Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były prezes fundacji staje sie jej grabarzem

Zdzisław Surowaniec
Ksiądz profesor Jan Zimny, kierownik Katedry Pedagogiki Katolickiej Wydziału Zamiejscowego Nauk o Społeczeństwie w Stalowej Woli, oczekuje rozwiązania Fundacji Uniwersyteckiej i przekazania jej pieniędzy na Katolicki Uniwersytet Lubelski.
Ksiądz profesor Jan Zimny, kierownik Katedry Pedagogiki Katolickiej Wydziału Zamiejscowego Nauk o Społeczeństwie w Stalowej Woli, oczekuje rozwiązania Fundacji Uniwersyteckiej i przekazania jej pieniędzy na Katolicki Uniwersytet Lubelski. Z. Surowaniec
Były prezes Fundacji Uniwersyteckiej chciałby zarabiać więcej niż obecny prezes. Przed zwolnieniem chroni go tylko mandat radnego.

Jerzy Kozielewicz, który miał duży wkład w utworzenie i rozwój Fundacji Uniwersyteckiej w Stalowej Woli, jako były prezes staje się jej grabarzem. Fundacja przestała się rozwijać, a jej kapitał idzie na wypłatę arcywysokiej pensji dla Kozielewicza.

- Najlepiej by było, gdyby Fundację Uniwersytecką rozwiązać, a kapitał przeznaczyć dla uczelni. Nie zmarnowalibyśmy ani grosza - proponuje ksiądz profesor Jan Zimny, kierownik Katedry Pedagogiki Katolickiej Wydziału Zamiejscowego Nauk o Społeczeństwie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w Stalowej Woli.
Zadaniem fundacji jest wspieranie Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, a konkretnie Wydziału Zamiejscowego w Stalowej Woli. Przez lata o fundacji i jej prezesie mówiło się bardzo dobrze albo nic. Na rozpoczęcie każdego roku akademickiego na Jerzego Kozielewicza lały się słodkie pochwały, okraszone oklaskami naukowców i studentów. Ale to już przeszłość.

WIADRO WODY

W ubiegłym roku na głowę prezesa wylały się wiadra lodowatej wody. Ostatecznie zawalił się wizerunek dobrodzieja, który swoją posługą i poświęceniem czyni dobro i tylko dobro. Od jakiegoś czasu wysokie apanaże prezesa działały frustrująca na naukowców. Dotarło to nawet do wielkiego kanclerza Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Jednak uczelnia i fundacja to dwa odrębne byty i jedno drugiemu nic nie może nakazać.

O Kozielewiczu można powiedzieć, że przeszarżował i spotkała go za to sroga kara. Związał się z Prawem i Sprawiedliwością, siłą tej partii wybrano go w Radzie Miejskiej na przewodniczącego. Do wysokiej pensji prezesa, sięgającej 8.400 złotych brutto miesięcznie, doszło 2.000 za przewodniczenie. Prawo i Sprawiedliwość natomiast wydało wojnę prezydentowi Stalowej Woli.

Gdyby Kozielewicz siedział cicho, może dalej byłby prezesem. Ale machał szabelką jak inni z Prawa i Sprawiedliwości, i się pokaleczył. Jedną z najgłupszych uchwał, jakie Kozielewicz poparł wspólnie z kolegami i koleżankami, była próba wyprowadzenia miasta ze Zgromadzenia Założycieli Fundacji. Stało się to pod okiem radnej i prawnika Janiny Sagatowskiej.

Efekt był piorunujący, kiedy lwi pazur pokazał prezydent Andrzej Szlęzak i zapytał sąd, czy Kozielewicz może być prezesem. Sąd wykreślił Kozielewicza z rejestru jako prezesa. Uznał, że nie może łączyć mandatu radnego z prezesowaniem fundacji, z którą miasto robi interesy. Kolejną prestiżową porażką były naciski opozycyjnych radnych, w efekcie których złożył rezygnację z funkcji przewodniczącego Rady Miejskiej.

IRYTACJA NA UCZELNI

Te pokrótce przedstawione wydarzenia trwały wiele miesięcy. To wywoływało irytacje także w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Tak duże, że w ubiegłym roku ksiądz profesor Zimny powiedział "Echu Dnia": - Fundacja ma bardzo niekorzystną opinię w regionie. Informacje, jakie się o niej ukazują, są gorszące i bardzo negatywnie wpływają na funkcjonowanie wydziału w Stalowej Woli. Chciałbym podkreślić, że wydział zamiejscowy nie ma nic wspólnego z tym, co się dzieje w fundacji.

Ksiądz profesor Zimny zaproponował nawet, aby fundacja się rozwiązała i osiem milionów złotych, jakie są jeszcze na jej koncie, trafiło do kasy uczelni. - Zgromadzone pieniądze na koncie fundacji pochodzą między innymi z czesnego od studentów. Niech te pieniądze teraz wrócą do studentów - proponuje. - Brakuje nam szesnastu tysięcy złotych na umeblowanie katedry jednego kierunku. Tyle pieniędzy pobierają miesięcznie dwie osoby w fundacji - oszacował naukowiec.
Tymczasem w miejsce Kozielewicza prezesem została Elżbieta Koźmala. Ma kontrakt menedżerski i oczekuje się od niej, że zlikwiduje bałagan w fundacji, która od dwóch lat przynosi straty i przejada własny kapitał.

Prezes Koźmala zabrała się za przycięcie nieprzyzwoicie wysokiej pensji byłemu prezesowi. Nikt w przeżywającej problemy finansowe fundacji nie ma takich apanaży, jakie bierze Kozielewicz, który od kilku miesięcy przebywa na zwolnieniu chorobowym.

CZEKA NA WIĘCEJ

Średnia płaca (bez wynagrodzenia prezesa) wynosi w fundacji 1.976 złotych, a średnia płaca na stanowisku kierowniczym 2.500 złotych. Kozielewiczowi zaproponowano zmniejszenie pensji na 3.500 złotych brutto i posadę specjalisty od marketingu. Razem z premią, brałby faktycznie do ręki 3.500 złotych. Powiedział, że oczekuje o tysiąc złotych więcej, czyli więcej od zarobków obecnego prezesa.
Dwa razy odmówił przyjęcia propozycji. Gdyby nie był radnym, można byłoby go już zwolnić. Ale na zwolnienie zgodę musiałaby dać rada. A radni przed tygodniem zgody na zwolnienie nie dali. Niezawodna w takich okolicznościach Janina Sagatowska tłumaczyła, że władze fundacji powinny się porozumieć z byłym zasłużonym prezesem, a nie stosować "drastyczną formę zwolnienia".
Ci, którzy w fundacji działają teraz społecznie i próbują wyciągnąć ją z bagna, są decyzją radnych poruszeni. Osoba, prosząca o anonimowość, powiedziała, że ma dość tej sytuacji, w której bierze odpowiedzialność za finanse fundacji, a którą były prezes objada bez skrupułów.

- Nawet jeżeli mówi się o zasługach Kozielewicza dla fundacji, to przecież brał za to pieniądze, za darmo nie pracował - denerwuje się. Prezes Koźmala chce natomiast zaskarżyć do sądu decyzję radnych.

Sfrustrowany sytuacją jest także prezydent Andrzej Szlęzak. Poruszają go także decyzje prawników wojewody. Nie dość, że nie dopatrzyli się niedorzeczności w uchwale o wyprowadzeniu miasta z fundacji, to teraz nie są skłonni przyznać, że Kozielewicz powinien być pozbawiony automatycznie mandatu radnego, bo łączył bezprawnie ten mandat z szefowaniem fundacji. A takie sygnały dochodzą prezydenta, co powiedział na konferencji prasowej.

FUNDACJA CAMPUS

- Trzeba się zastanowić, czy dla dobra sprawy nie zakończyć działalności fundacji - powiedział prezydent. A życie nie znosi pustki. Od ponad roku istnieje powołana przez biskupa sandomierskiego Fundacja Campus. Finansuje druk wydawnictw, książek i czasopism dla potrzeb Wydziału Zamiejscowego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w Stalowej Woli.

Nie udało nam się porozmawiać z Jerzym Kozielewiczem. - Oj, nie ma męża w domu - powiedziała żona, kiedy zadzwoniliśmy do niego. Jak się dowiedzieliśmy, także żaden z dziennikarzy nie miał szczęścia z nim porozmawiać. A ostatnią, która z nim rozmawiała, była prezes Koźmala. Po raz trzeci powiedział jej przed sesją Rady Miejskiej, że oczekuje większej pensji, niż mu proponuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie