Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Sowa: Omal nie straciłam życia

Iwona ROJEK
Pełnomocnik często przygląda się różnym instytucjom, aby zobaczyć, gdzie jeszcze brakuje podjazdów i walczy o nie.
Pełnomocnik często przygląda się różnym instytucjom, aby zobaczyć, gdzie jeszcze brakuje podjazdów i walczy o nie. Iwona Rojek
Pomagająca innym Anna Sowa teraz sama potrzebowała pomocy - uratowano jej życie w ostatniej chwili. - Dobro, które ja dałam, wróciło do mnie - mówi.

- Omal nie straciłam życia - mówi Anna Sowa, pełnomocnik prezydenta Kielc do spraw osób niepełnosprawnych. - Urwała się winda, którą wjeżdżałam do domu, i spadłam z wózkiem na ziemię. - Gdyby runęła z całej wysokości, prawie półtora metra, byłoby już po mnie.

Kielczanie niepokoją się, gdzie zniknęła Anna Sowa, która zawsze przyjmowała potrzebujących w budynku Urzędu Miasta przy ulicy Szymanowskiego w Kielcach, niosąc pomoc ludziom niepełnosprawnym, a u niej samej pasmo nieszczęść. Jakby mało było jednego, od stycznia dochodzi w domu po upadku, gdy urwała się winda, to jeszcze w lutym po raz drugi była bliska tragedii. Po nagłym ataku woreczka żółciowego pojawiła się zgorzel, w ciągu dwudziestu minut znalazła na stole operacyjnym. I to był, jak powiedzieli lekarze, ostatni moment do uratowania jej życia. - Ale te wypadki pokazały, że są jeszcze dobrzy ludzie wokół nas - mówi z wdzięcznością. - Dużo osób pomaga nam w tych nieszczęściach, jesteśmy bardzo mile zaskoczeni.

URWAŁA SIĘ WINDA

O tym feralnym styczniowym dniu woli nie myśleć. - Miałam bardzo dobry humor, wracałam z pracy, gdy wysiadłam z autobusu, marzyłam tylko o jednym - żeby jak najszybciej dostać się do domu i napić się gorącej herbaty - przypomina sobie. - Od dziecka poruszam się na wózku inwalidzkim, windą od strony balkonu wjeżdżam do mieszkania w bloku już 22 lata i nic złego nigdy się nie działo - opowiada. - Na górze czekał mąż, żeby mnie odebrać. I nagle w połowie drogi coś zachrzęściło i runęłam razem z wózkiem na ziemię. W ciemnościach był ogromny huk, a potem straszna cisza. W takich chwilach przez głowę przebiega tylko jedna myśl, czy człowiek jeszcze żyje. Próbowałam poruszyć nogą i ręką, pojąć, co się stało - dodała.

- To wszystko wydarzyło się na moich oczach i byłem całkowicie bezsilny - mówi mąż Ryszard. - Widziałem spadającą żonę. A przy tym nie można było tracić zimnej krwi, trzeba było działać. Żona jęczała, a ja musiałem jak najszybciej zebrać ludzi, żeby można było ją poranioną, razem z ciężkim wózkiem, z drugiej strony bloku wciągnąć do domu. Od strony klatki schodowej mamy wysoki próg, schody, na szczęście znalazłem mężczyzn, którzy mi pomogli. Zadanie nie było łatwe, bo żona waży trochę i wózek też sporo. Potem wezwaliśmy pogotowie, przewieziono ją na zdjęcia i okazało się, że są bardzo silne stłuczenia wszystkich części ciała, ale nic nie pękło, nogi nie połamały się. - Ucieszyłam się, że nie ma złamań, ale odczuwałam tak silny ból, że ledwo mogłam poruszyć głową. Po umieszczeniu mnie w łóżku ciężko było mi wyleżeć, bolało mnie wszystko - ręce, kręgosłup, brzuch, a dodatkowo przygnębiała myśl, że zostałam uwięziona w domu. Winda została bezpowrotnie uszkodzona, a w inny sposób nie mogłam wydostać się z mieszkania. Przez cały okres czułam też, że coś w czasie tego silnego uderzenia zostało poruszone w moim wnętrzu, martwiłam się o narządy wewnętrzne. Ból w brzuchu nasilał się, aż w końcu 14 lutego czułam, że jest ze mną bardzo źle. Mąż wezwał karetkę, a za pół godziny byłam już na stole operacyjnym. Trafiłam na oddział chirurgiczny do szpitala na Czarnowie, potem powiedziano mi, że zdążyłam w ostatnim momencie, bo była już zgorzel i początki zapalenia otrzewnej.

POJAWILI SIĘ DOBRZY LUDZIE

Ryszard Sowa przyznaje, że to, co się wydarzyło ostatnio w ich życiu, nieco go załamało. - Mąż najbardziej przejął się tym, że ta winda mogła przygnieść i jego, gdyby stał z drugiej strony - dowcipkuje teraz pani Ania.
Mąż podchwytuje żart żony i mówi, że zobaczył tylko podniesione uszy Sowy i usłyszał wielki huk, więc martwił się o nią, a nie o siebie.

Oboje dziękują, że po tym, co ich spotkało, dużą życzliwość okazał im prezes Spółdzielni Słoneczne Wzgórze Zbigniew Kot. - Pan prezes przysłał pracowników, którzy rozmontowali uszkodzoną windę i cały mechanizm - dziękują małżonkowie. - Obiecał, że zajmą się oni także fundamentami do nowej windy, bo to całe wielkie przedsięwzięcie. Sami sobie na pewno nie poradzilibyśmy. Jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc. W sprawę zdobycia i montażu nowej windy, może uda się ją załatwić za miesiąc, bardzo zaangażował się też pan Piotr Dudała, bo jest mnóstwo formalności, które ciężko byłoby załatwić. Serce okazał nam Piotr Wójcik, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg. A w szpitalu po operacji niespodziewanie pojawiła się kolejna osoba, która przyszła im z pomocą. - W Kielcach nie mamy żadnej rodziny i to, co się działo, przerosło mnie - wspomina pan Ryszard.

- Po tej operacji szedłem szpitalnym korytarzem bardzo zdesperowany, gdy nagle dostrzegłem znajomą twarz koleżanki sprzed lat Danuty Wojteckiej - relacjonuje. - Kiedy dowiedziała się, co nam się przytrafiło, od razu zaoferowała swoją pomoc, co bardzo podniosło mnie na duchu. Danusia nie tylko odwiedzała żonę, ale też pomagała w pielęgnacji, gotowała dla niej. Mężczyzna w takiej sytuacji wysiada, a my jesteśmy w Kielcach całkiem sami, nie mamy dzieci, siostry, brata, siostrzenicy, nikogo. Ale okazało się, że także obcy ludzie mają wielkie serce.

CHCE ZAŁATWIĆ PODNOŚNIK

Pani Ania z kolei mówi, że jest pod wrażeniem ciężkiej pracy całego personelu i pielęgniarek chirurgii czystej Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego na Czarnowie. - Mieli ze mną problem, bo samodzielnie nie poruszam się, trzeba było mnie dźwigać, wszystko robiono bardzo fachowo - wylicza. - Dlatego już obiecałam sobie, że jak wrócę do pracy, to za wszelką cenę będę starała się załatwić podnośnik na ten oddział. Jest on tam bardzo potrzebny. Po operacjach trzeba dźwigać wielu chorych, a ten przyrząd rozwiązałby problem.

- Na szczęście w życiu złe chwile przeplatają się z dobrymi i kiedy tak dochodzę do siebie, goi mi się szew pooperacyjny i myślałam o tym wypadku, jaki mi się przydarzył - na początku marca zadzwoniła do mnie urzędniczka z informacją, że prezydent Rzeczypospolitej Polskiej przyznał mi Srebrny Krzyż Zasługi za moją pracę - mówi wzruszona. - Wręczyła mi go wojewoda Bożentyna Pałka-Koruba. To wyróżnienie bardzo dodało mi skrzydeł w chorobie, bo oznacza, że moja praca ma duży sens - uważa. - A nigdy się nie oszczędzałam, nieraz nie zdążyłam na autobus, bo wolałam zająć się do końca problemem człowieka, który się do mnie zgłosił. Może to zabrzmi nieskromnie, ale chyba jestem jedną z nielicznych najbardziej uhonorowanych osób niepełnosprawnych w Polsce. Cieszę się z tego, że mimo własnych ograniczeń, jestem przydatna drugim. Teraz sprawdziłam na sobie, że udzielone komuś dobro powraca do nas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie