200 osób
- Wszystko zniszczone, wszystko. Nawet nie wiem, za co się brać, czasami w głowie tylko pustka. Człowiek ledwie się podniósł po powodzi z 2001 roku, jakoś to życie sobie ułożył, a tu znowu kolejny cios - niedowierza pani Janina Środek z Zalesia Gorzyckiego. Dom pani Janiny Środek został zalany do połowy okien. Teraz przed nim sterta zniszczonych rzeczy wyniesionych ze pomieszczeń.
200 osób
W Zalesiu Gorzyckim mieszka około dwustu osób. Niektóre stojące we wsi domy zostały zalane po dachy i zalane wodą były przez ponad cztery tygodnie.
Mieszkająca z niepełnosprawną córką kobieta jest załamana - bez pomocy innych nie zdoła wyremontować zniszczonego przez powódź domu.
Na oczyszczonych z grubsza ścianach w pokoju, kuchni, łazience widać poziome linie. Najwyższa, na wysokości około dwóch i pół metra od posadzki wskazuje poziom wody z 19 maja tego roku. Kolejne linie powstawały wraz z opadaniem cuchnącej brei.
- Wszystko zniszczone, wszystko. Nawet nie wiem, za co się brać, czasami w głowie tylko pustka. Człowiek ledwie się podniósł po powodzi z 2001 roku, jakoś to życie sobie ułożył, a tu znowu kolejny cios - niedowierza pani Janina. - Gdybym mogła, poszłabym stąd na koniec świata. Ale dokąd pójdę?
Powodzianka z Zalesia Gorzyckiego do zalanego domu wróciła tydzień temu. Od miesiąca, kiedy została ewakuowana, wraz z córką mieszka w ośrodku pomocy w Gorzycach. Jedna z córek pani Janiny jest niepełnosprawna, w porządkowaniu domu pomaga druga - mieszkająca poza Zalesiem.
POTRZEBNA POMOC!
- W wynoszeniu tego wszystkiego z domu miałam pomoc, strażacy i wolontariusze pomagali - dodaje kobieta. - Ale trzeba tynki zbijać, ja sama nie dam rady. Nie wiem nawet, do kogo się z prośbą o pomoc zwrócić. Czy w ogóle warto tutaj budować życie? Czy warto cokolwiek robić i czekać rok, dwa, że kolejny raz woda wszystko zniszczy?
Mieszkający kilkaset metrów dalej Stefan Bartoszek, także kilka dni temu wrócił do swojego domu. Niewielki, drewniano-murowany budynek jest kompletnie zrujnowany. Na ścianach grzyb i pleśń, pękający od wody strop. Zalany był parter i niemal całe poddasze.
- Gdy wiedziałem, że idzie woda, powynosiłem trochę rzeczy na górę, pod dach. Wszystko zniszczone. W ogóle to poddasze przystosowałem do mieszkania po powodzi w 2001 roku, wtedy woda tam nie weszła - wspomina Stefan Bartoszek. - Teraz poziom wody był znacznie wyższy, tego nie przewidziałem. Do połowy poddasza była woda. Na podwórzu poziom wody sięgał ponad cztery i pół metra.
TUTAJ ZOSTANIE
Jak mówi o sobie, jest niepoprawnym optymistą. Wierzy, że stanie na nogi, choć przyznaje, że czasem już brakuje sił. Oprowadza nas po swoim ogrodzie. A właściwie po tym, co z niego zostało. Usychające drzewa i krzewy, zamulone i wypalone trawniki, walające się śmieci, słodkawy odór gnijących roślin.
- To był naprawdę piękny ogród, człowiek się starał coś tam zasadzić, pielęgnować. W domu może bogactw wielkich nie było, ale było czysto i schludnie - dodaje Bartoszek. - Szkoda tego wszystkiego, wiele rzeczy sam robiłem. Boazerię, schody.
Wczoraj Stefan Bartoszek spędził drugą noc w domu, śpi na rozkładanym łóżku polowym w łazience. Wcześniej mieszkał trochę u córki w Sandomierzu i w schronisku Caritasu, ale teraz zostaje na noc w Zalesiu Gorzyckim, żeby nie tracić czasu na dojazdy. Bo trzeba pracować, sprzątać to, co zostawiła woda.
Stefan Bartoszek deklaruje, że zostanie w Zalesiu Gorzyckim, odbuduje dom i znów będzie miał piękny ogród: - W zeszłym roku straciłem żonę. Cóż mi teraz powódź mogła jeszcze więcej zabrać?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?