. Sąsiedzi, którzy przybiegli przed dom, także byli bezsilni. Przecież nie można było wejść do środka i gasić pożar wodą z wiaderek.

Ludzi w Turbi na równe nogi postawiły wozy bojowe jadące na sygnale do pożaru. Zjawiła się zawodowa straż ze Stalowej Woli oraz ochotnicze straże z Turbi, Obojnej i Charzewic. W ruch poszły sikawki z sześciu wozów. Żeby dogasić ogień strażacy wchodzili do wnętrza w maskach. Mimo olbrzymiego zniszczenia, zdołano uratować budynek.

Tony wody

- Mamy wóz do gaszenia pożaru przerobiony z wozu do rozpędzania demonstrantów. Ma pojemność dziesięciu ton wody - chwali się Augustyn Kułaga, naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej w Turbi, która obchodziła w tym roku jubileusz 125-lecia istnienia. - To był duży pożar, największy we wsi od wielu lat. Wszystkie okna powysadzało - opowiada.

Pani Janina w całym nieszczęściu widzi odrobinę szczęścia w tym, że uratowany został dach i poddasze. - Łatwiej będzie odbudować to, co zostało zniszczone, kiedy jest dach nad głową - jest pewna.

- Po ugaszeniu pożaru widok był straszny. W domu z każdej strony wisiały wypalone deski - opowiada pani Janina. Mury z cegły i pustaków nie wypaliły się, nie rozsypały. Ale całe wyposażenie domu zamieniło się w węgiel. Ze ścian, przesiąkniętych wodą z gaszenia pożaru, odpadał sczerniały tynk. Z ogniem poszły instalacje elektryczne, meble, ubrania, dywany, dwa telewizory, komputer, dokumenty, zlewy, firanki, pamiątki, no wszystko. Pozostał swąd, zapach spalenizny, tak mocny, że po kilku minutach przebywania tam na długo przesiąka nim ubranie. Uratowało się kilka talerzy i sztućce, które teraz trudno domyć z tłustej sadzy. Uratowało się tylko ubranie, które mieli na sobie.

Boazeria, jak słoma

Pan Zbigniew jest stolarzem. To właśnie dzięki temu, że miał taki fach, całe wnętrze domu sam wyłożył boazerią. Jak przypomina, dom kupił w stanie surowym przed dwudziestoma laty i z każdym rokiem go dopieszczał. Kiedy kładł boazerię, konserwował ją lakierami - kaponem i nitrolakiem. To bardzo łatwo palne substancje. Teraz są dostępne inne lakiery, bardziej odporne na ogień. Suche deski nasączone takim lakierem, to idealny środek palny, płonie jak sucha słoma polana benzyną.

Skąd wziął się ogień? Pan Zbigniew kuca na betonowej posadzce, która jeszcze dwa tygodnie temu była wyłożona klepkami. W piwnicy zrobiona była kotłownia - tłumaczy. Jednak dopiero teraz się okazało, że podczas budowy domu przesunięty został przewód kominowy. To fatalny błąd konstrukcyjny. Kiedy w środku komina odpadł kawałek tynku, zatkał wylot gorącego powietrza. W tym miejscu zaczęła rosnąć temperatura i to było powodem zapalenia się boazerii. Potem już ogień wylizał wnętrze domu do cna.

Państwo Pawelcowie mają pięcioro dzieci. Najstarszy syn poszedł na swoje i mieszka w Turbi. Po pożarze przyjął do siebie dwóch braci. - Ale mieszkają w nieogrzewanym pokoju, bo syn się dopiero dorabia - tłumaczy pani Janina. Ona z mężem i najmłodszym synem, który chodzi do szóstej klasy podstawówki, zostali przygarnięci przez siostrę męża mieszkającą na drugim końcu wsi. Córka pracuje za granicą.

Składka na pogorzelców

Na drugi dzień po pożarze kilku mieszkańców postanowiło zorganizować zbiórkę pieniędzy. Ksiądz ogłosił o tym podczas wieczornej mszy. - Byliśmy pod wrażeniem, z jaką ochotą ludzie dawali pieniądze. Ani słowa komentarza nie usłyszeliśmy, a przecież to różnie bywa - wspomina jeden z mieszkańców Józef Cygan. Przez pierwszy dzień tłumaczyli, na co zbierają pieniądze, bo jeszcze nie wszyscy wiedzieli o pożarze. - Na drugi dzień niektórzy już na nas wręcz czekali, żeby dać pieniądze - mówi.

Najbardziej wzruszyły go nie takie hojne wpłaty jak 200 zł, ale pewna biedna kobieta, która długo szukała portmonetki i w końcu dała 10 zł. - To była dla niej fortuna - jest pewny pan Józef. Uzbierało się 5500 zł. Wójt dołożył z gminnej kasy 15 tys. zł. Sporo, ale szacunkowe straty wycenione przez strażaków przekraczają 100 tys. zł. Wójt wydał więc komunikat z prośbą o pospolite ruszenie z pomocą dla pogorzelców. - Ta pomoc od ludzi, to dla mnie wielkie pocieszenie i wsparcie. Bóg zapłać wszystkim za to, co dla mojej rodziny zrobili - wzrusza się pani Janina.

Pierwsze, co musiał zrobić gospodarz wypalonego domu, to skuć tynk w domu i osuszyć wnętrze. Pomogli sąsiedzi, ale roboty jest jeszcze dużo. Małżonkowie chcą jak najszybciej wyremontować przynajmniej kuchnię, łazienkę, ubikację i jeden pokój. To jest najważniejsze, żeby rodzina mogła wrócić pod własny dach. Chcą zdążyć przed świętami i przed dużymi mrozami.

Mogli zaczadzieć

- Pomału godzę się z tym, co się wydarzyło - przyznaje pani Janina. Nie załamuję rąk. Najważniejsze, że żyją, bo gdyby komin zatkał się nocą mogliby wszyscy zaczadzieć we śnie. Stracili wiele z ciężkiego dorabiania się i wszystko muszą zaczynać od nowa. Jak przed dwudziestoma laty, kiedy weszli do surowego domu. - Przechodziłem tamtędy i słyszałem, że pracują, naprawiają, czyszczą, odbudowują. To, co się stało, to się stało. Dobrze, że nie stracili nadziei - usłyszałem od Józefa Cygana.

Aby święta spędzili we własnym domu

"Echo Dnia" prosi o pomoc dla pogorzelców z Turbi, aby święta Bożego Narodzenia spędzili już we własnym domu, choćby tylko w części wyremontowanym. Zachęcamy firmy, instytucje, przedsiębiorstwa i osoby indywidualne do przekazywania rodzinie Pawelców pieniędzy lub wyposażenia, które pomoże im doprowadzić dom do stanu, jaki był przed pożarem. Pan Zbigniew za najpilniejsze do kupienia uznał styropian, płyty gipsowe, glazurę, umywalki. Będziemy informować o darach. Można je przekazywać za naszym pośrednictwem lub bezpośrednio do rodziny Pawelców mieszkających w Turbi w domu numer 289. Telefon komórkowy do pana Zbigniewa - 695-567-722.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie