MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ważą się losy marszałka Mirosława Karapyty

Małgorzata Froń
Po poniedziałkowej sesji marszałek może zejść z politycznej sceny w regionie.
Po poniedziałkowej sesji marszałek może zejść z politycznej sceny w regionie.
Ważą się losy Mirosława Karapyty i władzy w województwie

W poniedziałek radni wojewódzcy zdecydują czy odwołać ze stanowiska marszałka Mirosława Karapytę, a wraz z nim obecny zarząd województwa.

Politycy Prawa i Sprawiedliwości upatrują w tym szansy na odzyskanie władzy na Podkarpaciu, którą utracili mimo zwycięstwa w ostatnich wyborach. Stery w województwie przejęła po nich tzw. antypisowska koalicja PO-PSL-SLD, której udało się stworzyć większość w sejmiku.

Musi odejść, ale czy na pewno?

Przypomnijmy, że czarne chmury nad byłym wojewodą, a obecnym marszałkiem zebrały się po wybuchu tzw. afery korupcyjnej. Pod koniec kwietnia lubelscy prokuratorzy postawili Mirosławowi Karapycie siedem zarzutów, które dotyczą m.in. przyjmowania łapówek i obietnic pracy w zamian za seks.

Marszałek twierdzi, że jest niewinny. Nie złożył dymisji, wystąpił z szeregów PSL. Jedyną formalną drogą do usunięcia go z funkcji stało się więc głosowanie w sejmiku województwa.

Na pierwszy rzut oka odwołanie Karapyty to czysta formalność. Bo choć zgodnie z procedurami za musi zagłosować 3/5 ustawowego składu sejmiku, czyli 20 radnych na 33, to w tej sprawie jednym głosem przemawiała zarówno opozycja, jak i koalicja.

Im bliżej było jednak głosowania, tym więcej możliwych scenariuszów zaczęło krążyć po sejmikowych kuluarach. Jednym z nich, choć mało prawdopodobnym jest, że radni koalicji zdecydują się pozostawić Karapytę na stołku.

Inna wersja mówi, że obrona posady dla marszałka może posłużyć radnym opozycji do zastawienia pułapki na aktualnie rządzących. Koalicja PO, PSL i SLD ma w sejmiku 18 radnych. Za mało, by samodzielnie odwołać Karapytę. Kluby PiS i Prawicy Rzeczpospolitej mają odpowiednio 12 i 3 radnych.
Mówi się, że radni opozycji mogą z premedytacją zagłosować przeciw odwołaniu marszałka, aby skompromitować obecną władzę. Oficjalnie utrzymywaliby, że głosowali za odwołaniem, a nikt im nie udowodni, że było inaczej, bo głosowanie jest tajne.

Oczywiście opozycji marzyłoby się przejęcie władzy w regionie już teraz. Wystarczyłoby im przeciągnąć na swoją stronę dwóch radnych obecnej koalicji. Wtedy po odwołaniu marszałka i obecnego zarządu mogliby jeszcze na tej samej sesji przegłosować swoich kandydatów.

- Były takie rozmowy, było obiecywanie stołków, ale ten plan raczej nie wypali. To stąd pomysł z tym "marszałkiem trojańskim" - twierdzi jeden z naszych informatorów.

Sam zrezygnuje

Strategię opozycji może jednak storpedować sam Mirosław Karapyta. Bo możliwa jest jeszcze jedna opcja poniedziałkowych zdarzeń - że przed głosowaniem w sprawie odwołania marszałek sam poda się do dymisji.

Dlaczego teraz miałby rezygnować, skoro nie złożył urzędu zaraz po usłyszeniu zarzutów? - Chciał doprowadzić do końca, kilka urzędowych spraw. Teraz, gdy to zrobił, może odejść - ocenia nasz informator.

Jeżeli doszłoby do takiej sytuacji, to rzeczywiście, głosowania nie będzie. Owszem, nowy zarząd będzie trzeba powołać, ale wówczas wystarczy zwykła większość.

Kto po Karapycie

Kto mógłby zostać nowym marszałkiem? Zgodnie z umowa koalicyjną stołek ten należy się ludowcom. Jeśli to ustalenie jest aktualne, możliwym następcą Karapyty, mógłby być Mariusz Kawa z PSL. Mówi się też o Dariuszu Sobieraju. Na liście pojawia się też na niej obecny wicemarszałek Zygmunt Cholewiński, przewodnicząca sejmiku Teresa Kubas-Hul, a nawet wiceprezydent Rzeszowa Marek Ustrobiński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie