Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Personalna roszada, urażona duma i polityczna piaskownica

Marcin Radzimowski
W Tarnobrzegu od dwóch dni temat numer jeden to odwołanie z zajmowanego stanowiska jednego z dwóch wiceprezydentów miasta, Wojciecha Brzezowskiego. Temat ważny z punktu widzenia zarówno politycznych nastrojów, a przede wszystkim istotny dla rozwoju miasta.

Nie jestem adwokatem ani prezydenta Grzegorza Kiełba, który postanowił „strącić głowę” swojego zastępcy, nie jestem też adwokatem odwołanego „wicka”. Jak w każdej sprawie każdy ma swoje racje i te racje przedstawia. A każdy odbiorca powinien te racje interpretować tak, jak chce. Ja na całą sprawę patrzę z punktu widzenia przeciętnego mieszkańca miasta. I przez pryzmat tego, jakie konsekwencje dla przeciętnego mieszkańca mogą mieć te roszady i całe zamieszanie.

Dostrzegam więc co najmniej zaskakujące zachowanie przewodniczącego Rady Miasta Tarnobrzega, Kamila Kalinki. Nie chodzi mi nawet o esemesowy „meldunek” z wydarzeń, kierowany do marszałka Władysława Ortyla, a wysłany omyłkowo do prezydenta Kiełba. Chodzi mi o jego treść i późniejsze wypowiedzi przewodniczącego na spotkaniu z dziennikarzami.
W wiadomości tekstowej czytamy, że współpraca z prezydentem padła, bo „nasz wice odwołany”. Jak odczytuję, nie chodzi o to, że „nasz” w znaczeniu nasz, tarnobrzeski, tylko „nasz” w znaczeniu, że z ramienia Prawa i Sprawiedliwości. Czy ta przynależność partyjna powinna być przesłanką do wszczynania wojenki? Być może w czyimś mniemaniu tak, w moim - nie. Nie rozsądzając o winie czy braku winy wiceprezydenta Brzezowskiego, jestem przekonany, że pan przewodniczący Kalinka za odwoływanym wiceprezydentem z jakiegokolwiek innego ugrupowania, tak twardo murem by nie stawał.

Mamy zatem sytuację, że przewodniczący Rady Miasta stanowczo oświadcza, iż zrywa współpracę z prezydentem miasta. A jednocześnie przekonuje, że on i radni Prawa i Sprawiedliwości, którzy w radzie mają większość, będą pracować dla dobra mieszkańców i miasta. W jaki sposób? Nie wiem, bo nie ma chyba przypadku, żeby na konflikcie radnych z prezydentem danej gminy, ta gmina i jej mieszkańcy zyskiwali. Polityczne ambicje i prywatne wojenki na dalszy plan spychają potrzeby przeciętnego Kowalskiego.
Może więc pora urażoną dumę schować do kieszeni? I zamiast bawić się w politycznej piaskownicy, może warto usiąść przy okrągłym stole, zanim konflikt się zaogni na tyle, że nikt go nie zdoła opanować?

Tak sobie myślę, że cała ta sprawa i tworzenie konfliktu to niewątpliwy początek kampanii wyborczej. Kto wystartuje? Jest pewnik, jak choćby Mirosław Pluta, zresztą Grzegorz Kiełb też pewnie chce powalczyć o reelekcję. Kamil Kalinka w tej chwili absolutnie się nie określa, ale to niemal pewniak. Zaczyna się robić coraz bardziej ciekawie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie