Droga jazda taniego państwa

Franciszek Wołodźko, były marszałek województwa:

- Będąc marszałkiem jeździłem do pracy swoim prywatnym samochodem. Codziennie z Połańca do Kielc i z powrotem. To łącznie 160 kilometrów. Przysługujący mi ryczałt 500 kilometrów wyczerpywał się w ciągu tygodnia. Do paliwa dopłacałem z własnej kieszeni. Uważam, że dojazd pracownika do pracy jest po prostu jego obowiązkiem.

Marek Kwitek, członek zarządu województwa z Prawa i Sprawiedliwości codziennie jeździ z Kielc do Sandomierza służbowym wozem. Poza godzinami pracy auto jest tylko do jego dyspozycji. Za paliwo płacą podatnicy. Tanie państwo...?

WOLNA JAZDA
Zielony volkswagen passat, może nie najnowszy, ale za to wyposażony w klimatyzację, dobrze zna drogę z Kielc do Sandomierza. Pokonuje ją dwa razy dziennie. Tam i z powrotem jest 200 kilometrów. Autem jeździ Marek Kwitek z Prawa i Sprawiedliwości, członek zarządu województwa świętokrzyskiego. Ma on samochód do swojej wyłącznej dyspozycji poza godzinami pracy urzędu. Kwitek może jeździć, gdzie chce. Takich przywilejów nie mają inni członkowie zarządu.

Pojazd został mu użyczony po umowie zawartej na początku grudnia z marszałkiem województwa. Na jej mocy Marek Kwitek nie ponosi żadnych kosztów użytkowania auta. Za paliwo, ewentualne naprawy i niezbędne czynności obsługowe płaci Urząd Marszałkowski, który jak każda administracja utrzymywana jest z pieniędzy podatników.

- Pan Kwitek ma samochód na dojazdy z pracy do domu. Zwrócił się do mnie z prośbą o jego użyczenie. Informowałem go, że to niezręczność, jednak ostatecznie wyraziłem zgodę - tłumaczy Adam Jarubas, marszałek województwa świętokrzyskiego.

Park maszyn

Urząd Marszałkowski w Kielcach dysponuje sześcioma samochodami. Zwyczajowo się przyjęło, że trzy są do dyspozycji marszałka, wicemarszałka oraz szefa sejmiku wojewódzkiego. Pozostałe wozy są do wykorzystania przez pracowników urzędu. Niektórzy mogą otrzymać ryczałt na podróże własnym autem. Przykładowo członek zarządu Marek Gos ma ryczałt, który przyznał mu jeszcze marszałek Franciszek Wołodźko. - Dużo jeździmy, jednak gdy na przykład w weekend jest jakaś impreza blisko miejsca zamieszkania "nie ściągam" kierowcy z służbowym autem, jeżdżę swoim - mówi Gos.

WIELE OBOWIĄZKÓW
- Zwróciłem się z prośbą o samochód, ale mogłem przecież dostać odmowę - komentuje Marek Kwitek. Twierdzi, że jest uzasadnienie, dlaczego akurat on ma wyłączność na pojazd poza godzinami pracy urzędu. - Zajmuję się kwestiami związanymi z promocją, współpracą z zagranicą, kulturą. W czasie weekendów jest wiele imprez, na których muszę bywać - tłumaczy.

Dodajmy, że Marek Kwitek ma swój samochód prywatny, jak wynika z oświadczenia majątkowego, jest to rover z 1997 roku. - Nie przeczę. Ale ja z samochodu służbowego korzystam nie angażując kierowcy. Jeżdżę sam - zauważa.

KOSZTY "TANIEGO PAŃSTWA"
Przyjmijmy, że passat z niemal dwulitrowym silnikiem spala 10 litrów paliwa na sto kilometrów. Przy założeniu, że Marek Kwitek pokonuje tylko trasę Kielce - Sandomierz tam i z powrotem przez 22 dni robocze, to za te podróże podatnicy płacą ponad 1700 złotych. Członek zarządu województwa auta używa już przez trzy miesiące, zatem z prostego rachunku wynika, że kosztowało to urząd ponad 5 tysięcy złotych.

Czy Marek Kwitek nie widzi w tym nic niestosownego, zwłaszcza w kontekście lansowanej przez jego partię idei "taniego państwa"? - Można rzeczywiście zderzyć, czy jest tu ekonomiczne uzasadnienie... - kwituje Kwitek.