Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wystrzał z armaty zapalił stodołę? Budynek się palił, a ludzie się bawili

Marcin RADZIMOWSKI
- Strażacy gasili stodołę, a obok ludzie się bawili - mówi Barbara Miłek z Zabrnia (powiat tarnobrzeski). Kobieta i jej rodzina uważają, że pożar wybuchł wskutek wystrzału z armaty, w czasie pokazu bractwa rycerskiego. Stodoła spłonęła także w Knapach, gdzie powstały pożar to prawdopodobnie dzieło podpalacza.

W niedzielne popołudnie kilkuset mieszkańców Zabrnia bawiło się na imprezie plenerowej przy domu ludowym. Jedną z atrakcji pikniku rodzinnego był pokaz Bractwa Rycerskiego z Nowej Dęby.
- Autobus tych rycerzy stał na drodze, między placem przy domu ludowym, a naszą stodołą - mówi Barbara Miłek, synowa właścicielki posesji, na której wybuchł pożar. - Ja byłam z mężem i dzieckiem na tym pikniku.

W pewnej chwili członkowie bractwa oddali dwie salwy armatnie. Do tego celu używa się prochu o właściwościach hukowych i dymnych oraz zwitków papieru.

ZWIĘKSZONY EFEKT

- Przed drugim wystrzałem zapowiedzieli, że dla zwiększenia efektu wycelują w autobus. I strzelili. Nie wiem, ale może pięć, może dziesięć minut później zaczęła się palić stodoła - wciąż niedowierza Barbara Miłek. - To ewidentnie skutek wystrzału. Nie wiem, może papier z armaty wyleciał i zapaliło się siano.
W ciągu kilkunastu minut cała stodoła stała w ogniu. Wiatr wiał takiej strony, że istniało zagrożenie przeniesienia się ognia na stodołę sąsiadki.

- Chłopy lali wodą na drzewka i na moją stodołę, żeby ją schłodzić. Mój Boże, ale się paliło! - wspomina sąsiadka.
Barbara Miłek przekonuje, że zaraz po tym, jak zaczęła płonąc stodoła, członkowie bractwa wsiedli do autobusu i odjechali.

- Strażacy gasili stodołę, a obok ludzie się bawili na pikniku. Tylko na jakiś czas muzyka przestała grać, bo ludzie przyszli patrzeć na pożar - nie kryje żalu kobieta. - Strażacy też powinni zabezpieczać piknik, gdzie się używa ognia. Poza tym policjanci z Grębowa poinformowali dyżurnego w Tarnobrzegu, że mój mąż, czyli właściciel posesji jest pijany bo ma czerwone oczy. A on miał czerwone oczy od dymu bo gasił ogień. Mąż pojechał zaraz do Tarnobrzega i poprosił o przebadanie go na alkomacie. Był trzeźwy.

ABSOLUTNIE NIEMOŻLIWE

Robert Lubera z Bractwa Rycerskiego Miasta Nowa Dęba zarzuty kierowane pod adresem członków bractwa, uważa za absurdalne.
- Po wystrzałach armatnich kontynuowaliśmy pokaz, po nim się pożegnaliśmy, spakowaliśmy sprzęt i odjechaliśmy. Tak, jak było w planie - mówi Robert Lubera. - Pożar nie wybuchł bezpośrednio po wystrzale i nie był jego skutkiem. To było albo podpalenie, albo przypadkowe zaprószenie ognia. Mógł ktoś rzucić niedopałek.

Dodaje, że używany do wystrzałów proch jest bezpieczny i nigdy nie doszło do żadnych tego tylu wypadków. - Poza tym armata stała na placu, kilkadziesiąt metrów od stodoły - mówi.
Wójt gminy Grębów, która organizowała niedzielny piknik, także nie wierzy w zapalenie się stodoły od wystrzału z armaty.

- Mam swoją teorię, ale wolę się nią publicznie nie dzielić. Była straż pożarna, byli policjanci, to są służby, które prowadzą postępowanie i będą ustalać przyczyny - mówi Zuzanna Paduch, wójt Grębowa. - Na pikniku nie było strażaków, gdyż nie było ani takiej konieczności, ani takiej potrzeby.

NA RATUNEK CIELAKOWI

Kilkanaście godzin później, około godziny 2.30 w nocy z niedzieli na poniedziałek, wybuchł kolejny pożar w powiecie tarnobrzeskim. Tym razem w Smyklach, przysiółku Knapów (gmina Baranów Sandomierski).

- Siostra się obudziła i zobaczyła, że stodoła się pali - załamuje ręce Sławomir Pawlicki. - Wyglądało to tak, jakby zaczęło się palić od przeciwnej strony, nie od podwórza, a od drogi.
Według mężczyzny, to niewątpliwie dzieło podpalacza. Podobne zdanie ma jego kolega, również mieszkający w Smyklach.

- To już czwarty albo piąty taki sam pożar w ostatnich latach. Zawsze w środku nocy - mówi.
Stodoła Pawlickich spłonęła niemal doszczętnie, zostały tylko ściany boczne, które i tak trzeba rozebrać. Cały dach i wszystko co było w stodole, spłonęło. Słoma, siano i wóz, a na nim zboże z tegorocznych żniw.

- Wszystko poszło z dymem - kiwa z niedowierzaniem głową Sławomir Pawlicki. - Tylko cielaka zdążyliśmy wyprowadzić z obórki przy stodole.

Około południa ze zlanego wodą siana zaczęło się dymić, wkrótce zaczęło się na powrót palić.
Na miejsce wezwano strażaków, którzy dogaszali pogorzelisko.
Na miejscu pożarów pracowali też policjanci, wykonano dokumentacje fotograficzną, która pozwoli ustalić przyczyny pożarów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie