MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dzikie psy ruszyły na polowanie. Są już ich pierwsze ofiary!

Anna GOGUŁA
Po sarnie została tylko łapa, ogon i kawałek sierści.
Po sarnie została tylko łapa, ogon i kawałek sierści. Tadeusz Klocek
Problem bezpańskich zwierząt w Radomiu znany jest od wielu lat. Ta zima pokazuje, że rozwiązanie tej kwestii staje się koniecznością. Na wpół dzikie psy żeby żyć muszą jeść, dlatego coraz częściej ruszają na łowy.
- Psy są dzikie, ale bardzo łagodne. „Czarny” jest bardziej do nas przywiązany, ale zawsze trzyma kilkumetrowy dystans  – mówi ich opiekun, pan Marek
- Psy są dzikie, ale bardzo łagodne. „Czarny” jest bardziej do nas przywiązany, ale zawsze trzyma kilkumetrowy dystans – mówi ich opiekun, pan Marek Wiśniewski.

- Psy są dzikie, ale bardzo łagodne. "Czarny" jest bardziej do nas przywiązany, ale zawsze trzyma kilkumetrowy dystans - mówi ich opiekun, pan Marek Wiśniewski.

Do takiego przypadku doszło zaledwie kilka dni temu w okolicy ulicy Kieleckiej (między Kończycką i Mostową). Po małej sarence została tylko łapka, ogon i kawałek sierści. Zagryzły ją dwa psy, które koczują w tamtej okolicy. Podobnymi przypadkami zajmował się Jacek Słupek, radomski przyrodnik.

- Przypominamy, iż sarny z grupy, która żyła na terenie Muzeum Wsi Radomskiej zostały zagryzione przez psy, które dostały się na teren muzeum. Dlatego apelujemy do mieszkańców oraz władz miejskich o podjecie działań zmierzających do ograniczenia tego zagrożenia. Być może należy przeprowadzić akcje odłowu wałęsających (w istocie polujących) psów oraz działania edukujące i dyscyplinujące niefrasobliwych właścicieli czworonogów - pisze na portalu przyrodniczym Jacek Słupek.

Przyrodnik opisuje katorgi, jakie przechodzą mordowane sarny. - Niestety psy nie potrafią zabijać tak jak dzikie drapieżniki, najprawdopodobniej i w tym przypadku została ona w części pożarta żywcem. Wyżarte zostały wnętrzności, jedna z tylnich nóg, pozostała na wierzchu między innymi treść żołądkowa - opisuje Jacek Słupek.

TO NATURALNY INSTYNKT

Tymczasem radomianie, którzy na co dzień opiekują się psami z ulicy Mosiołka bronią ich. Podobnie jak Anna Konopska, kierownik radomskiego schroniska, która zna tę sytuację.

- To dzikie zwierzęta, nie są w stanie zaatakować człowieka, bo się go po prostu boją. A to, że zaatakowały sarnę jest po prostu ich naturalnym instynktem - twierdzi Anna Konopska.

Marek Wiśniewski opowiedział nam historię dziko żyjącej, pieskiej rodziny. Zwierzęta urodziły się w pobliżu jego domu.

- Kiedyś, podczas spaceru żona znalazła w krzakach sukę z pięciorgiem szczeniąt. Dokarmialiśmy je i kiedy podrosły, zaczęliśmy szukać dla nich domu, bo to naprawdę bardzo mądre stworzenia - wspomina pan Marek. - Niestety znaleźliśmy chętnych tylko na trzech psiaków. Dwa pozostałe i ich matka nadal koczowały w naszej okolicy. Na początku zimy ktoś otruł też sukę i zostały tylko ci dwaj bracia: - Biały i Czarny - opowiada pan Marek.

Jak twierdzi mężczyzna nie jest w stanie przygarnąć tych zwierząt.

- Mam już dwa swoje psy. Dużego wilczura i domowego jamika. Szkoda nam jednak tych psów, więc zajmujemy się nimi, jak możemy najlepiej - opowiada mężczyzna. - Na początku zimy zbudowałem dla nich budy i dokarmiamy je. Zwierzęta są jednak nieufne. Chodzą z nami na spacery, ale zawsze trzymają dystans. To bardzo inteligentne psiny i zasługują na prawdziwy dom. Chciałbym, żeby ktoś je wreszcie przygarnął, bo są tego warte.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Radomskie