Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielka awantura o kanalizację w Grębowie

Klaudia TAJS
Zdenerwowani mieszkańcy przeglądają dowody wpłat na kanalizację, które postanowili odzyskać od gminy.
Zdenerwowani mieszkańcy przeglądają dowody wpłat na kanalizację, które postanowili odzyskać od gminy. Klaudia Tajs
- Czujemy się oszukani, bo jedne rodziny za kanalizację zapłaciły, inne nie, a jednakowo wszyscy z niej korzystamy - mówi Stanisław Dul z Grębowa, który jako pierwszy pozwał gminę do sądu, domagając się zwrotu 1500 złotych.

Pieniądze miały być przepustką do wykonania przez gminę przyłącza z głównej sieci do prywatnych posesji. Tylko że po kilku latach okazało się, iż wśród mieszkańców są tacy, którzy pieniędzy nie wpłacili, a mimo to z kanalizacji korzystają.
Grono zbuntowanych mieszkańców Grębowa, którzy zapowiadają, że pójdą w ślady Stanisława Dula, powiększa się z tygodnia na tydzień. Ich nerwy sięgnęły zenitu kilka tygodni temu, kiedy Zuzanna Paduch, wójt Grębowa, ogłosiła wszem i wobec swój sukces. Owym sukcesem był prawomocny wyrok Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu, zgodnie z którym gmina nie musi zwracać mieszkańcom pieniędzy, pobranych na poczet wykonania przyłączy kanalizacyjnych. Dokładnie jednemu mieszkańcowi, który pozwał gminę do sądu.

BĘDZIE JAK W MIEŚCIE

O budowie kanalizacji samorząd Grębowa zaczął głośno mówić w 1990 roku. Decyzja o opracowaniu koncepcji na budowę kanalizacji i oczyszczalni ścieków dla całej gminy zapadła dwa lata później. Zarząd Gminy zdecydował, że pierwszą miejscowością, w której zostanie zbudowana sieć, będzie Grębów. Jednak ze względu na wysoki koszt inwestycji, której w tamtych czasach nie można było wesprzeć dotacjami unijnymi, jej wykonanie podzielono na kilka etapów, a kosztami częściowo obarczono mieszkańców. Mieli oni pokryć koszty przyłączy z głównej sieci do prywatnych posesji.

DLACZEGO AŻ TYLE?

Pierwszy etap kanalizacji ruszył w 1994 roku. Na wiejskim spotkaniu z mieszkańcami ustalono, że każde gospodarstwo za przyłącze zapłaci 1500 złotych. Kwota, jaka padła ze strony władz gminy, nieco zdziwiła mieszkańców, lecz ci zgodnie przyjęli, że tak musi być. Jednak z czasem coraz częściej pojawiało się pytanie, dlaczego 1500 złotych płacą wszyscy, skoro każde gospodarstwo dzieli od głównej sieci inna odległość. Zaczęto szukać osoby, która, zdaniem mieszkańców, wywindowała stawkę, lecz okazało się, że jej znalezienie będzie raczej trudne do ustalenia. - Do dziś nie ma uchwały Rady Gminy i Zarządu Rady Sołeckiej, która uchwalałaby taką stawkę - przypomina Stanisław Dul. - W sądzie podczas mojej rozprawy przewodniczący komitetu kanalizacyjnego zeznał, że nie ma żadnych dokumentów. Do dziś nie wiadomo, kto zdecydował, że każdy z nas zapłaci po 1500 złotych. Komitet nie zbierał się. Ktoś coś ustalił na gębę, a potem w sądzie nie było możliwości powołania się na te słowa. Kiedy sąd przesłuchiwał wójcinę, ta przyznała, że to jej zastępca ustalił taką kwotę.

PIERWSZE ZWYCIĘSTWO

Kiedy już ustalono kwotę za przyłącze, gminni urzędnicy ruszyli do mieszkańców Grębowa z umowami cywilnoprawnymi. - Przychodzili do domów z umowami i kazali podpisać - wspomina Stanisław Dul. - Kto nie podpisywał umowy, był pomijany w projektowaniu kanalizacji. To nie były dobrowolne wpłaty. Był warunek. Nie płacisz, nie bierzesz udziału w kanalizacji.

W umowach był zapis, że odbiorca płaci za udział w sieci głównej i przyłącza do budynku oraz samo podłączenie. Toteż kiedy po uruchomieniu kanalizacji mieszkańcy upomnieli się w gminie o wykonanie przyłączy do posesji, a urzędnicy zaczęli się migać, mieszkańcy powiedzieli - dość. - Poszedłem do wójciny w sprawie przyłącza, a ona, że jeśli mi zrobi, to zaraz całe sołectwo się zbiegnie i też będzie chciało - wspomina starszy mężczyzna. - Mając umowę w ręce, która była podpisana przez panią wójt, zapowiedziałem, że oddam sprawę do sądu. Dałem im dwa tygodnie na podłączenie. Zeszły trzy dni, przyjechała ekipa, zrobiła swoje i pojechała.

Ale takich szczęśliwców było niewielu. - To są wydatki na zakup rur i innych niezbędnych materiałów, które zużyliśmy do podłączenia kanalizacji - pokazuje starsza kobieta. - Gdybym wiedziała, że pójdą na sąd, też bym ich postraszyła.
Lata mijały, niezadowolenie mieszkańców rosło. W marcu tego roku Stanisław Dul, mając w ręce wyroki sądowe z innych gmin w Polsce, w których mieszkańcy postanowili odzyskać swoje pieniądze za przyłącza, pozwał gminę do sądu. - Sąd Rejonowy w Tarnobrzegu uznał moje roszczenia i nakazał gminie zwrot kosztów wraz z odsetkami od 2003 roku - pokazuje wyrok mężczyzna. - Podpisałem umowę z gminą, kiedy obowiązywało jeszcze prawo wodne, a nie ustawa o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków. W chwili zawarcia umowy z gminą to budżet państwa ponosi koszty zbiorczych urządzeń kanalizacyjnych wsi, a ewentualny zwrot części kosztów zainteresowanych właścicieli powinien nastąpić na rzecz budżetu państwa, a nie gminy.

Z WYROKIEM NA SESJI

W pierwszych dniach lipca, mając korzystny wyrok Sądu Rejonowego w Tarnobrzegu, córka Stanisława Dula wspólnie z grupą mieszkańców poszła na sesję Rady Gminy. Chciała przekonać radnych, by ci rozważyli możliwość zwrotu wpłat mieszkańcom. - Rozumiemy, że gmina może nie mieć wolnej gotówki, ale płacimy podatki, opłaty za wywóz nieczystości i śmieci, dlatego można było ustalić różne formy zwrotu - tłumaczy córka pana Stanisława.
Sesja zakończyła się skandalem. Pierwsze słowa, jakie padły do mieszkańców ze strony radnych, zaskoczyły ich kompletnie: "A kto was tu zaprosił?" - przypomina oburzona córka pana Stanisława. - Potem radni zaczęli krzyczeć, że w budżecie gminy nie ma takich pieniędzy. Poczuliśmy się jak obcy. Nawet nasi radni z Grębowa schowali głowę w piach.

Z godziny na godzinę atmosfera na sesji stawała się coraz gęstsza. - Jeden z radnych o mało mnie nie pobił - wspomina córka pana Stanisława. - Dowiedziałam się od pani wójt, że jestem nieelegancka, że wprowadzam nienawiść między nasze społeczeństwo. A przecież sesje są jawne i każdy mieszkaniec ma prawo wyrazić swoją opinię w sprawie, która nurtuje nie tylko jego, ale niemal całe sołectwo.
Konsekwencje udziału mieszkańców na sesji i niechęć ze strony samorządu były odczuwalne przez nich jeszcze przez długi czas. - Żona jednego z mężczyzn, który na sesji upomniał się o swoje pieniądze, została wyrzucona z chóru, jaki działa przy Gminnym Ośrodku Kultury w Grębowie - mówi Stanisław Dul. - A co ta kobieta winna temu, że jej mąż się na sesji odezwał? U nas taki "zamordyzm", jak na Białorusi. Jak ktoś się sprzeciwi pani wójt, to jest na czarnej liście. Byleby tylko się nie narazić.

Niechęć radnych i brak zrozumienia ze strony władz gminy względem wniosków składanych przez mieszkańców w sprawie zwrotu pieniędzy spowodowały, że zdesperowani mieszkańcy coraz głośniej mówią o swoim niezadowoleniu. Wytykają gminnym urzędnikom coraz więcej błędów i nieprawidłowości, którymi powinna zająć się prokuratura lub Najwyższa Izba Kontroli. - Do dziś nie ma dowodów, ile osób zapłaciło za kanalizację i gdzie te pieniądze zostały zainwestowane - wyjaśnia Renata Kazana. - Zresztą sam inżynier projektujący kanalizację przyznał w sądzie, że ludzie, którzy umów nie podpisali, byli pomijani w projektowaniu, podczas gdy każdemu należy się doprowadzenie sieci do granicy działki. Tymczasem ci ludzie nie mają nic. To jest sprawa dla prokuratury.

Stanisław Dul, który na początku lat 90. działał w grębowskim samorządzie, ale po przebytym zawale serca wycofał się, dodaje: - To jest kryminał, bo jak można wprowadzać do budżetu gminy pieniądze, tworzyć zysk i nie mieć na to żadnych dokumentacji - mówi. - Tym powinna zając się Najwyższa Izba kontroli lub Regionalna Izba Obrachunkowa.

ODWOŁANIE GMINY

Gmina odwołała się od wyroku Sądu Rejonowego. Sąd Okręgowy zmienił front i uznał rację gminy. W uzasadnieniu sędzia tłumaczył w sali między innymi, że gminy nie będzie stać na wypłatę odszkodowań dla wszystkich mieszkańców. - A przecież ja sam złożyłem pozew, skąd pewność, że za mną poszliby następni - tłumaczy zdziwiony Dul. - Nie posiadam jeszcze pisemnego uzasadnienia wyroku. Dlatego trudno komentować wyrok. Ale nie zgadzam się ze słowami, że gminy nie będzie stać na wypłatę odszkodowań.
Wyrok był prawomocny, dlatego pan Stanisław nie mógł go zaskarżyć. - Ale możemy napisać skargę na decyzję Sądu Okręgowego do Sądu Najwyższego, co też zrobimy - zapowiada córka pana Stanisława. - W nasze ślady idą mieszkańcy, którzy podpisywali umowy w latach późniejszych. Posypią się kolejne pozwy.

NIECH SIĘ ODWOŁUJĄ

- Zamordyzm, jaki zamordyzm? Jaka Białoruś? - pyta zdziwiona wójt Grębowa Zuzanna Paduch. - Jestem bardzo tolerancyjną osobą. Tyle lat pracuję w tym urzędzie, kieruję gminą, dlatego wiem, jak rozmawiać z ludźmi. W każdym środowisku znajdzie się grupa osób, które nie zgadzają się z linią kierowania gminą przez danego gospodarza. U nas jest podobnie.
Zuzanna Paduch, przyznaje, że kwotę za przyłącze w wysokości 1500 złotych ustalił wicewójt Grębowa, z zawodu geodeta. - W tamtych czasach była to stawka ogólnie przyjęta i stosowana przez inne samorządy - dodaje pani wójt. - Ponieważ odległości posesji od głównej sieci kanalizacyjnej były różne, uśredniliśmy stawkę do jednej wysokości.

Wójt Grębowa odpiera zarzuty mieszkańców. Twierdzi, że nikt nie był przymuszany do wpłaty 1500 złotych za przyłącze. - Kto chciał płacić, ma teraz kanalizację, kto nie zapłacił, przyłącza nie ma - tłumaczy. - Ludzie mieli umowy cywilnoprawne, dlatego wiedzieli, na co się decydują. Gmina posiada prawomocny wyrok Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu, który jasno stwierdza, że nie będzie zwrotu pieniędzy za kanalizację. To oczywiste, że pokrzywdzonej stronie przysługuje odwołanie czy też zaskarżenie decyzji sądu. My pieniędzy nie oddamy.

Na pytanie, czy w Grębowie są mieszkańcy, którzy mimo niezapłaconych na rzecz komitetu kanalizacyjnego zaliczek, zostali podłączeni do głównej sieci, pani wójt odpowiada. - No, tak, są takie gospodarstwa, ale próbujemy od nich wyegzekwować pieniądze - dodaje. - I to z odsetkami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie