Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard Szado z Pysznicy - Najlepszy Strażak 2009 powiatu stalowowolskiego

Redakcja
Ryszard Szado ze Złotym Hełmem.
Ryszard Szado ze Złotym Hełmem. fot. Zdzisław Surowaniec
Każdy z półtora tysiąca strażaków ochotników, którzy są w powiecie stalowowolskim, miał szansę otrzymać nadany po raz pierwszy tytuł Najlepszego Strażaka 2009 i na okrasę zdobyć Złoty Hełm. Otrzymał to wyróżnienie Ryszard Szado z Pysznicy koło Stalowej Woli.

Ryszard Szado

Starosta Wiesław Siembida wręcza Złoty Hełm Ryszardowi Szadzie.
Starosta Wiesław Siembida wręcza Złoty Hełm Ryszardowi Szadzie.

Starosta Wiesław Siembida wręcza Złoty Hełm Ryszardowi Szadzie.

Ryszard Szado

Ma 51 lat. Urodził się i mieszka w Pysznicy koło Stalowej Woli. Z pożarnictwem związany od 31 lat. Komendant gminnej Ochotniczej Straży Pożarnej w Pysznicy. Z zawodu jest inspektorem do spraw infrastruktury w Urzędzie Gminy. Strażak Roku 2009 Powiatu Stalowowolskiego.

Starosta Wiesław Siembida tak argumentował organizację konkursu: - To bardzo ważne, aby doceniać nie tylko zawodową straż pożarną, ale również ochotników, którzy są na każde wezwanie, udzielając się w przeróżnych akcjach. Ich pomoc jest bezcenna, o czym wielokrotnie przekonali się mieszkańcy naszego powiatu.

POPULARNOŚĆ W ŚRODOWISKU

Jak to sobie założyli kapituła nagrody i starosta, kandydaci ubiegający się o tytuł Strażaka Roku mają posiadać wysokie wyszkolenie pożarnicze, wykazywać się dużą aktywnością w akcjach ratowniczo-gaśniczych, skutecznością, zaangażowaniem i mobilnością. Ważne były także osiągnięte sukcesy, działalność społeczna kandydata i popularność w środowisku.

Do konkursu zostało zgłoszonych pięciu kandydatów: ksiądz Józef Turoń z gminy Radomyśl nad Sanem, Mateusz Wiśniewski ze Stalowej Woli, Krzysztof Kwitkowski z Zaleszan, Ryszard Szado z Pysznicy i Zbigniew Rędzio z Bojanowa.

- Jak się ma za konkurenta do nagrody księdza Józefa Turonia, to człowiek docenia wagę wyróżnienia. Przykro mi, że ksiądz Józef przegrał ze mną. Nie widziałem jeszcze księdza Turonia po moim zwycięstwie, na zawodach, gdzie wręczali nagrodę, nie było go. Ale myślę, że nie ma mi za złe mojej wygranej i jakby coś, to rozgrzeszenie mi da - śmieje się Ryszard Szado.

Jego rodzinną wsią jest Pysznica. To ładna wieś, z wieloma paradnymi domami. Stąd, z bidy galicyjskiej, dużo ludzi wyjechało do Stanów Zjednoczonych na zarobek. Sporo wróciło z dolarami, a ci, którzy nie wrócili, słali "zielone" rodzinie. Wieś jest rozciągnięta wzdłuż krętej, ale niedawno zmodernizowanej, gładkiej drogi. Stąd są dwa kroki do Stalowej Woli. Efekt jest taki, że młodzież ze wsi "wali" do szkół do miasta, a mieszczuchy wykupują działki w gminie i stawiają domy w leśnym otoczeniu.

ŻYWICZNE BOGACTWO

Bo lasów to w gminie nie brakuje, głównie sosnowych. Z tym zielonym żywicznym bogactwem jest tylko taki problem, że należy tego pilnować, bo wariatów nie brakuje i co chwilę jakiś piroman podpali jak nie las, to nieużytki, i strażacy muszą pędzić do pożarów.

Ryszard Szado ma 51 lat, a od 31 lat, od młodzika, związał się z Ochotniczą Strażą Pożarną. - Miałem dwadzieścia lat, jak zostałem strażakiem, i do dziś działam - przyznaje. Jest komendantem pysznickiej jednostki, kierowcą wozu bojowego, członkiem zarządów powiatowego i wojewódzkiego Ochotniczych Straży Pożarnych.

Co było impulsem, który go związał z ochotniczą strażą? - To było z chęci niesienia pomocy ludziom. Bo w tych czasach, w latach siedemdziesiątych, to na wsi, gdy jakaś burza była, to zaraz wybuchał pożar. Nieszczęść było dosyć dużo. Chciałem pomóc innym, żeby w miarę ulżyć w nieszczęściach, jakie dotykają lokalną społeczność - zwierza się. A pożarom sprzyjały chałupy kryte słomianą strzechą, dużo materiałów łatwo palnych i złe zabezpieczenie przeciwpożarowe. Gazu do grzania i gotowania wtedy na wsi nie było.

- Nasza jednostka ma ponad sto lat - podkreśla pysznicki komendant. A remiza we wsi jest zawsze miejscem, gdzie tętni życie. Jak nie zebranie, to wesele czy występy. - Ochotnicze pożarnictwo przetrwało i dalej będzie szło w dobrym kierunku - ma wiarę w przyszłość tej formacji. Tym bardziej że ostatnio wzrosła rola straży, która nie tylko gasi pożary, ale także ratuje ludzi, majątek i zwierzęta z opresji.

DOBRY SPRZĘT

- Mamy przecież coraz więcej zagrożeń, kryzysów, katastrof, awarii. Strażak jest niezbędny w celu niesienia pomocy, w ratowaniu życia - mówi pan Ryszard z przekonaniem.

Pyszniccy strażacy mają też coraz lepszy sprzęt. Kiedyś mieli tylko jeden wóz bojowy star 26, tak zwaną babkę. Dziś pysznicka jednostka ma trzy wozy bojowe. - Jak w 1996 roku zakupiliśmy jelcza fabrycznie nowego, to w ówczesnym województwie tarnobrzeskim to był pierwszy samochód takiej klasy. Nawet zawodowa straż nie posiadała takiego sprzętu - chwali się. Z każdym rokiem coś przybywa - pompy, aparaty powietrzne, odzież ochronna, niezbędna do prawidłowej pracy strażaka.

Gmina Pysznica jest szczególnie zagrożona pod względem palności, bo ma dużą powierzchnię lasów. A tu jeszcze w sąsiedztwie jest otulina lasów janowskich. - Znaczna liczba pożarów leśnych powstaje za sprawą głupoty ludzkiej, nieszczęsnych podpalaczy. Jest z tym masę roboty. Byłoby więcej pieniędzy na kupno dobrego sprzętu, gdyby nie ludzka głupota - martwi się Szado.

Siedzimy w remizie w sobotnie popołudnie. Jest słonecznie, ciepło. Właśnie strażacy wrócili z gaszenia hektara nieużytków w Słomianej. - Gdy trawa wyschnie, wystarczy drobna iskierka i jest pożar. Dziś słońce świeci, ludzie powinni wypoczywać. A jakiś nieszczęśnik poszedł i podpalił trawy. Są nieszczęścia z piorunów, ale zdecydowana większość pożarów to działania człowieka - zapewnia.

NAJWIĘKSZY POŻAR

Największa akcja, w jakiej pan Ryszard brał udział, była w 1992 roku w rejonie Kuźni Raciborskiej na Śląsku. - To był największy pożar w Polsce i jeden z większych w Europie. Ogień szedł przez las. Jak wjeżdżaliśmy nocą do lasu w obcym terenie, to człowiek wjeżdżał, a nie wiedział, czy wyjedzie. To było przerażające, jak ten kompleks leśny się palił - mówi z przejęciem. Ogień szalał dwa tygodnie, pyszniccy strażacy mieli służbę przez pięć dni.

- Na naszym terenie dokuczyły przede wszystkim powodzie, szczególnie lokalne podtopienia. A największe to w 2001 roku i w 1997 w rejonie Połańca, Gorzyc i Wrzaw - wspomina.
Pan Ryszard marzy sobie, żeby przyciągnąć do pożarnictwa jak najwięcej młodych, żeby młode środowisko we wsi integrować, żeby młodzież miała możliwość wykazać się, a nie przebywała w złym towarzystwie.

- Pysznica to teren podmiejski i zainteresowań strażackich nie ma dużo, jak w innych rejonach, gdzie życie kulturalne koncentruje się w remizie. Każdy młody ma łatwy dostęp do miasta i to odciąga młodzież od zostania strażakiem. Niemniej, udało się pozyskać kilku nowych członków, odbyli przeszkolenia i uczestniczą w akcjach - ma komendant powody do zadowolenia. - Dwóch moich synów jest w ochotniczej straży - chwali się.

WIELE AKCJI

Koledzy z przyjemnością i bez złośliwości gratulowali mu wygranej. W rodzinnym domu było zaskoczenie. - Dla żony Złoty Hełm to też była przyjemność - zapewnia.
Pan Ryszard pracuje w Urzędzie Gminy od 1994 roku jako inspektor do spraw infrastruktury. Zna gminę jak dziurawą kieszeń. - Jak dyżurny przekazuje, żeby jechać do pożaru, to wiem, którędy jechać, żeby było jak najszybciej - chwali się. W tym roku wyjeżdżał 34 razy.

- Przez trzydzieści lat nazbierało się akcji i wyjazdów wiele. To znacząca liczba - ocenia. I dlatego zasłużenie dostał Złoty Hełm.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie