Nie przyznał się do zarzutów, składał wyjaśnienia. Obszernie relacjonował to, co działo się w jego mieszkaniu od 2010 roku. Wtedy to wziął matkę do siebie, po przebytym przez nią udarze mózgu.
- Wpadła później w depresję psychotyczną. Kiedyś wróciłem z zakupów do domu to miała garść tabletek. Powiedziała, że chce ulżyć sobie i mnie, że ma już dość cierpień. Wtedy poszedłem do lekarza i mama trafiła na oddział psychiatryczny - mówił oskarżony.
LEKARZE BY WIDZIELI
Przyznał, że miał problemy z alkoholem. Innym razem twierdził znów, że pił rzadko, najwyżej dwa piwa. Dopytywany o obrażenia ciała, jakie stwierdził na ciele kobiety zarówno dzielnicowy, sąsiadki kobiety a także lekarz po tragicznych wydarzeniach z 12 stycznia tego roku, 47-latek przekonywał, że nigdy matki nie uderzył.
- Ona miała delikatne ciało, wystarczyło lekko dotknąć, a już miała zasinienia. Dwa razy w miesiącu była u lekarzy, więc gdyby miała ślady któryś by to zauważył - twierdził nauczyciel z Niska. - Była chora i często potknęła się i uderzyła a to o wannę w łazience, a to o meble.
Trudno nie odnieść wrażenia, że oskarżony o zabójstwo dostosowywał treść swojej relacji do poszczególnych urazów stwierdzonych u kobiety. Rana na głowie powstać miała, gdy jego matka leżała przy kaloryferze i uderzyła w niego wstając a ślady na szyi (według biegłego ślady duszenia) powstały w czasie, kiedy po upadku 47-latek podnosił matkę.
- Bywało, że leżała i głowa jej leciała, wtedy przytrzymywałem ja obiema rękami za szyję - mówił.
NIEBIESKA KARTA
23 grudnia ubiegłego roku w mieszkaniu Mirosława C. interweniowała policja. Wcześniej doszło do awantury, z relacji sąsiadów wynika, że 47-latek wyzywał wulgarnie swoją matkę.
- Kiedy policja go zabrała, rozmawiałyśmy z nią na klatce schodowej. Twierdziła początkowo, że przewróciła się i stąd obrażenia na twarzy - relacjonowały sąsiadki. - Dopytywana przyznała, że pobił ją syn, kiedy powiedziała, że nie ma uskładanych pieniędzy na pogrzeb.
Wtedy mężczyźnie założono niebieską kartę a do jego domu przychodził dzielnicowy.
- Przy pierwszych odwiedzinach zastałem bałagan w mieszkaniu. Były butelki i puszki po piwie, porzucane niedopałki papierosów - zeznawał wczoraj policjant. - Kazałem mu to posprzątać i powiedziałem, że jak będzie się poprawnie zachowywał to za jakiś czas nie będzie miał niebieskiej karty. Matka oskarżonego spała wtedy w pokoju, na twarzy miała stare ślady.
MIAŁA NOWE OBRAŻENIA
Ten sam funkcjonariusz był na wizycie dzień przed tragedią, 11 stycznia. Znów panował bałagan, policjant znów upomniał syna kobiety. Jak twierdzi, czuć było od niego alkohol a w pokoju stało pół butelki wódki. Matka spała w pokoju.
- Gdy następnego dnia dowiedziałem się, że pani C. nie żyje, pojechałem do tego mieszkania. Widziałem ciało. Miała na twarzy i przedramieniu obrażenia, jakich poprzedniego dnia z cała pewnością nie miała - relacjonował policjant. - Później wróciłem do komendy i byłem świadkiem rozpytania podejrzanego. Początkowo mówi, że nie wie, co się stało. Później, jak trochę przetrzeźwiał chyba coś w nim pękło i mówił, że zdenerwował się na matkę, przyduszał ją, potem uderzył kilka razy ale lekko a potem dusił. Relacjonował, że mówił "Mamusiu, uspokój się!". Potem znów twierdził, że nic jej nie zrobił i nie wie co się stało.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?