W zjeździe absolwentów wzięło udział 85 osób, czyli ponad połowa wszystkich maturzystów szkoły z rocznika 1968. - Było nas dokładnie 157 osób zdających wtedy maturę, czyli pięć klas. Cieszymy się, że na naszym wydarzeniu pojawiła się ponad połowa z tych osób - mówili Krzysztof Ostachowski oraz Leonard Kaleta, którzy powołali Samozwańczy Komitet Organizacyjny, by zaaranżować całe przedsięwzięcie.
Przyznali, że zadanie mieli nieco ułatwione z uwagi na zjazd, który zorganizowali pięć lat wcześniej. - Wtedy także świętowaliśmy, ale w nieco mniejszym gronie. Na szczęście dysponowaliśmy już listą kontaktów, która umożliwiła nam dotarcie do większości absolwentów i zaproszenie ich na to wydarzenie - mówili.
Spotkanie rozpoczęło się uroczystym powitaniem wszystkich przybyłych. - Ze szczególnym sentymentem witamy naszych kochanych profesorów, którzy tracili zdrowie, aby nas ukształtować na wartościowe jednostki społeczne. Są z nami profesorowie Danuta Stępień, Helena Podogrodzka, Tadeusz Juszczyk i Jan Wójcik - przedstawiali organizatorzy. Była i minuta ciszy dla koleżanek i kolegów, którzy odeszli z grona maturzystów rocznika 1968.
Po wspólnym obiedzie przyszedł czas na pamiątkowe fotografie, a także rozdanie drugiego dyplomu maturalnego, czyli Złotych Świadectw Dojrzałości. Te każdemu uczniowi zjazdu wręczył obecny dyrektor szkoły Waldemar Pukalski, jak mówili organizatorzy - młodszy kolega z „Żeroma”. Sam nie krył, że czuje się nieco... dziwnie. - Państwo zdawali maturę wtedy, kiedy ja sam miałem 6 lat - mówił z uśmiechem. - Niesamowite jest dla mnie to, że 50 lat po maturze udało się spotkać w tak dużym gronie. Uczestniczę w wielu tego typu wydarzeniach i przyznaję, że takiej frekwencji nie udaje się uzyskać młodszym rocznikom. Nasi absolwenci z dawnych lat bardzo do siebie lgną, co świadczy o tym, że szkoła zawsze miała swój klimat, integrowała ludzi. Sam jestem obciążony tą historią - mój brat zdawał maturę w 1969 roku, ja sam trafiłem do liceum w 1977 i skończyłem w 1981. Siedem lat później zostałem w niej nauczycielem i tak nie mogę odejść - mówił z nieukrywanym uśmiechem.
Spotkanie było okazją, by powspominać wspaniałe szkolne czasy. - Mieliśmy naprawdę znakomitych profesorów. To byli w większości nauczyciele przedwojenni - doskonale wykształceni, zwykle nie tylko w jednym kierunku. Mieli swoje charakterystyczne zachowania, przyzwyczajenia. Pamiętam na przykład jak profesor Adam Miętus od łaciny zawsze nieskazitelnie ubrany z kajecikiem w ręku witał nas: „salvete profanus vulgus”, co znaczyło „witam cię łotrze”. Takie rzeczy pamięta się do dziś - mówił Krzysztof Ostachowski. - A pani od fizyki zmieniła moje życie - wspominał z kolei Leonard Kaleta. - Gdyby nie ona, pracowałbym pewnie w stadninie, bo moją pasją były konie. Ale ona przekonała mnie, że technika jest moim przeznaczeniem. I tak poszedłem na politechnikę, a konie pozostały moim hobby. Do dziś jestem jej wdzięczny - mówił.
Z dumą o swoich uczniach mówił obecny na spotkaniu profesor Tadeusz Juszczyk. - To duże przeżycie. Najgorsze jest to, że nie zawsze da się zidentyfikować swoich uczniów, tym bardziej, że niektórych nie widziało się od 40 lat. Jest mnóstwo serdeczności i wspominamy najlepsze szkolne zdarzenia. Nauczycielom zawsze zależy, by jego uczniowie zapamiętali go jak najlepiej. Nie tylko uczyłem chemii, lecz także wychowywałem tę młodzież. Niektórzy zaszli naprawdę bardzo daleko - spełniają się i w życiu zawodowym, i w osobistym, o czym miło słyszeć - mówił.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?