Przy wale w okolicy oczyszczalni ścieków na powierzchni hektara służby pielęgnacji zieleni składają ścinane z drzew gałęzie. Po wyschnięciu gałęzie powinna odbierać elektrownia, produkując zieloną energię z biomasy czyli odpadów drzewnych. Tym razem ciepła i sucha pogoda sprzyjała podpalaczowi. Podpalił gałęzie i powstał olbrzymi pożar.
Przy silnym wietrze groziło przeniesienie się ognia na suche trawy na błoniach nad Sanem. Zagrożona byłaby wtedy oczyszczalnia ścieków i pobliski ogród działkowy. Ogień już lizał pnie i gałęzie białych topól zwanych białodrzewami - rezerwatu będącego pozostałością po Puszczy Sandomierskiej (nazwa drzew pochodzi od koloru liści, mających od sporu biały nalot). Do akcji gaszenia ognia skierowane zostały trzy jednostki bojowe straży pożarnej.
Po stłumieniu ognia, strażacy przez kilka godzin rozgarniali pogorzelisko i dogaszali wodą tlący się żar. Po zakończeniu akcji przed godziną piętnastą, zostali ponownie wieczorem poderwani na nogi. Ogień pojawił się obok pogorzeliska i trzeba było gasić płomienie.
To miejsce jest od lat krytykowane przez działkowców. Przy stercie gałęzi biegnie droga, tymczasem gałęzie są systematycznie podpalane. Zanim strażacy ugaszą ogień, działkowicze nałykają się gryzącego dymu. Koło płonących gałęzi strach przejeżdżać, a po ugaszeniu ognia teren wygląda jakby przeszedł tamtędy straszny kataklizm. Coraz więcej zabytkowych pięknych białych topól, zwanych także srebrnymi, jest osmolonych. Do tej pory nie udało się zatrzymać podpalacza ani rozwiązać problemu szybkiego odbioru gałęzi przez elektrownię.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?