MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Z alkowy przed oblicze sądu

Marcin Radzimowski
Zaczyna się od niewinnego romansu, kończy na krwawej jatce. Kiedy mąż nakrył ją na zdradzie, chwyciła za nóż i dźgnęła. W sądzie oboje płakali, ona przepraszała, on jej wybaczał. Inny zdradzony małżonek próbował utopić kochanka żony… To tylko dwie z wielu historii, które z alkowy zawiodły przed oblicze sądu.

Historię państwa B. z niewielkiej wioski pod Mielcem, mógłby wykorzystać scenarzysta niejednej telenoweli. Zwyczajna, spokojna rodzina. Żadna tam patologia. Oboje pracujący, opiekujący się dziećmi.

GRILL Z GACHEM

Ten piękny obrazek zaczął się krzywić, gdy mąż zaczął podejrzewać żonę o zdradę. Zestresowany mężczyzna częściej zaglądał do kieliszka, dochodziło do awantur. Miarka się przebrała, gdy któregoś dnia na wspólne grillowanie żona zaprosiła znajomego. Zakrapiane alkoholem popołudnie przeciągnęło się do wieczora. Małżonek miał dość mocno w czubie, dlatego zmorzyła go chwilowa drzemka.

Sen gospodarza postanowił wykorzystać kolega. Skończyło się tym, że gospodyni wylądowała ze znajomym w łóżku. W końcu mąż się przebudził i wszedł do pokoju. Zobaczył żonę baraszkującą z ich wspólnym znajomym.

Zdradzony mężczyzna zacisnął zęby i zamiast strzelić gacha w gębę, wezwał policję. Stróże prawa nie mogli wyrzucić z domu gościa właścicielki posesji. Mało tego - jak zeznał w sądzie pokrzywdzony - funkcjonariusze służbowymi pałkami przywołali do porządku gospodarza.

Wkrótce sytuacja się powtórzyła. Już bez grilla. Żona była już na tyle pewna swego, że zdradzała w ich własnym domu.

Miesiąc później podpity mąż wszczął awanturę, wyrzucając żonie zdradę. Kobieta chwyciła za kuchenny nóż.

- Mąż po pijanemu upadł i nabił się na nóż. Ma taką małą dziurkę z przodu - informowała, dzwoniąc po pogotowie ratunkowe w Mielcu.

Gdy karetka przyjechała, mężczyzna był przytomny i wyklinał żonę na czym świat stoi.

MIŁOŚĆ ZWYCIĘŻYŁA

Kobieta stanęła przed tarnobrzeskim Sądem Okręgowym z zarzutem usiłowania dokonania zabójstwa. Nie przyznała się, twierdząc, że nożem zraniła go przypadkowo w czasie szarpaniny.

Mąż wybaczył żonie wszystko, przed sądem nie chciał składać obciążających ją zeznań. Dlatego też (brak dowodów winy), zarzut usiłowania zabójstwa został zmieniony na "spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu". Dostała dwa lata więzienia.

- W takich sprawach zadanie sądu nie jest łatwe. Trzeba popatrzeć na to wszystko trochę z oddali, a nie pod kątem samego zdarzenia - mówi jeden z tarnobrzeskich sędziów.

Sąd wydając wyrok skazujący, uwzględnił także to, że w czasie rozprawy mąż płacząc mówił, że kocha swoją żonę, wybaczył jej zdradę i chce, żeby wróciła do domu. Ona też płakała, przepraszając męża za przelotny romans i prosząc o uchylenie aresztu, aby mogła… opiekować się mężem. Sąd uwzględnił wnioski i kochający się małżonkowie są teraz razem.

ZOBACZYŁ W PIWNICY

- Ty k…, zdradzasz mnie z innymi - wymamrotał mężczyzna. Sekundę później chwycił za kuchenny nóż i dwukrotnie uderzył konkubinę w klatkę piersiową.

Do zdarzenia doszło półtora roku temu w jednym z mieszkań przy ulicy Zwierzynieckiej w Tarnobrzegu.
Było podobnie, jak we wsi pod Mielcem. 46-letni Kazimierz wraz z konkubiną Mariolą, zaprosili do siebie kolegę, który wyszedł na przepustkę z zakładu karnego. Cała trójka imprezowała, aż skończył się alkohol.
- Skocz Kazik do sklepu - zaproponowała Mariola.

Jej luby ledwie zniknął za drzwiami, a już kobieta zaczęła łasić się do kolegi. Młodszy, atrakcyjniejszy.
- Złożyła mi propozycję, żebyśmy poszli do piwnicy - zeznał w sądzie Mariusz.

Kolega rozpiął rozporek, Mariola podeszła i… w drzwiach piwnicy stanął Kazik z zakupami.
- Ja cię k.. zabiję - wymamrotał czerwony ze złości. Wpadł w szał, zaczął grozić kobiecie, wyzywać ją od najgorszych. Ostatecznie mężczyznę udało się uspokoić, cała trójka wróciła do mieszkania.

Zdradzony (lub prawie zdradzony) mężczyzna długo nie usiedział w spokoju. W pewnej chwili poszedł do kuchni i wrócił z nożem. - Ty k…, zdradzasz mnie z innymi - wymamrotał mężczyzna i wbił kobiecie nóż w klatkę piersiową. Kiedy się opamiętał, zadzwonił po pogotowie. W sądzie dostał trzy lata odsiadki.

BO CHCIAŁA ZDRADZIĆ?

Zazdrość była też tłem tragicznych wydarzeń w podmieleckich Dębiakach. 54-letnia Zofia mieszkała tam ze swoim przyjacielem, Zygmuntem.

- Kłócili się czasem i powód był zawsze ten sam. Zygmunt był chorobliwie zazdrosny - zeznawała przed sadem znajoma ofiary.

Feralnego dnia para raczyła się alkoholem. W sumie zakupili pięć tanich win, które pili po drodze, jadąc na rowerach z Mielca do Dębiaków przez las. Przejeżdżali przez Wolę Chorzelowską.
W pewnej chwili kobieta stwierdziła, że zostanie w lesie. Jemu kazała jechać dalej. Zygmunt uznał, że Zofia chce go zdradzić z innym mężczyzną. Wpadł w szał.

- Chwyciłem za kołek, taką maczugę, którą woziłem na rowerze. Do odganiania żmij, psów i kotów - mówił w prokuraturze. - Uderzyłem Zofię w głowę, ale ona stała. Potem uderzyłem jeszcze raz. A potem biłem, nawet jak już leżała. Biłem dotąd, aż przestała się ruszać. Pamiętam, że miała otwarte oczy.
Jak wyliczyli biegli, sprawca zadał co najmniej 18 ciosów. Nawet nie można ustalić, po którym z nich kobieta przestała oddychać. Dostał solidny wyrok.

AMANT W WODZIE

Dwa i pół roku. Tyle posiedzi za kratami Andrzej z podmieleckiej wioski. Dostał wyrok za to, za co wielu mężczyzn z pewnością dałoby mu medal. Ale prawo jest prawo i trzeba go przestrzegać…
Żona Andrzeja nie cieszy się poważaniem we wsi. Wręcz przeciwnie, ma bardzo złą opinię. To on w miarę możliwości opiekował się dziećmi, to on próbował jakoś wszystko trzymać w ryzach. Ale nie utrzymał.

26 lipca ubiegłego roku Andrzej pracował u znajomego. Po robocie "zrobili flaszkę" i 36-latek wrócił do domu.

- Gdzie mama? - zapytał 15-letniej córki.
W odpowiedzi usłyszał, że kobieta jest przy moście wiślanym z Tośkiem, ich sąsiadem. Nastolatka powiedziała ojcu, że matka z nim współżyje (użyła znacznie mocniejszego sformułowania).

- Wsiadłem do samochodu i pojechałem tam - mówił Andrzej przed Sądem Okręgowym w Tarnobrzegu.
Był wściekły, wpadł w szał widząc leżącą na plecach żonę, a na niej sąsiada. Nie było wątpliwości, co robią. Dopadł do amanta i zaczął okładać pięściami. Wyrzucił do rzeki jego wędki i bił dalej. Żona ratowała się ucieczką, aby nie paść ofiarą.

36-latek był tak rozsierdzony, że nawet nie pamięta, kiedy chwycił kochanka żony za fraki i wrzucił ze skarpy do Wisły. Ale widziało to kilka osób.

- Pamiętam tylko tyle, że z tej złości chwyciłem go za ubranie i podniosłem w powietrze - mówił szczerze Andrzej w sądzie.

Kiedy kochaś wpadł do wody, ocknął się i zaczął płynąć w stronę brzegu. Gdyby nie to, prawdopodobnie by utonął.

Według biegłych psychiatrów oskarżony w czasie zajścia był w pełni poczytalny, choć działał w stanie silnego wzburzenia uzasadnionego okolicznościami. Taki też zarzut przedstawił prokurator, taki zarzut utrzymał sąd.

Zanim Andrzej pójdzie do więzienia, wróci do domu, bo sąd zwolnił go z aresztu. Czy wybaczy? Trudno zgadywać. Z perspektywy czasu jednak wie, że czasem lepiej zacisnąć zęby. Nawet w takiej sytuacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie