Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chlewnia w gminie Chotcza. Spotkanie inwestora z mieszkańcami. Henryk Amanowicz zapewniał i obiecywał. Mieszkańcy krzyczeli i kłócili się

Marcin Genca
Marcin Genca
Spotkanie w sprawie chlewni w Chotczy odbyło się 20 września w remizie OSP.
Spotkanie w sprawie chlewni w Chotczy odbyło się 20 września w remizie OSP. Marcin Genca
W czwartek, 20 września w remizie Ochotniczej Straży Pożarnej w Chotczy odbyło się spotkanie inwestora z mieszkańcami w sprawie planowanej budowy chlewni na terenie tej gminy. Przedsiębiorca spod Puław próbował przedstawić swój pomysł na biznes, byli z nim również fachowcy, przygotowujący inwestycję. Grupa mieszkańców przerywała wypowiedzi i zadawała pytania, czemu towarzyszyły krzyki, kłótnie i wzajemne utarczki słowne.

Spotkanie zorganizował Henryk Amanowicz, właściciel Zakładów Mięsnych Dobrosławów koło Puław, który zamierza wybudować w gminie Chotcza hodowlę trzody chlewnej wraz z biogazownią oraz centrum badawczo - szkoleniowe. Obecnie trwa tam remont istniejących budynków dawnej Spółdzielczego Gospodarstwa Rolnego.

CZYTAJ KONIECZNIE: Nie dla chlewni w Chotczy - mieszkańcy przeciwni inwestycji

W spotkaniu wzięli udział mieszkańcy, wśród których nie zabrakło kilkunastoosobowej grupy protestujących przeciwko tej inwestycji. Zawiesili oni transparenty na budynku remizy. Był też Janusz Witczak, wójt gminy Chotcza, który - jak sam zaznaczył - tego dnia był na urlopie i zamierzał jedynie przysłuchiwać się dyskusji.

Inwestor o sobie

Henryk Amanowicz, właściciel firmy przyjechał na spotkanie wraz z żoną. Zajął miejsce przy stole, a potem zaczął odczytywać z kartki informacje o sobie i swojej firmie.

- Wspólnie z małżonką jesteśmy doświadczonymi przedsiębiorcami i rolnikami. Od dziecka jesteśmy związani z rolnictwem. Gospodarstwo rolne prowadzimy od 40 lat. W branży mięsnej działamy na rynku już 26 lat. Zakład tworzyliśmy samodzielnie od podstaw. Obecnie jest to jeden z najnowocześniejszych zakładów mięsnych w Polsce. Zakład prowadzi sprzedaż swojej produkcji m.in. przez sieć 70 sklepów firmowych. Ważnym kanałem dystrybucji jest również eksport. Posiadamy uprawnienia eksportowe do 50 krajów w Europie, Azji, Afryce, Ameryce Południowej i Środkowej. Zakład zatrudnia obecnie około 500 osób - czytał Henryk Amanowicz, deklarując jednocześnie chęć odpowiedzenia na wszystkie pytania zgromadzonych.

W międzyczasie wśród mieszkańców rozgorzała dyskusja o tym, czy przyjezdni mogą wypowiadać się o sprawach gminnych. Liderami protestujących są bowiem osoby, pochodzące z Warszawy i okolic, choć od lat mieszkające w gminie. Po kilku minutach przekrzykiwania się i utarczek słownych głos na krótko zabrał przedstawiciel inwestora.

Wójt: jestem tylko pośrednikiem

Ludzie, widząc obecność na sali wójta Janusza Witczaka, też zarzucili go pytaniami o inwestycję.

- W piątek, 14 września pan Amanowicz złożył w gminie raport oddziaływania na środowisko, ale nie uiścił opłaty 250 złotych, następnie w wypisie ewidencyjnym działek są błędy, w związku z tym zwróciliśmy się jako gmina do inwestora, aby uzupełnił dokumentację. Jeśli ją uzupełni, będzie rozpoczęte postępowanie, stosowne ogłoszenia będą w Biuletynie Informacji Publicznej oraz na tablicach ogłoszeń. Miałem spotkanie z weterynarzami powiatowymi. Tak dużej hodowli nie było jeszcze na terenie powiatu lipskiego. Mamy 11 podmiotów, które produkują świnie, największe hodowle mają 1000 sztuk, w tym jedną taką mamy na terenie gminy w Siekierce. Tu pytanie wprost do pani sołtys: czy jest to uciążliwe, czy śmierdzi? - zapytał wójt.

- Śmierdzi! - potwierdziła sołtyska.

- No wiecie państwo, jednemu śmierdzi, drugiemu nie - stwierdził wójt, wzbudzając kolejny tumult, krzyki i rzucane w ogólnym hałasie docinki. - Proszę nie insynuować mi tutaj jakiś tekstów, bo wójtem jestem 24 lata, a nie jakimś gówniarzem, który nie ma zaufania społecznego - zastrzegł Janusz Witczak i zaczął tłumaczyć:

- Wójt nie jest stroną w tej sprawie. Ustawodawca przewidział dla wójta rolę pośrednika, w terminie 21 dni mam przesłać wniosek inwestora do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, do spółki Wody Polskie oraz do powiatowego inspektora weterynarii. Póki co wniosek jest niekompletny, więc całe postępowanie jeszcze nie ruszyło. Dokumenty nie są żadną tajemnicą, proszę przyjść do Urzędu Gminy, gdzie w obecności pracownika można się z nimi zapoznać - mówił.

CZYTAJ KONIECZNIE: Chlewnia w gminie Chotcza. Inwestor mówi nam o swoich planach

Według niego, kompletowanie dokumentacji w sprawie inwestycji może potrwać przez wiele tygodni, jeśli nie miesięcy.

- Jesteśmy miesiąc przed wyborami, ale to w miesiąc się nie rozstrzygnie. Wszystkie instytucje będą żądać uzupełnień, dodatkowych dokumentów. Po wyborach samorządowych będą wybory sołtysów, więc będzie można przedstawić na zebraniach wiejskich cały temat w sposób rzeczowy, a nie emocjonalny. Głos społeczeństwa będzie się liczył, jak zawsze przy każdej podejmowanej przez nas decyzji - deklarował Janusz Witczak.

Wielkie emocje

Janusz Lewandowski z firmy, zajmującej się budową infrastruktury chlewni przemysłowych pokazał zebranym plany, na których zaznaczono obecnie istniejące oraz planowane budynki wraz z biogazownią. Specjalista przedstawił też główne założenia planowanej produkcji, które cytował z raportu oddziaływania na środowisko, sporządzonego przez inwestora.

- Będzie 1092 sztuki loch, do tego 1320 sztuk tuczników, 336 sztuk żeńskich oraz 6 sztuk knurów - czytał Janusz Lewandowski, ale został zakrzyczany wieloma pytaniami o liczbę prosiąt. - Do tego będą prosięta i warchlaki od każdej maciory. Prosiąt będzie dokładnie 5424 sztuki - mówił, wzbudzając wrzawę przeciwników inwestycji.

Jak zapewniał technolog, przyrost liczby prosiąt nie spowoduje rozrostu hodowli, gdyż większość tuczników ma być sukcesywnie i regularnie sprzedawana na potrzeby zakładów mięsnych, albo do innych ferm trzody chlewnej. Według niego, cała produkcja zwierzęca odbywa się pod stałym nadzorem inspekcji weterynaryjnej i innych służb, dlatego nie ma mowy o tym, aby gromadzić większą liczbę tuczników niż to wynika z odpowiednich dokumentów.

Mieszkańcy pytali również o wzmożony ruch ciężarówek w gminie, które będą dowozić pasze oraz zabierać tuczniki. Tu inwestor zadeklarował, że będą to pojazdy odpowiednie do istniejącego tonażu dróg.

Bez biogazowni nie ruszy budowa

Przedstawiciele inwestora oraz sam Henryk Amanowicz mówili również o ich zdaniem bardzo niskiej szkodliwości hodowli dla środowiska i mieszkańców. Wszystko dlatego, że przy fermie ma powstać odpowiednia biogazownia.

- Tuczniki będą hodowane na rusztach, a do tego karmione odpowiednimi mieszankami pasz tak, aby w naturalnym procesie trawienia nie wytwarzały się szkodliwe gazy - mówił Janusz Lewandowski, cytując unijne normy oraz porównując je z zapisanymi w raporcie ilościami, emitowanymi w planowanej hodowli. Według niego, wszystkie nieczystości pozwierzęce będą automatycznie trafiały do biogazowni, gdzie ulegną przemianie w gaz.

- Co jest najgorsze w hodowli? Gnojowica i wszyscy o tym wiemy, bo pochodzimy ze wsi. Dlatego proszę zapisać, zanotować i nagrać: nie będzie ani jedna świnia nagoniona, dopóki nie powstanie biogazownia. To będzie pierwsza rzecz, jaka będzie tam zbudowana - deklarował Henryk Amanowicz. - Będzie produkować prąd i gaz. Prąd będziemy sprzedawać, a gaz pójdzie na potrzeby hodowli. Dodatkowo każdy chętny rolnik będzie mógł przyjechać i spuścić sobie poferment z biogazowni, który jest bezzapachowy, aby nawozić sobie pole. Tam, gdzie używane są nawozy z pofermentu, są bardzo duże, wręcz rekordowe przyrosty zbóż czy kukurydzy z hektara - zapewniał, ale ponownie został zakrzyczany, rozległy się też śmiechy i żarty.

Pytania do inwestora

- Słyszeliśmy, że kupił pan ogromne ilości ziemi w naszej gminie. Ile pan kupił i po co panu ta ziemia? - dopytywał się wprost inny uczestnik spotkania.

- Ziemia mi jest potrzebna, bo chcę ją uprawiać. Chcę mieć własne zboże i kukurydzę na paszę oraz miejsce do wylewania pofermentu. Mam w sumie 1,5 tysiąca hektarów - odpowiedział Henryk Amanowicz.

- Ile hektarów potrzeba przy takiej hodowli na wylewanie pofermentu? - pytała Katarzyna Munio, jedna z protestujących osób.

- Dokładnie 310,5 hektara - odpowiadał Janusz Lewandowski, cytując raport.

- Czy można wylewać poferment przez cały rok? - dopytywała Katarzyna Munio.

- Nie można, zabraniają tego przepisy. Na przykład na zamarzniętej ziemi nie można tego robić, poferment trzeba przechowywać przez zimę, a potem stosować zgodnie z określonym planem nawozowym - mówił technolog.

Wizja "świńskiego biznesu"

Henryk Amanowicz próbował podzielić się z zebranymi swoją wizją "świńskiego biznesu".

- Ja te pieniądze, które zainwestowałem, to do końca życia z żoną bym nie przejeździł po wczasach. Moje dzieci pytają mnie: tato, po co ci to? Dwa miesiące nie spałem, biłem się z myślą czy kupować tu ziemię, czy inwestować. To odpowiadam: chcę zmienić to, co jest bolączką polskiej wsi: że zostają sami starzy ludzie, bo młodzi wyjeżdżają. Będę chciał, żeby rolnicy mieli szansę rozwijać produkcję, współpracować ze sobą, uczyć się nowych technologii w produkcji. Chcę zatrudnić ludzi, około 40-60 osób, a więc dać ludziom pracę, ale również szkolić rolników w zakresie najnowocześniejszych technologii. Powstanie mały instytut doświadczalny i ośrodek szkoleniowy. Mówię po raz kolejny bardzo jasno i przejrzyście: nie będzie żadnego przykrego zapachu, 98 procent wyziewów zlikwidują filtry oraz biogazownia - zapewniał inwestor.

Po raz kolejny zwrócił się też do zebranych o zaakceptowanie jego planów.

- Ja jestem człowiek ze wsi, nie przyjechałem tu się z nikim kłócić, robić komuś na złość, czy kogoś truć. Proszę tylko, aby mi nie przeszkadzać, a raczej pomóc, a ci, którzy przeszkadzają niech się zastanowią czy warto - mówił Henryk Amanowicz.

Nie dla chlewni w Chotczy

Przypomnijmy, że grupa mieszkańców protestuje przeciwko planowanej inwestycji, twierdząc, że naruszy ona walory krajobrazowe tego terenu i będzie wywierała szkodliwy wpływ na środowisko naturalne. Na terenie gminy Chotcza jest bowiem zlokalizowany obszar krajobrazu chronionego (gdzie możliwe są tylko niektóre inwestycje), a część gminy leżąca nad Wisłą jest objęta obszarem Natura 2000, gdzie nie można niczego budować.

Zdaniem Katarzyny Munio, jednej z protestujących, to obszar krajobrazu, który jest szczególnie chroniony przez prawo i tego rodzaju inwestycje nie powinny być tam prowadzone. Według niej, budowa podobnego obiektu na obszarze chronionym nie powinna w ogóle mieć miejsca.

MASZ CIEKAWĄ INFORMACJĘ, ZROBIŁEŚ ZDJĘCIE ALBO WIDEO?
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego?
PRZEŚLIJ WIADOMOŚĆ NA [email protected] lub Facebook.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie