Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmarnował życie dwóch rodzin...

Marcin Radzimowski
Oskarżony został doprowadzony przez policjantów z zakładu karnego, gdzie przebywa od dnia zatrzymania.
Oskarżony został doprowadzony przez policjantów z zakładu karnego, gdzie przebywa od dnia zatrzymania. Marcin Radzimowski
- Nie chcę od oskarżonego pieniędzy, bo to mi ojca nie zwróci - mówił przed sądem Krzysztof, syn 63-letniego mieszkańca Sokolnik (powiat tarnobrzeski), który zginął pod kołami samochodu.

Kierowca po potrąceniu rowerzysty uciekł. W środę przed Sądem Rejonowym w Tarnobrzegu, gdzie ruszył jego proces, 32-latek wyraził skruchę i żal.

- Przepraszam za to co zrobiłem, bo zmarnowałem życie mojej rodzinie, sobie i rodzinie poszkodowanego - te słowa 32-letni Jerzy Sz. z Furmanów (powiat tarnobrzeski) wypowiedział przed sądem kilkukrotnie.

To szczere wyznanie, czy podpowiedziana przez adwokata strategia i "żal", który być może zaowocuje mniejszym wyrokiem? Oskarżonemu, który odpowiadał na pytania zadawane przez strony procesu i sąd, łamał się głos. Mówił o długach, w jakie popadł (prowadził działalność gospodarczą w branży budowlano-remontowej), o tym, że powódź z maja i czerwca 2010 roku zniszczyła mu dom, samochód i sprzęt budowlany.

- W 2009 roku przechodziłem depresję. Cierpiałem na bezsenność, byłem nerwowy. Konsultowałem się z lekarzem, brałem jakieś leki - mówił Jerzy Sz.

MIESZKALI W STAJNI

Można współczuć, ale czy może współczuć rodzina nieżyjącego mężczyzny? Pan Józef wychował sześcioro dzieci i choć oprócz najmłodszej dwójki pozostali wyprowadzili się już z domu rodzinnego, wciąż byli blisko związani ze sobą.

- Od roku tata z mamą byli rodziną zastępczą pięciorga dzieci w wieku od 7 do 15 lat. Mieszkali w domu rodzinnym z moim najmłodszym bratem, siostrą i jej dzieckiem - mówił przed sądem Krzysztof. - Powódź zniszczyła dom niemal doszczętnie, trzeba było budować od postaw. W czasie, gdy doszło do wypadku, rodzice wciąż mieszkali w stajni.

Po tragicznym wypadku odbudowa domu już nie szła w takim tempie, jak wcześniej. Zabrakło pana Józefa, który był motorem napędowym. Jego śmierć najbardziej przeżyła żona, pani Krystyna przeszła załamanie nerwowe, zaczęła też chorować na nadciśnienie.

- Teraz, gdy mama dostała wezwanie do sądu na rozprawę, przeżyła to tak mocno, że zasłabła i interweniowało pogotowie. Trzy dni później, 13 marca mama przeszła rozległy zawał serca i od tamtego dnia przebywa w szpitalu w Sandomierzu - kontynuował syn.

UCIEKŁ, BO BYŁ W SZOKU?

Przed sądem przesłuchani zostali w środę także czterej inni świadkowie, jednak ich zeznania niewiele wniosły do sprawy. Więcej może dać sądowi wgląd do kartoteki medycznej oskarżonego (okoliczność leczenia się w czasie załamania nerwowego), o której przesłanie sąd zwróci się do przychodni zdrowia. Na najbliższym posiedzeniu sądu, 20 kwietnia przesłuchani zostaną także inni świadkowie, prawdopodobnie oskarżony zostanie poddany także badaniom psychologicznym.

Tragedia opisana aktem oskarżenia rozegrała się 22 listopada ubiegłego roku w Sokolnikach. Na jadącego oświetlonym rowerem i prawidłowa stroną drogi 63-letniego Józefa N. najechał jadący w tym samym kierunku renault 19. Kierowca - 31-letni wówczas Jerzy Sz. z sąsiednich Furmanów uciekł, nie udzielając pomocy poszkodowanemu.

Przed prokuratorem, a w środę także przed sądem tłumaczył, że jego samochód szwankował (przełączało się zasilanie z gazu na benzynę) i aby to naprawić, w czasie jazdy schylał się pod kokpit kierownicy, gdzie są kontrolki. Wtedy doszło do potrącenia. - Byłem w szoku, dlatego uciekłem - twierdzi oskarżony.

Uciekając spowodował kolizję drogową - zaczepił lusterkiem o inne auto, kierowca tamtego ruszył w pościg za uciekinierem. Jerzy Sz. uciekał polną, a później leśną drogą aż wreszcie porzucił rozbite auto w lesie.

WSZYSCY SPALI, NIKT NIE SŁYSZAŁ

Ukrywał się przez półtorej doby, zanim zgłosił się na policję. Wtedy był trzeźwy, ale czy trzeźwy był w chwili wypadku? Tego nie da się ustalić. Ucieczka z miejsca zdarzenia jest jednak objęta tym samym artykułem kodeksu karnego i grozi za to do 12 lat pozbawienia wolności.

W sądzie oskarżony powtórzył to, co wcześniej wyjaśniał przed prokuratorem. Około godziny 5 rano, czyli dwanaście godzin po wypadku miał niepostrzeżenie wejść do domu i przebrać się w suche ubranie. Czy jednak wobec dramatycznego wydarzenia z wieczoru tej nocy którykolwiek z domowników (rodzice, brat, żona i dziecko) zmrużył oko i nie zauważył obecności Jerzego Sz.?

Na to pytanie odpowiedzi w sądzie nie będzie, bo najbliżsi oskarżonego mają prawo odmowy składania zeznań, jeśli mogą one obciążyć ich samych lub oskarżonego.

Z takiego właśnie prawa skorzystała żona oskarżonego, którą - według ustaleń prokuratury - Jerzy Sz. miał nakłaniać po wypadku do zawiadomienia policji o kradzieży auta. To kolejny zarzut, za jaki odpowiada przed sądem.

W przeszłości 32-latek stracił na dwa lata prawo jazdy, po tym jak został zatrzymany za jazdę rowerem pod wpływem alkoholu. Za spowodowanie śmiertelnego wypadku pod wpływem alkoholu lub za ucieczkę z miejsca takiego wypadku grozi do 12 lat pozbawienia wolności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Podkarpackie