MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miodobranie w rosyjskich górach

Lidia Cichocka
Uralskie krajobrazy.
Uralskie krajobrazy. Z. Fijewski i J. Tabor
Świętokrzyscy bartnicy szkolili się u kolegów z dalekiej Baszkirii, jak podbierać miód z leśnych barci.

Jednym z nich był Zbigniew Fijewski z Końskich. Opowiedział nam o tym niezwykłej krainie. Zanim dziewięć osób pojechało na szkolenie do Baszkirii, Baszkirzy przyjechali do nas. A jeszcze wcześniej ludzie z Mazowiecko-Świętokrzyskiego Towarzystwa Ornitologicznego wymyślili, że dobrze by było w polskich lasach pozakładać tak jak przed wiekami barcie.

Napisali specjalny projekt, dostali na niego pieniądze z międzynarodowych organizacji. Nauczycieli do uczenia fachu bartnika trzeba było jednak szukać daleko, bo aż na południowym Uralu. W kwietniu do Polski przyjechali mistrzowie bartnictwa z Baszkirii Achtiam i Rais - na co dzień bartnicy i strażnicy w Parku Narodowym Szulgan-Tasz.

Czas płynie wolniej

15 września dziewięć osób - uczniowie bartnictwa z Puszczy Świętokrzyskiej, Lasów Spalskich, Biebrzańskiego i Wigierskiego Parku Narodowego - wyjechało z Warszawy, by po 24 godzinach dotrzeć do Moskwy, a stamtąd samolotem do Ufy.

Tutaj przejęła ich przesympatyczna Firdaus - baszkirska przewodniczka i opiekunka grupy. Nocleg i sześć godzin jazdy w głąb Uralu, dotarli do wsi Galiagdernia nad rzeką Nugusz. Nie ma tu kwater agroturystycznych czy pensjonatów. Gości rozlokowano po 2-3 osoby w zagrodach mieszkańców. Honory gospodarza pełnił Michaił Kosariew - dyrektor Parku Szulgan-Tasz.

Po tylu godzinach w podróży i wieczornej biesiadzie wszyscy zapadli w sen. - Rano usiadłem na progu chaty i patrzyłem, jak z zagród wyłażą krowy i owce - leniwie wloką się na leśne pastwiska - opowiada Zbigniew Fijewski. - Wszędzie panował niewyobrażalny spokój. Identycznie wyglądał każdy poranek. Tu nikt się nie spieszył, bo i czas płynął tu inaczej - wolniej.

- A wieś była taka, jak zapamiętana z dzieciństwa, teraz już takich nie ma - dodaje Fijewski. Tam wielki świat jeszcze nie dotarł. Drewniane domki, często pomalowane na niebiesko, wyglądają bajkowo. W środku ściany zawieszone dywanami, tak trochę na wzór turecki. Ludzie serdeczni, gościnni.

Ale oni nie przyjechali po to, aby delektować się urokami uralskich wsi. Głównym celem podróży były barcie i jesienne miodobranie. By się do nich dostać, trzeba było jechać w głąb uralskich lasów. - Środki transportu są tam oczywiste - tylko terenowe auta i ciągnik z przyczepą. Niczym innym nie da się jechać po leśnych wertepach - mówi Fijewski. - Nie wiem ile dziennie pokonywaliśmy kilometrów od barci do barci, ale jeździliśmy po 8-9 godzin. Nigdzie nie spotkaliśmy człowieka.

Droga była wspaniała dla miłośników rajdów terenowych, chociaż chyba i oni mieliby dosyć. A te przejazdy korytem rzeki! Przecież tam nigdzie nie ma mostów i nigdy nie było wiadomo, jak głęboki jest bród. Na szczęście kierowcy radzili sobie w tym dziewiczym terenie bardzo dobrze, a że pasażerów bolały plecy i wszystkie inne części ciała - uważać trzeba było na języki, by ich nie przygryźć na wybojach, to trudno.

Zaimponował Baszkirom

Polscy bartnicy uczyli się, jak podbierać miód. Trzeba to robić z wyczuciem, bo w przeciwieństwie do pszczół hodowanych w pasiekach, te w barciach nie są podkarmiane syropem cukrowym. Przy podbieraniu miodu późnym latem, pewna jego ilość musi zostać, żeby pszczoły miały co jeść zimą i wczesną wiosną. Sztuka polega na pozostawieniu odpowiedniej ilości i odpowiednich gatunków miodu.

- Przez kilka dni nasza ekipa przemieszczała się po uralskich bezdrożach od barci do barci, podpatrując i ucząc się - wyjaśnia Fijewski, który jednak sam po drzewach nie chodził. - To nie ten wiek - wyjaśnia. A wspinanie się przy pomocy skórzanego pasa, zakładanego na pień, nie jest takie łatwe. Dlatego Baszkirzy nie mogli się nadziwić, gdy jeden z Polaków, Tomek, zrobił to dwa razy szybciej niż oni. Nie wiedzieli, że uparcie ćwiczył wspinanie się wcześniej.

Miód pozyskiwany z barci jest regionalnym specjałem. Jest go mało, a ponieważ smakuje wybornie, jest drogi. - W Moskwie za słoiczek 20-dekagramowy trzeba płacić 800 rubli, to jest około 80 złotych - mówi Zbigniew Fijałkowski.

Aby urozmaicić nieco pobyt - ciągle las i baszkirska wieś, gospodarze znaleźli nieco czasu na krótkie górskie wędrówki, a nawet wizytę w słynnej jaskini Kapowa. Do niej ściągają wycieczki z całego świata, by podziwiać naskalne malowidła mamutów.

- Na kwatery wracaliśmy często późnym wieczorem. Po wylaniu siódmych potów w bani, bo bez takiej sauny nikt nie wyobraża sobie życia, zapraszano nas do suto zastawionego stołu. Zresztą wszystkie posiłki były tu bardzo treściwe: ciepłe i tłuste, głównie mięsne. Przy biesiadzie był czas na ludową baszkirską muzykę. Pierwszy raz w życiu słyszałem mistrzów kuraja - narodowego instrumentu Baszkirów. Po całodziennej włóczędze pozostawało jeszcze trochę sił na tańce, też baszkirskie, a wszystko to z udziałem mioduchy - rodzaju zacieru na bazie miodu. Cóż - Baszkirzy są tyleż gościnni, co i rozrywkowi. A potem znów cisza poranka i zwierzaki maszerujące w stronę lasu.

Czaszka na postrach

Ludzie w tym rejonie żyją z hodowli owiec, bydła i koni. Część przychówku wychodzi o poranku na nieodległe, przyleśne pastwiska i wraca co wieczór do zagrody. Jednak wiele zwierząt wychodzi na dalekie leśne pastwiska wiosną i powraca dopiero jesienią. Niewielkie stadka krów i koni spotykano nierzadko o 1 lub 2 godziny jazdy od wsi. Taki sposób wypasu sprawia, że lasy bliżej wsi są z rzadka porośnięte krzewami i w wielu miejscach wyglądają jak parki. Zdarzają się oczywiście przypadki, że wilki lub niedźwiedzie atakują stada. Jeśli spustoszenia są duże, odbywa się polowanie na miśki, a czaszka upolowanego zwierzęcia umieszczana jest na szczycie kłody jako ochrona przed złymi duchami.

To zapewne z takiego krewkiego niedźwiedzia pochodzi sadło, którego słoiczek dostałem na pożegnanie z poleceniem wypróbowania jego leczniczych właściwości - dodaje Fijałkowski.

Przez dwa dni zwiedzali jeszcze Baszkirski Park Narodowy, podziwiając piękne, górskie krajobrazy. Rolę przewodnika pełniła Zulfija - zastępczyni dyrektora parku. Jedni wspominali wspaniałe krajobrazy, inni karkołomne przejazdy w terenie, a wszyscy baszkirską gościnność. - Ja tęsknił będę za cichymi porankami na ławce przed baszkirską chałupą - za chwilami traconego czasu - dodaje Fijałkowski.

Wiedzę zdobytą w Baszkirii polscy bartnicy wykorzystają na wiosnę, kiedy będą zasiedlać barcie. W lasach koneckich jest ich 10. Sprowadzana do nich zostanie pszczoła augustowska, najbliższa genetycznie leśnym pszczołom z Uralu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Miodobranie w rosyjskich górach - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie