A zaczęło się niewinnie. Jerzy Kozielewicz poskarżył się przewodniczącemu rady, że grupa radnych zebrała się na wyjazdowym posiedzeniu w terenie, gdzie mieli sprawdzić stan jednej z działek. I mieli problemy ze znalezieniem tej działki. Zaproponował więc, aby do dyspozycji radnych byli urzędnicy, którzy im pomogą "w terenie".
ODDZIELONA WŁADZA
Na to zareagował wiceprezydent Franciszek Zaborowski, któremu przewodniczący Stanisław Cisek udzielił głosu. Stwierdził, że urzędnicy nie będą do dyspozycji radnych na ich kiwnięcie palcem, bo władza wykonawcza jest oddzielona od ustawodawczej.
- Jeżeli potrzeba, aby jakiś urzędnik pomógł radnym, proszę się zwrócić do prezydenta lub do mnie, a my wydamy dyspozycje - powiedział.
Kiedy wiceprezydent to mówił, Bronisław Żak powiedział głośno: "Nie mogę tego słuchać". Zaborowski, który należy do osób bardzo opanowanych, tym razem odpalił ostro i natychmiast, pokazując dłonią na drzwi: - To niech pan wyjdzie.
FINAŁ SPORU
Żak poprosił o głos i powiedział, że domaga się od wiceprezydenta przeprosin za wyproszenie z obrad w sali, w której gospodarzem jest przewodniczący Rady Miejskiej. - To pan mnie powinien przeprosić za to, że pan mi przerwał, kiedy miałem udzielony głos - nie dał się zbić z pantałyku wiceprezydent. I na tym zgrzyt się skończył. Nikt nikogo nie przeprosił.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?