Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Odnaleźć się po tragedii - kolejna odsłona w procesie po wypadku na zalewie w Chańczy

/minos/
- Budzę się i zastanawiam, po co żyję. Po co wstaję - mówiła w poniedziałek przed Sądem Rejonowym w Kielcach matka 12-latki z Tarnobrzega. Dziewczynki, która latem 2006 roku zginęła w wypadku na zalewie w Chańczy.

Tragedia rozegrała się w początkach lipca 2006 roku. Nad zalewem w Chańczy wypoczywało małżeństwo z Tarnobrzega. Przyjechali ze znajomymi i swymi dwiema córkami. Około godziny 17, gdy mieli już wracać do domu, młodsza z córek, 12-latka, poprosiła tatę, aby popływał z nią kajakiem. Wypożyczyli go, założyli kapoki i wypłynęli. Mężczyzna siedział z tyłu.

- Byliśmy jakieś 20-30 metrów od brzegu. Widzieliśmy pływającą daleko motorówkę - opowiadał mężczyzna i dodawał, że kiedy zobaczyli ją ponownie, ta płynęła prosto na kajak.

- Łódź płynęła szybko. Córka powiedziała, że zaraz w nas uderzy. To było jak egzekucja. Nie miałem żadnych szans na obronę - mówił mężczyzna podczas poprzedniego procesu. Dodawał, że starał się ratować dziecko ustawiając kajak tak, aby łódź uderzyła w niego, a nie w dziewczynkę.

Proces po raz drugi

Proces po raz drugi

W motorówce, która w lipcu 2006 roku uderzyła na zalewie w Chańczy w kajak, byli oskarżeni potem 30-latka pochodząca z Ukrainy i jej 43-letni narzeczony. Kobiecie śledczy zarzucili, że naruszyła zasady bezpieczeństwa kierując łodzią, choć nie miała do tego uprawnień. Mężczyznę oskarżyli o to, że udostępnił łódź osobie bez umiejętności, narażając tym samym kąpiących się. Proces pary toczył się już raz przed kieleckim Sądem Rejonowym. Oboje zostali uznani za winnych. 30-latkę skazano na trzy lata więzienia, 43-latka na półtora roku. Od wyroku odwołali się oskarżony oraz obrońca 30-latki.

Motorówka staranowała kajak. 12-latka zginęła na miejscu. Mężczyzna z uszkodzoną czaszką, połamanym mostkiem i żebrami trafił do szpitala. Potem dwa lata był na zwolnieniu lekarskim.

- Teraz pracuję i próbuję się jakoś odnaleźć. Żona codziennie odwiedza cmentarz, płacze - opowiadał w poniedziałek mężczyzna.

Matce dziewczynki sąd również zadawał w poniedziałek pytania. Kobieta płakała.
- To dla mnie bardzo ciężkie jeszcze raz to opowiadać. Każdego dnia budzę się i zastanawiam, po co żyję, po co wstaję. Mam wrażenie, że to my jesteśmy karani za to wszystko. Nie mam już siły - przyznawała w poniedziałek przed Sądem Rejonowym w Kielcach. Sąd postanowił nagrywać rozprawę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie