Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ani bezpiecznie, ani dochodowo

Monika SYNICA

Widok pasażerskiego busa, zajeżdżającego drogę pojazdom Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji, na jego własnych przystankach, jest w Kielcach codziennością. Choć wiele lat temu prywatnym przewoźnikom wyznaczono miejsca, w których mogą się zatrzymywać, to nigdy nie respektowali zakazów. Miasto nie chce usankcjonować tego stanu rzeczy, tłumacząc to kwestiami bezpieczeństwa, ale przez to traci pieniądze, które kierowcy busów płaciliby za korzystanie z przystanków. Dochód z tego tytułu wynosił w ubiegłym roku ponad 323 tysięcy złotych. Ile by wyniósł po zniesieniu "embarga" na przystanki?

Kilka lat temu pomiędzy MPK, kieleckim PKS oraz prywatnymi przewoźnikami wybuchła prawdziwa wojna. Ostatecznie busy zniknęły między innymi z sąsiedztwa dworca PKS. Przewoźnicy założyli własny parking przy ul. Mielczarskiego. Tamtejszy plac stał się przystankiem początkowym, lecz kolejne miejsca, w których dozwolono się zatrzymywać kierowcom mini-busów, są bardzo odległe od centrum Kielc. Teoretycznie, po wyjeździe ze śródmieścia w kierunku Busko Zdrój, pojazdy mogą się zatrzymywać dopiero przy ulicy Tarnowskiej. Nie jest jednak dla nikogo tajemnicą, że "zbierają" one pasażerów również z Żytniej, Paderewskiego, Seminaryjskiej. Jeżeli tak jest na co dzień, czy nie lepiej ten proceder zalegalizować?

- Porozumiewaliśmy się z policją i doszliśmy do wniosku, że absolutnie nie możemy zezwolić na zatrzymywanie się mini-busów tam, gdzie kursuje wiele linii MPK - twierdzi Piotr Wójcik, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg w Kielcach. - To niebezpieczne.

- Ale te busy i tak się tam zatrzymują, a wypadków z tym związanych nie było. Może jednak lepiej ułatwić życie pasażerom busów i zapewnić wpływy do kasy miasta? - pytamy.

- Tych przewoźników, którzy i tak jeżdżą pół legalnie nie wyłapiemy i nie zmusimy do płacenia - argumentuje dyrektor.

- Ale są i tacy, którzy sami występowali o pozwolenia zatrzymywania się przy ulicy Żytniej czy IX Wieków. Ci by zapłacili - kontrargumentujemy.

- Nie będziemy tworzyć precedensów. Pozwolimy jednemu kierowcy na jakiś dodatkowy przystanek, to pociągnie to za sobą lawinę podobnych roszczeń - odpowiada Piotr Wójcik.

Dwa lata temu przewoźnicy (w tym przedsiębiorstwa PKS i kieleckie MPK) zapłacili za korzystanie z przystanków 274 tysiące złotych, rok temu 323 tysiące, a w tym 185 tysięcy. O ile zwiększyłaby się ta kwota, gdyby usankcjonowano zatrzymywanie się minibusów w całym mieście. - Trudno powiedzieć - mówi dyrektor MZD. - Nie mogę powiedzieć ile dokładnie płaci dany przewoźnik, bo ta informacja to tajemnica handlowa.

Dowiedzieliśmy się jednak, że Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji uiszcza rocznie sumę w granicach 200 tysięcy złotych. Jeśli porównamy ją z ogólnym dochodem, okaże się, że właściciele minibusów płacą niewiele. Tylko w Urzędzie Marszałkowskim wydano 790 zezwoleń na usługi transportowe (większość busów przejeżdża przez miasto), gdy tymczasem Kielce podpisały umowę na korzystanie z przystanków z najwyżej dwustoma przewoźnikami. Może jednak warto to przemyśleć? Gminy miałyby pieniądze, pasażerowie nie musieliby czatować na busy na odległych od centrum przystankach, a sami kierowcy obawiać się ogromnych mandatów wynoszących 3 tysiące złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie