Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Anna Winiarska: autostopem do Londynu

Dorota KLUSEK
Anna Winiarska
Anna Winiarska archiwum prywatne
Będąc w liceum myślała, że w przyszłości tak jak mama i siostra zostanie farmaceutką. Po maturze z biologii już wiedziała, że to nie dla niej. Życie pisze najlepsze scenariusz. Ona to wie najlepiej. Może dlatego film dokumentalny jest jej ulubionym gatunkiem.
Ania ze swoimi kolegami z roku, z którymi utworzyli kosmopolityczny kolektyw o nazwie „Kitchen Sink”. Z uczelni otrzymali nagrodę w postaci projektora.
Ania ze swoimi kolegami z roku, z którymi utworzyli kosmopolityczny kolektyw o nazwie „Kitchen Sink”. Z uczelni otrzymali nagrodę w postaci projektora. Poprosili dodatkowo o ekran. Teraz organizują seanse filmowe. archiwum prywatne

Ania ze swoimi kolegami z roku, z którymi utworzyli kosmopolityczny kolektyw o nazwie "Kitchen Sink". Z uczelni otrzymali nagrodę w postaci projektora. Poprosili dodatkowo o ekran. Teraz organizują seanse filmowe.
(fot. archiwum prywatne)

Anna Winiarska
Ma 30 lat. Urodziła się w Kielcach. Tutaj skończyła II Liceum Ogólnokształcące imienia Jana Śniadeckiego. Zdobyła tytuł licencjata w Wyższej Szkole Dziennikarskiej imienia Melchiora Wańkowicza w Warszawie, ma na swoim koncie dyplom prestiżowej Państwowej Wyższej Szkoły Filmowo - Telewizyjnej w Londynie. Obecnie mieszka w stolicy Wielkiej Brytanii. Jej film "Dylan" został nominowany do Nagrody Griersona oraz zostala zakwalifikowany do Festiwalu Filmów w San Sebastian.

Kolejny dzień trwały zamieszki w Londynie. - Pomyślałam, że wezmę aparat i porobię trochę zdjęć - wspomina Ania Winiarska.

W poniedziałek razem z koleżanką pojechała do płonącej dzielnicy Hackney. - Znalazłyśmy się w samym środku małego piekiełka - relacjonuje. - Nie wiem jak nazwać to, co widziałam. Dzieciaki opanowały miasto. Ale mnie zaskoczyło to, że policja stała bezczynna i patrzyła, jak młodzi ludzie wynoszą ze sklepów wszystko, nawet jajka i papier toaletowy.

PODRÓŻ AUTOSTOPEM

Ona to wszystko fotografowała i filmowała, choć otrzymała kilka ostrzeżeń, że jeśli nie chce stracić swojego aparatu fotograficznego, to ma go schować. - To co się działo na pewno przejdzie do historii. Te akty wandalizmu były zaskoczeniem, bo przecież Londyn to Big Ben, Tamiza, świetne jedzenie, znakomite koncerty - wyjaśnia

Taki Londyn poznała, kiedy po raz pierwszy trafiła do tego miasta. Do stolicy Wielkiej Brytanii trafiła zupełnie przez przypadek, pojechała tam… autostopem.

- Po tym, jak zrobiłyśmy licencjat na dziennikarstwie, z moją przyjaciółką wpadłyśmy na pomysły, żeby pojechać autostopem do Pragi. Efekt był taki, że nigdy tam nawet nie dojechałyśmy - śmieje się Ania. - Za to podróżowałyśmy po Europie Zachodniej, a miałyśmy w kieszeni może po 30 euro. Byłyśmy w Niemczech, Włoszech i tak dotarłyśmy pod Paryż. Tam zostałyśmy okradzione. Pomyślałyśmy, że trzeba znaleźć jakiś samochód, który zawiózłby nas do Polski, albo przynajmniej do Niemiec. Trafił nam się kierowca, który jechał do Londynu. Jak to usłyszała moja koleżanka, powiedziała, że chciałaby zobaczyć stolicę Anglii. Mnie już było wszystko jedno.

ŻYCIE EMIGRANTA

Dzięki życzliwości spotkanych w Londynie ludzi mogły zwiedzić miasto, a potem, również stopem wróciły do Polski.
- Po przyjeździe byłam pełna energii, pomyślałam, że muszę zacząć działać, coś robić. I wtedy narodził się pomysł: jadę do Londynu! Nie wiem, co tam będzie, ale jadę! - mówi.
Swój plan wcieliła w życie. Ponowna wizyta w stolicy Wielkiej Brytanii wcale nie była usłana różami. Choć znała język angielski, okazało się, że dogadanie się z londyńczykami nie było łatwe. Poznała też smak emigracji zarobkowej, kiedy za pracę kelnerki w barze nie otrzymała wynagrodzenia. Wreszcie jednak znalazła spokojne miejsce w sklepie, gdzie spędziła prawie rok. Wtedy znów odezwała się jej niespokojna dusza.

- Dotarło do mnie, że choć w tej pracy jest fajnie, to jednak nie chcę tu być. Oddalałam się od mojej pasji, od tworzenia filmów - opowiada. - Byłam też już zmęczona Londynem. Skorzystałam więc z zaproszenia koleżanki i pojechałam do Glasgow. W Szkocji spędziłam trzy lata. Dobrze się tu czułam. Szkoci mają w sobie coś polskiego, są też bardzo autentyczni.
Tutaj też zaczęła się realizować jako artystka. Robiła zdjęcia. Stworzyła też swój pierwszy na obczyźnie film.

SPOWIEDŹ

- W teatrze w Glasgow zaproponowano mi bym nakręciła film z warsztatów dla osób uzależnionych. Praca w teatrze, przygotowanie sztuki było dla nich formą terapii. Miałam zrobić dokument, oczywiście bez żadnych pieniędzy. To był mój pierwszy film, który miał publiczną premierę - podkreśla. - Patrzyłam jak ludzie płakali patrząc na to, jaką metamorfozę przeszli.

Film spodobał się bardzo mojemu chłopakowi, który był absolwentem Państwowej Wyższej Szkoły Filmowo - Telewizyjnej w Londynie. Zaproponował, żeby tam złożyła dokumenty. - Nie chciałam znów iść do szkoły, ale on nie odpuszczał. W końcu, trzy dni przed upływem terminu naboru wysłałam dokumenty. Dostałam zaproszenie na rozmowę i egzamin - wyjaśnia.

ZOBACZ FILM “SPOWIEDŹ" ORAZ ZAPOWIEDŹ “DYLANA"

Przygotowała film zatytułowany "Spowiedź". - Chciałam zrobić rozmowę z duchownym, Polakiem, który opowiedziałby mi o tym, jak wygląda praktyka religijna w Londynie. Ja zadawałam mu ważne pytania, a on… poprawiał mój angielski - śmieje się Ania. - Byłam załamana. Kiedy pokazałam ten film naszym profesorom to płakałam. A oni się śmiali z zapału, z jakim ten ksiądz mnie poprawiał. Sam film jednak podobał się im.

DEBIUT "DYLANA"

Przez dwa lata studiów zadań filmowych było więcej. W końcu Ania Winiarska dobrnęła do końca nauki. Gala wręczenia dyplomów odbywała się w prestiżowym kinie nad Tamizą. Pojawiły się na niej osoby znane w świecie filmowym. Byli też bliscy absolwentów, w tym rodzice Ani.
Podczas zakończenia, swoją szkolną premierę miały filmy stworzone przez absolwentów Państwowej Wyższej Szkoły Filmowo - Telewizyjnej w Londynie. Wtedy też światło dzienne ujrzał film dokumentalny Ani, zatytułowany "Dylan", opowiadający o chłopcu z Belfastu.

- Zanim jeszcze zaczęłam poszukiwania tematu na film, mój kolega, który prowadził teatr zaproponował mi, bym pojechała z nim i jego aktorami do Północnej Irlandii. On tam wystawiał swoją sztukę, a ja miałam to dokumentować - wyjaśnia. - Tak dotarłam do Belfastu. Wygląd tego miasta zszokował mnie. Było centrum, a poza nim wymarłe ulice, po których chodziły dzieci. Byłam przekonana, że w Wielkiej Brytanii wszędzie jest ładnie. Tutaj uświadomiłam sobie, że nie. Mimo tej brzydoty, w Belfaście było coś filmowego. Zaintrygował mnie.

Zaczęła zgłębiać historię miasta z piętnem krwawej przeszłości. Wiedziała jednak, że nie o tym ma być jej obraz. - Nie miałam sprecyzowanych planów, ale chciałam zrobić film o porzuconych dzieciach - wyjaśnia.

POSZUKIWANIA DZIECKA

W poszukiwaniu bohatera, Ania trafiła na warsztaty dla dzieci i młodzieży, a potem do szkoły, która była ostatnią deską ratunku dla młodych ludzi, nim wejdą na złą drogę.
- Patrzyłam na te dzieci, i prawdę mówiąc byłam trochę zawiedziona. Nie chciałam robić kolejnego filmu bez wyobraźni, pełnego stereotypów o zbuntowanej młodzieży - przyznaje. - I nagle wszedł on. Dylan. Zaspany, włosy potargany, miał na sobie dużo za dużą kurtkę. Nic nie powiedział, usiadł. A jak ja zobaczyłam jego oczy, od razu poczułam, że to musi być to dziecko!

Potem miesiąc spędziła w Belfaście. - Chciałam zobaczyć miejsca, w których Dylan żyje i spędza czas, poznać jego bliskich, dowiedzieć się jak go traktują inni ludzie, czy ma przyjaciół, jakie ma aspiracje, marzenia - wylicza. - To sympatyczny, wrażliwy, ale zagubiony i pozbawiony dobrych wzorców chłopak.
Przyznaje, że zaangażowała się w pracę i bardzo zżyła ze swoim bohaterem. - Kiedy film był wyświetlany na zakończenie szkoły, bałam się, że zaraz wszyscy o nim zapomną - przyznaje.
Ale nie zapomnieli. Co więcej, film zaczął żyć swoim życiem. Został nominowany do Grierson Awards.

WBREW ZALECENIOM

- Tak naprawdę, ja sama dopiero dowiaduję się, co te nagrody znaczą. Ta jest jedną z najbardziej prestiżowych nagród w Wielkiej Brytanii. Ja startuję w kategorii "film studencki", czyli dla początkujących, ale cieszę się, ze zostałam, zauważana - podkreśla. - Informacja o tej nominacji dotarła do mnie 1 sierpnia. Kilkanaście dni później dowiedziałam się, że będzie też pokazany na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastian.

Ania Winirska nie ukrywa, że szczególnie zaproszenie na ten drugi festiwal jest dla niej zaskoczeniem. - San Sebastian słynie raczej z filmów fabularnych. Mój raczej w tych ramach się nie mieści - zauważa. Nie da się jednak ukryć, że "Dylan", jak na dokument zaskakuje poetyckością i soczystym obrazem. Sekret tkwi w technice.

- Robiąc "Dylana" odeszłam od standardowych kamer. Uparłam się, że film nakręcę zwykłym aparatem cyfrowym Canionem 5D - zdradza. - Oczywiście każdy mi to odradzał, nawet dziekan wydziału operatorskiego w naszej szkole. Ja jednak postawiłam na swoim. Przez miesiąc nie była dnia, żebym się nie zastanawiałam, czy materiał, który kręcę da się zmontować, czy będzie on dobrze wyglądał na dużym ekranie. Bałam się, ale robiłam swoje.

Dalsze losy "Dylana" w Grierson Awards poznamy w połowie września, kiedy okaże się, czy zakwalifikował się do kolejnego etapu. Pod koniec września natomiast będzie wiadomo, czy film kielczanki znajdzie się w gronie najlepszych w swojej kategorii filmów w San Sebastian. Gdyby tak się stało, zostałby pokazany w Cannes.

PRACA ZE "ZLEWEM"

To wielkie marzenie. - Ale nie robię sobie żadnych nadziei. Nie chcę się rozczarować - przyznaje. - Już sama nominacja, możliwość pojechania na galę, spotkania z ludźmi z branży jest cennym wyróżnieniem i szansą na nawiązanie cennych kontaktów.
Bo Ania Winiarska chce z filmem związać swoje życie. - Zdaję sobie sprawę, że to ciężki zawód - zdradza. - Zwłaszcza, kiedy jednocześnie jesteś reżyserem i producentem. Dodatkowo jest duża rywalizacja, zwłaszcza na początku, jak nikt cię nie zna. Ale chcę robić filmy, pokazywać ludzi, którzy nie pasują do społeczeństwa.

Temu, żeby było łatwiej ma pomóc kolektyw "Kitchen Sink" (z języka angielskiego "zlew"). W jego skład wchodzi osiem osób, studenci z wydziału filmu dokumentalnego. - Jesteśmy bardzo kosmopolityczną grupą: z Polski, Niemiec, Serbii, Zimbabwe, Belgii, Ameryki Północnej - śmieje się. - Na studiach bardzo się zżyliśmy i założyliśmy nasz kolektyw. Pomagamy sobie, czasami realizujemy wspólne projekty. Być może film nakręcony podczas zamieszek dam mojej koleżance. Ona robi film o studentach w Anglii, którzy strajkowali przeciwko podwyższeniu czesnego. Z kolei z inną koleżanką, we wrześniu zaczynam pracę nad filmem o ekscentrycznych biznesmenach.

Praca jest bardzo ważna, ale jak podkreśla Ania, jeszcze ważniejsze jest szczęście.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie