MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szybka ucieczka z pieniędzmi do Anglii

Andrzej Plęs
Nikt nie wie, jak wielu jest poszkodowanych, na jak duże sumy, Janusz K. i jego matka oszukali mieszkańców Strzyżowa i okolic. Wielu tego nie ujawnia ze wstydu przed sąsiadami.
Nikt nie wie, jak wielu jest poszkodowanych, na jak duże sumy, Janusz K. i jego matka oszukali mieszkańców Strzyżowa i okolic. Wielu tego nie ujawnia ze wstydu przed sąsiadami. Fot Andrzej Plęs
Pracownik Providenta fałszował dokumenty i brał pożyczki na swoich klientów. Nawet 240 tysięcy złotych.

Kosztowna łatwowierność

Kosztowna łatwowierność

- 3 tys. zł straciła Zdzisława M. z Dąbrowy pod Łodzią, która dała się namówić znajomej przedstawicielce Providenta na zaciągnięcia pożyczki. Pani Regina straciła 4 tys. na rzecz tej samej oszustki. Poszkodowanych jest w sumie 7 osób.
- Na 107 tys. zł oszacował swoje straty Provident w wyniku działań przedstawicielki Danuty Ż. z Damnicy (woj. Pomorskie). Namawiała swoich klientów, aby wzięli na siebie pożyczkę, a pieniądze przekazali jej.
- Na 6 miesięcy została skazana pracownica Providenta Gabriela W. z Czeska, która na podstawie sfałszowanych umów wyłudziła na nazwiska swoich klientów 6,8 tys. zł.
- Kilkunastu mieszkańców okolic Dębicy straciło dziesiątki tysięcy złotych. Przedstawicielka Providenta przekonała ich, by przekazali jej pożyczone w jej firmie pieniądze. Uciekła do Grecji. Poszkodowani straty nigdy nie odzyskali.

Janusz K. załatwiał pożyczki dla swoich klientów ze Strzyżowa. Zdobywał ich zaufanie, namawiał do kolejnej pożyczki, ale pieniądze brał dla siebie. Obiecywał spłacać, ale wyjechał do Anglii. Trzynaście pokrzywdzonych osób zgłosiło sprawę do prokuratury. Przestępstwa nie było - orzekły organy ścigania.

Janusz K. nie był w Strzyżowie postacią anonimową: grał w weselnej kapeli, był przedstawicielem Providenta, handlował odzieżą. Wielu miejscowym emerytom i rencistom potrzebującym pieniędzy załatwił pożyczkę ze swojej firmy. I wielu zdecydowało się mu pomóc, kiedy sam znalazł się w potrzebie.

Znali go, więc ufali

- Jego matka zadzwoniła i poprosiła, żebym na siebie wzięła pożyczkę, ona będzie spłacać - opowiada pani Irena. - Sama albo jej syn, wypełnili dokumenty. Miało być trzy tysiące, okazało się, że wzięli pięć. Nie wiem czy choć jedną ratę spłacili.

Identyczne doświadczenia mają pani Lena, dwie panie Marie, pani Danka. Nie chcą ujawniać nazwisk. One też wzięły pożyczki dla Janusza K., im też obiecał spłacać. Niektóre nawet zaczął, po czym zniknął. Z Providenta zaczęły przychodzić ponaglenia spłaty.
- Każą spłacać pięć pożyczek, których ani ja ani mój mąż nie zaciągaliśmy - denerwuje się pani Danka. - Okazuje się, że ktoś podrobił nasze podpisy na dokumentach pożyczkowych.

Komornik wszedł na rentę

Państwo M. ze Strzyżowa zalegają Providentowi i bankom ponad 50 tys. zł. Pani Helena - niepełnosprawna i lecząca się psychiatrycznie ma rentę 750 zł. Jej mąż - rencista tyle samo.
- Naciągnął niepełnosprawnych psychicznie ludzi na dziesiątki tysięcy, komornik wszedł im na rentę, bo nie byli w stanie spłacać kredytu - denerwuje się pani Danusia, siostra Heleny. - Dlaczego banki nie sprawdzają wiarygodności klientów, ich możliwości finansowych?

W podobnej sytuacji są państwo Sz., też na rencie inwalidzkiej. Ich Janusz i jego matka skłonili do zaciągnięcia pożyczek na około 240 tys. zł. Im też obiecali, że będą spłacać. Kiedy z banków i Providenta zaczęły przychodzić ponaglenia spłaty zaległych rat, Sz. poszedł do matki Janusza.
- Zapewniała, że pożyczki będą spłacane, nic mi nie grozi, żadna egzekucja komornicza, bo jestem niepełnosprawny - zeznawał Sz. w prokuraturze.

Prokurator umorzył

Okazało się, że w Strzyżowie jest więcej osób, których zaniepokoiło zniknięcie Janusza. Trzynaścioro złożyło w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa "doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem". Prokuratura wszystkie umorzyła. Choć biegły sądowy stwierdził jednoznacznie, że podpisy pod umowami pożyczkowymi dla pani Danki i jej męża, nie były pisane ich rękami. Śledczy nie znalazł winnego fałszerstwa podpisów, bo nie miał próbek pisma Janusza i jego matki. Nie miał, bo wszyscy, także ojciec Janusza i jego siostra, od miesięcy przebywają w Anglii. Próby odszukania ich przez poszkodowanych okazały się bezskuteczne. A pani Danka musi spłacać cudze długi, zaciągnięte na podstawie sfałszowanych dokumentów.

Zapłacą za swą naiwność

Tomasz Trabuć, rzecznik Providenta: - Janusz K. zwolnił się w marcu 2010 roku, a nasza firma po pierwszych niepokojących sygnałach zaczęła sprawdzać wszystkie umowy, zawarte za jego pośrednictwem.

Poszkodowanym Trabuć nie pozostawia złudzeń. Muszą zwrócić pieniądze za Janusza K.: - Większość klientów oświadczyła, że pożyczki zostały udzielone w sposób prawidłowy. Podpisali stosowne dokumenty.

Poszkodowani nie liczą już na organy ścigania. Na własną rękę poszukują Janusza K. w Wielkiej Brytanii. Bezskutecznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie