Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tachografu nie zbadano

Marcin RADZIMOWSKI
Wczoraj sąd zdołał przesłuchać kilkoro gimnazjalistów.
Wczoraj sąd zdołał przesłuchać kilkoro gimnazjalistów. Marcin Radzimowski

Wiele istotnych kwestii poruszono na wczorajszym posiedzeniu tarnobrzeskiego Sądu Okręgowego, przed którym wyjaśnienia złożył kierowca TIR-a, oskarżony o współsprawstwo katastrofy drogowej w Deszcznie, koło Gorzowa Wlkp. W tragedii, jaka rozegrała się półtora roku temu, zginęło troje gimnazjalistów z Zaleszan (powiat stalowowolski). Bus, którym dzieci podróżowały z wycieczki do Niemiec, zderzył się z ciężarówką.

- Z kolumny samochodów jadących z przeciwka, bus wyjechał na mój pas ruchu. Bez kierunkowskazu - mówił przed sądem kierowca volvo. - Wyglądało to, jakby wyprzedzał jadące przed nim auta. Potem zjechał do zatoczki przystanku autobusowego. Myślałem, że parkuje, ale za moment znów wjechał na jezdnię. Był wtedy osiem, dziesięć metrów przede mną. Nie miałem żadnych szans na reakcję, żaden człowiek by nie miał.

Gorzowska prokuratura, opierając się na opinii biegłych, przedstawiła kierowcy TIR-a zarzut przyczynienia się do wypadku. On nie przyznaje się, podważając opinię zespołu biegłych. A wynika z niej, że gdyby TIR w terenie zabudowanym jechał z dozwoloną prędkością, w miejscu wypadku byłby dwie sekundy później i nie doszłoby do zderzenia. Kierowca twierdzi, że jechał z dozwoloną prędkością, ale jego tachograf od kilku dni wskazywał zawyżoną prędkość.

- Moja ciężarówka pół roku wcześniej przeszła kompleksowe badania w serwisie volvo. Wszystko było bez zarzutów. Po wypadku biegły powołany przez policję przez dwa tygodnie oglądał i badał mój samochód. Nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości - mówił kierowca. - Dopiero pół roku później grupa biegłych powołanych przez prokuraturę stwierdziła, że stan techniczny auta budzi zastrzeżenia.

Najdziwniejsze jest to, że zespół biegłych wydających drugą opinię... nie widział samochodu na oczy. Właściciel TIR-a zapewnia, że auto cały czas stało u niego na podwórzu. Dodaje, że biegli przeczą sami sobie - stwierdzając, że od końca terenu zabudowanego do miejsca wypadku jest 50 metrów, gdy na zdjęciach tego miejsca wyraźnie widać dwa słupki drogowe. A odległość między słupkami to sto metrów.

- Jak biegły może twierdzić, że moje hamulce nie działały, bo nie było śladów hamowania na drodze? Przecież to auto ma system ABS, więc śladów nie będzie - wyjaśniał oskarżony. - Specjaliści mówią też, że koła naczepy nie zostawiły śladów hamowania, ale powinni wiedzieć, że przy ciężarze 35 ton koła się nie zablokują.

Prokuratorskie zarzuty kierowca volvo usłyszał 18 marca zeszłego roku, dzień wcześniej sprzedał swoją rozbitą ciężarówkę. Jak mówi, skontaktował się z kupcem i odkupił od niego swój tachograf. Ten, który miał błędnie wskazywać prędkość. Złożył do prokuratury wniosek o jego zbadanie, ale nikt tego do tej pory nie wykonał.

Biegli, którzy wydali opinię w sprawie ciężarówki zostaną wezwani przed sąd na 1 marca. Wczoraj sąd zdążył też wysłuchać kilkoro gimnazjalistów pokrzywdzonych w wypadku, ale ich zeznania nic nowego nie wniosły. Powtórzyli tylko to, co wcześniej: kierowca busa popisywał się szybką i brawurową jazdą, kazał też kłamać, że w czasie drogi odpoczywał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie