Rodzina z Donbasu ze schronieniem u Bogusławy Jaworskiej, byłej burmistrz Zwolenia. Podczas ucieczki ich pociąg został ostrzelany!

Już od tygodnia trwa wielki dramat Ukrainy, która w czwartek, 24 lutego, została zaatakowana przez wojska rosyjskie. Przed wojną według szacunków ONZ uciekło już ponad milion mieszkańców Ukrainy - niemal wszyscy to kobiety i dzieci. Ponad pół miliona uchodźców trafiło już do naszego kraju. Niemal natychmiast ze strony Polek i Polaków popłynęła ogromna fala pomocy. Ruszyły zbiórki najpotrzebniejszych artykułów, w tym jedzenia i środków medycznych. Mnóstwo osób postanowiło też przyjąć ukraińskie rodziny pod swój dach.

Pomocną dłoń wyciągnęli również do uchodźców mieszkańcy powiatu zwoleńskiego. Wśród nich jest również pani Bogusława Jaworska, czyli była burmistrz Zwolenia, która przyjęła pod swój dach pięcioosobową rodzinę - Daniło, Andriej, Kofija, Masza i mama Raja dotarli na miejsce w środę około południa. Dzieci są w wieku 4, 8, 13 i 14 lat. Z granicy pomogła ich przywieźć Anastazja Furga, funkcjonariuszka zwoleńskiej policji.

- Zwróciłam się z prośbą do pani Anastazji, że jeśli tylko ma jakąś wiedzę o rodzinach poszukujących dachu nad głową, to chętnie ją przyjmiemy. Po dwóch dniach się odezwała. Na początku miały być dwie mamy z dziećmi, ale później się zmieniło i ostatecznie trafiła do nas mama z czwórką dzieci i małą białą myszką - mówi Bogusława Jaworska.

Pani Bogusława za pomocą mediów społecznościowych zwróciła się do mieszkańców Zwolenia i okolic o wsparcie, brakowało bowiem części podstawowych artykułów. Ci natychmiast ruszyli z pomocą. - Cały czas odzywają się do nas znajomi, organizacje pozarządowe, dostaliśmy też jedzenie długoterminowe z urzędu miejskiego, ale też oczywiście potrzebne jest to zwykłe. Jakoś sobie radzimy. Pani Anastazja przywiozła koce, nowe kołdry, też inne panie przywiozły kołdry i poduszki. Spisaliśmy też numery bucików, bo przydałoby się bardziej wiosenne obuwie.

Pani Raja wraz z dziećmi mówią po rosyjsku i w kontakcie również pomogła i wciąż pomaga Anastazja Furga, która zna ten język. Ucieczka rodziny przed wojną była dramatyczna. Pani Raja i czwórka jej dzieci jechały pociągiem z okolic Donbasu, czyli ze wschodniej części Ukrainy. Toczą się tam cały czas ciężkie walki między wojskami ukraińskimi a rosyjskim agresorem.

- Cała rodzina podróżowała wojskowym pociągiem. W nocy był nieoświetlony, żeby nie przyciągać uwagi ale niestety i tak znalazł się pod ostrzałem. Dzieci opowiadały mi, jak wyglądają w nocy latające kule. Żadne dziecko nigdy nie powinno przeżyć czegoś takiego - mówi Anastazja Furga.

Rodzina oprócz ubrań praktycznie nic nie mogła ze sobą zabrać - Pani Raja mówiła, że nie miała nawet koca, którym można było okryć dzieci. Walizkę, w której miała niezbędne rzeczy musiała zostawić, żeby do pociągu zmieściło się jak najwięcej osób - opowiada policjantka.

Rodzina na szczęście dotarła cało do Lwowa, gdzie przesiadła się w inny pociąg - tym razem na granicę z Polską. - Nie ma lepszego miejsca, niż u pani Bogusi. Jest tu hodowla alpak i inne zwierzaczki, więc jest to dla dzieci olbrzymia odskocznia. Nie myślą dzięki temu o traumatycznych przeżyciach. Na podwórku jest też plac zabaw, więc są wniebowzięte - mówi Anastazja Furga.