Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Szwed - historyk z duszą sadownika

Klaudia TAJS
Stanisław Szwed w przydomowym sadzie, gdzie rosną także śliwy i grusze.
Stanisław Szwed w przydomowym sadzie, gdzie rosną także śliwy i grusze. Klaudia Tajs
Na sześciu hektarach uprawia ekologicznie jabłka, grusze i śliwy. Stanisław Szwed z Tarnobrzega chce, by święto patrona sadowników obchodziło całe miasto.

Stanisław Szwed

Stanisław Szwed

Urodził się w 1941 roku w Kamieńcu w województwie świętokrzyskim. Ukończył Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Krakowie na kierunku historia. Ma żonę i troje dzieci.

Dlaczego tylko Sandomierz i gminy po tamtej stronie Wisły mogą wykorzystywać jabłka jako symbol swojej miejscowości? - pyta Stanisław Szwed z Tarnobrzega, właściciel kilku hektarów owocowych sadów.
- W Tarnobrzegu mamy ponad 100 hektarów sadów, dlatego trzeba to wykorzystać. Naszym symbolem staną się Błażejki, w których od przyszłego roku będą uczestniczyli mieszkańcy całego Tarnobrzega.

Stanisław Szwed to człowiek, którego w Tarnobrzegu przedstawiać nikomu nie trzeba. Społecznik, były przewodniczący osiedla Dzików, człowiek, który nigdy nie odmawia pomocy. Drzwi do jego domu nigdy się nie zamykają. Na kawę i coś słodkiego goście przychodzą o każdej porze dnia, bo wiedzą, że zarówno on, jak i jego żona Helena zawsze znajdą dla nich czas, a przy wyjściu wrzucą do reklamówki sporo dobrych jabłek czy śliwek z pobliskiego sadu. Owoców, które, jak podkreśla gospodarz na każdym kroku, jako nieliczny w tym regionie uprawia w sposób ekologiczny.

NAUCZYCIEL I KIEROWNIK KLUBU

Helena i Stanisław Szwed poznali się na studiach w Krakowie przy grabieniu liści przed obchodami rocznicy rewolucji październikowej. - Mój pierwszy zawód to marynarz, drugi - nauczyciel historii - mówi o sobie Stanisław Szwed. - Ja też jestem nauczycielką historii i niemal całe życie pracowałam w naszym Liceum Ogólnokształcącym imienia Mikołaja Kopernika - wtrąca żona Helena. - Ale najpierw po różnych szkołach w powiecie mnie rzucali, bo się nie zapisałam do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a był to rok 1966, i byłam jedyną nauczycielką z wyższym wykształceniem w naszym regionie.

Ale po trzech latach nauki Stanisław Szwed stwierdził, że pensja w wysokości 1 tysiąca 450 złotych plus 120 złotych dodatku magisterskiego na utrzymanie rodziny nie wystarczy. Rzucił dyrektorowi dziennik na biurko i ogłosił, że odchodzi.

Bez pracy nie został. Przez następnych 11 lat kierował tarnobrzeskim klubem EMPIK. W klubie przy ulicy Moniuszki realizował się do 1980 roku. Tamte lata wspomina z nostalgią. - Klub otwierał ówczesny wicepremier Wincenty Kraśko - opowiada. - Nawet Telewizja Polska z Programu I wtedy przyjechała, wszystkie władze z komitetu wojewódzkiego i nie tylko. To był 51. EMIPK w Polsce. Ale była feta!

Kierując klubem EMPIK, coraz częściej sięgał po literaturę fachową, przeznaczoną dla sadowników. Dziś, z perspektywy czasu, przyznaje, że nauczyciel historii musiał zająć się uprawą jabłek i śliw, bo przewidział to jeszcze jego dziadek, który w 1919 roku miał dziesięć hektarów sadów w Kamieńcu za Wisłą. - Rosły tam różne drzewa owoce, od jabłek, po wiśnie, śliwy i orzechy - wylicza Stanisław Szwed. - U mojego ojca było tak samo.

SADOWNIK NA CAŁEGO

Wtedy postanowił, że wzorem dziadka i ojca on także będzie miał swój sad. Pieniądze miał, bo na koniec studiów ojciec dał mu je, by wpłacił na dużego fiata. Ale młody Stanisław Szwed uznał, że zamiast samochodu, woli mieć ziemię i kupił 2,5 hektara na Dzikowie w Tarnobrzegu. Kiedy przywiózł swojego ojca, by pokazać mu ziemię, usłyszał od niego: - Synu, jest takie polskie przysłowie, że "pole w dupę kole". - Zawziąłem się i kupiłem tę ziemię - wtrąca pan Stanisław. - Posadziłem, drzewa, zbudowałem dom i wszystko ogrodziłem.

Do dziś pamięta pierwsze posadzone drzewa owocowe w 1969 roku. - To głównie jabłonie. Odmiany: jonatany, bancrofty, mekintosze, starkingi, papierówki i boikeny - wylicza. - Zacząłem sadzić drzewa odporne na choroby. Sprowadziłem odmiany bezparchowe. Jednak pierwsze egzemplarze miały wady. Były albo zbyt drobne, niesmaczne, albo nie mogłem ich utrzymać w przechowalni.

TYLKO CZTERY PRYSKANIA

Dziś w sadach pana Stanisława rośnie trzecia zmiana drzewek. Drugą zmianę musiał wyrwać po ubiegłorocznej powodzi. Owoce z jego drzew nie przypominają tych, które można kupić na okolicznych straganach w marketach. Jabłka są różnej wielkości. Podobnie jak gruszki i śliwki. Jedne wielkie, drugie mniejsze. - Moja ekologiczna produkcja jest odporna na dwie groźne choroby, parcha jabłoni i mączniaka jabłoni - tłumaczy sadownik. - Sadownicy opryskują drzewa po 20 razy, a ja tylko cztery. Produkcja ekologiczna dopuszcza pryskanie tylko takimi środkami, które występują w przyrodzie, czyli pochodnymi miedzi i siarki.

Sady pana Stanisława systematycznie odwiedza komisja, wydająca certyfikat ekologiczny. Pan Stanisław za każdym razem udowadnia, że nie nawozi sadów nawozami sztucznymi, a trawę rosnącą między drzewami nie pryska, lecz kosi. - Dzięki temu owoce są słodsze i smaczniejsze - tłumaczy mężczyzna. - Moja typowo proekologiczna odmiana to arriwa, która jest odporna na parcha i mączniaka. Ja mam tych odmian kilkanaście. To julia, waleria, anna i wiele innych. Drzewka sprowadzam z różnych stron świata i niestety, ale nie wszystkie zdają egzamin w naszych warunkach.

Jego jabłka można kupić między innymi na Giełdzie Rolno-Ogrodniczej w Sandomierzu. Owoce z Dzikowa podziwiali także w lutym ubiegłego roku uczestnicy Międzynarodowych Targów Żywności Ekologicznej w Norymberdze. Reprezentował tam Podkarpacie i Tarnobrzeg. Nawiązał kontakty z handlowcami z całej Polski. - Ekologiczne jabłko nie może być ładne i nierobaczywe, a moje jabłka właśnie takie są - nie kryje. - Na moich drzewach ptaki zakładają gniazda, a pod nimi rosną czerwone i brązowe kozaki. I to jest właśnie ta nasza tarnobrzeska ekologia.

BŁAŻEJKI NA MIARĘ TARNOBRZEGA

Stanisław Szwed od pewnego czasu organizuje w mieście święto Błażejek. W trakcie uroczystej mszy jabłka są święcone, a następnie odbywa się ich degustacja. Tak było podczas tegorocznego nabożeństwa w lutym. Okazało się, że ponad 70 kilogramów poświęconych owoców rozdano w kilka minut. Zapewne przyczynił się do tego sam Stanisław Szwed, który przypomniał uczestnikom mszy, że poświęcone jabłko to nie tylko symbol miłości i płodności. To także doskonały specyfik na poprawę głosu i likwidację chrypki, na którą w zimie narzeka wiele osób. - Święty Błażej to opiekun sadowników - przypomina Stanisław Szwed. - Symbolem sadów jest jabłko, symbol miłości. Nie bez przyczyny obchody organizujemy na naszym osiedlu, Znajduje się tutaj około 100 hektarów sadów. Rosną w nich jabłka i inne owoce. Pomimo klęski, która zalała większość naszych plonów w maju i czerwcu, modlimy się do świętego Błażeja, by miał nas w opiece i takie dramaty nie powtarzały się.

Sadownik przypomina, że tradycja zorganizowania obchodów święta Błażejek sięga w Polsce XVI wieku. Dlatego zapowiedział, że w przyszłym roku Błażejki w Tarnobrzegu zostaną zorganizowane z większym rozmachem, a mottem przewodnim obchodów będzie hasło "Tarnobrzeg - miastem miłości". - Nie musimy zapożyczać walentynek ze Stanów Zjednoczonych czy też innych uroczystości - przekonuje Stanisław Szwed. - Mamy swoje Błażejki. Zorganizujemy obchody dla szerszego grona mieszkańców, nie tylko dla ludzi z Nadola i Dzikowa. Tarnobrzeg powinien mieć swoje lokalne święto. Uważam, że Błażejki będą najodpowiedniejsze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie