Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Antysemityzm czy prowokacja? 77 lat temu miał miejsce pogrom Żydów w Kielcach

Tomasz Trepka
Tomasz Trepka
Pogrzeb ofiar pogromu Żydów w Kielcach, 8 lipca 1946 roku
Pogrzeb ofiar pogromu Żydów w Kielcach, 8 lipca 1946 roku fotopolska.eu
4 lipca 1946 roku doszło do jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w historii Kielc, podczas którego zamordowano kilkudziesięciu ocalałych z II wojny światowej Żydów. Przedstawiciele władzy „ludowej”, zamiast stać na straży bezpieczeństwa oraz porządku publicznego, jawnie przyczynili się do eskalacji nastrojów antysemickich oraz sami brali udział w pogromie.

77 lat temu miał miejsce pogrom Żydów w Kielcach

W stolicy województwa kieleckiego rozmieszczone były najważniejsze w naszym regionie siedziby wojskowego oraz cywilnego aparatu komunistycznego. Przy ulicy Kapitulnej mieścił się Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Na ulicy Wesołej stacjonowały jednostki milicji – zarówno szczebla wojewódzkiego, jak i powiatowego. Natomiast oddziały odpowiedzialne za bezpieczeństwo w mieście ulokowane zostały na ulicy Sienkiewicza. Przy ulicy Zagórskiej znajdował się Sztab Miejski Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej . Na Kielecczyźnie działał, liczący około 1,5 tysiąca osób, jeden z pułków Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, kwaterujący w koszarach kieleckiej dzielnicy Stadion. Także w Kielcach rozlokowany został 8. Samodzielny Batalion Operacyjny. Pod koniec czerwca oraz na początku lipca, na kieleckiej Bukówce, stacjonowała także jednostka wojskowa – 4. Pułk 2. Warszawskiej Dywizji Piechoty.

Nie można zapomnieć także o sowieckich służbach specjalnych, które były zakwaterowane w Kielcach. Najważniejszą z nich była miejscowa ekspozytura NKWD, której siedziba mieściła się przy obecnej ulicy Paderewskiego. Nieopodal znajdował się także Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach. Dlaczego zatem doszło to tragicznych wydarzeń czy ulicy Planty?

Wyjątkowa bezradność

Bardzo negatywną rolę w czasie pogromu odegrał major Władysław Sobczyński (Spychaj), szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach. Pierwsze informacje o gromadzących się ludziach przy ulicy Planty dotarły do niego już około godziny 9.30. Mimo to przez następne godziny nie podjęto żadnych działań prewencyjnych. Przez półtorej godziny, Sobczyński uspokajał telefonicznie inne jednostki, do których docierały informacje o niepokojach społecznych w stolicy regionu świętokrzyskiego. Dopiero około godziny 11, 4 lipca, kierujący działaniami Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach, zdecydował się udać w pobliże ulicy Planty.

Towarzyszący mu wówczas naczelnik wydziału personalnego Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, kapitan Mieczysław Kwaśniewski zaobserwował, że Sobczyński „wyszedł z samochodu i zgubił się w tłumie”. Po kilkunastu minutach wrócił „do miejsca, gdzie miał stać jego samochód, samochodu już nie było, zdenerwowany machnął ręką i poszedł jakby nic nie było z powrotem do urzędu”. Sobczyński nie przejawiał zainteresowania całą sytuacją. Co istotniejsze, nawet jego podwładni wskazywali mu możliwość użycia uzbrojonych jednostek do zapanowania nad tłumem, jednak ten nie wykazywał chęci do podjęcia takich działań. O takim rozwiązaniu meldowali także jego zwierzchnicy z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, którzy przebywali tego dnia w Kielcach. Wskazywano przede wszystkim na braki jednoznacznego kierownictwa całą akcją oraz konkretnego planu działania.

Wydarzeniom 4 lipca, towarzyszył konflikt między wojewódzkimi władzami milicji oraz Urzędu Bezpieczeństwa.
Oprócz Sobczyńskiego, zajścia przy ulicy Planty obserwowali, nie podejmując żadnych działań, także inni oficerowie aparatu bezpieczeństwa i wojska – major Kazimierz Konieczny, główny doradca NKWD przy Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach, pułkownik Szpilewoj „Natan” oraz pułkownik Stanisław Kupsza – dowódca 2. Warszawskiej Dywizji Piechoty. Ostatni bagatelizował całe zajście mówiąc do swojego podwładnego o tłumie przy kamienicy – „parę przekupek się zebrało, a wy już robicie alarm”. To właśnie on był najwyższym stopniem wojskowym przebywającym wówczas w Kielcach, która mogła podjąć decyzję o użyciu wojska. Tymczasem całe zajście spokojnie obserwował z pobliskiego balkonu. Nie był on jednak jedynym, który zachował się w ten sposób.

Sporo zastrzeżeń wzbudziło także inne działanie wojskowych. To właśnie oni dokonali nieuzasadnionego i tragicznego w skutkach rozbrojenia Żydów. Do dziś nie jest jasne kto podjął taką decyzję. Wielu winnego upatruje w pułkowniku Kupszy. Według niektórych zeznań, kolejna grupa żołnierzy, z nieustalonych przyczyn, miała przebrać się w cywilne ubrania i zacząć strzelać do ludzi stojących przed kamienicą.

Wzbudzającą duże kontrowersje postacią, której zachowanie doprowadziło do eskalacji zachowań, a nawet do zabijania Żydów na ulicy Planty był major Markiewicz, komendant garnizonu wojskowego w Kielcach. Obciążające go zeznania złożył funkcjonariusz Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, sierżant Zbigniew Niewiarowski, stwierdzając, że dopiero jego wyraźne zezwolenie na wejście tłumu ludzi do kamienicy, która początkowo była chroniona przez funkcjonariuszy milicji, doprowadziło do rzeczywistego pogromu. Według niektórych relacji świadków, Żydzi błagali żołnierzy i milicjantów o pomoc, jednak ci czynnie uczestniczyli w zajściach, bijąc, rabując i oddając ich w ręce tłumu.

Winni „andersowcy” i „reakcja”?

5 lipca 1946 roku przeprowadzono akcję w wyniku, której zatrzymano około 15 osób. Już po 4 lipca, zdecydowano się także na wprowadzenie w Kielcach stanu wyjątkowego. Ulice były patrolowane między innymi przez uzbrojone oddziały Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Obsadzono nimi newralgiczne miejsca, na przykład kieleckie więzienie i budynki władz państwowych oraz partyjnych. Specjalne grupy operacyjne działały także w pociągach zmierzających do Kielc. Ich zadaniem było zatrzymywanie wszystkich, wobec których istniało zagrożenie, że będą zakłócali porządek publiczny. Wszystkie te jednostki były w pełni dyspozycyjne i co niezwykle ważne, w zdecydowanej większości znajdowały się w ścisłym centrum miasta, w niewielkich odległościach od Komitetu Żydowskiego znajdującego się przy ulicy Planty. Mimo to użyto ich dopiero po kilkugodzinnych wydarzeniach pogromowych. Mogły one bez większego trudu opanować sytuację.

Po pogromie aresztowano 34 żołnierzy i oficerów. Jedynie ośmiu z nich udało się udowodnić udział w mordowaniu Żydów i rabowaniu ich majątku. Zatuszować całą sprawę próbowali ich przełożeni. Zatrzymania były fikcją, gdyż po kilku godzinach byli oni zwalniani do domów. Każda próba wyjaśnienia okoliczności zajść w Kielcach, 4 lipca 1946 roku kończyła się, dla bardziej dociekliwych, nieprzyjemnościami. Jednym z takich osób był prokurator Sądu Okręgowego w Kielcach, Jan Wrzeszcz, który nie wierzył w oficjalną wersję wydarzeń. Nawet na sali sądowej, podczas jednego z procesów, sędzia prowadzący wymuszał od adwokatów zaprzestania zadawania pytań ukierunkowanych na udowodnienie winy żołnierzom. Winnego już wykreowano – były nimi „faszystowskie bandy podziemia sterowane przez nie mogących się pogodzić z klęską panów z Londynu”.

6 lipca 1946 roku aresztowano majora Sobczyńskiego. Nie spotkały go jednak żadne poważniejsze konsekwencje. Już trzy dni później znalazł się w dyspozycji Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Następnie zatrudniono go w Zarządzie Informacji Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego oraz Wojskach Ochrony Pogranicza. Nadal pełnił ważne funkcje w aparacie represji. Doczekał się także awansu na stopień pułkownika.

Mająca wpływ na wszystkie najważniejsze decyzje w państwie, Polska Partia Robotnicza w rzeczywistości nie chciała wyjaśniać przyczyn pogromu. Przez wiele lat był to temat przemilczany i niebadany. Pierwsze wzmianki o tragicznych wydarzeniach przy ulicy Planty zaprezentowano w prasie z lat 80. wydawanej przez Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”.

„Głęboko zakorzeniony antysemityzm”

Od lat toczony jest spór o przyczyny pogromu. Pogląd o antysemityzmie, jako głównej lub wyłącznej przyczynie zajść antyżydowskich w Kielcach jest nadal podtrzymywany przez wielu badaczy i publicystów. Szczególne znaczenie nabrał on po ukazaniu się w 2018 roku książki Joanny Tokarskiej – Bakir „Pod klątwą. Społeczny obraz pogromu kieleckiego”
Autorka w swojej monumentalnej publikacji stwierdza, że u jego podstaw leżała słabość władzy komunistycznej w Polsce – „W dniu pogromu miejscowy Urząd Bezpieczeństwa sparaliżowany był strachem. Wyżsi oficerowie nie podjęli decyzji o interwencji, ponieważ bali się tłumu, odpowiedzialności i wciąż oglądali się na przełożonych” – pisała.

Profesor Tokarska – Bakir podkreśliła w swojej książce, że zagrożeniem dla Żydów byli zatrudnieni w różnych instytucjach „przedwojenni oficerowie, policjanci i prawnicy, a nie szumowiny czy komunistyczni prowokatorzy, umożliwili pogrom kielecki”. Winni stali się także nauczyciele, strażacy, urzędnicy czy rzemieślnicy. W opinii autorki za wydarzenia pogromowe odpowiadał „przedwojenny kato-nacjonalizm”.
Autorka publikacji „Pod klątwą…” stwierdziła ostatecznie, że „ideologią, która zwróciła kielczan przeciwko Żydom, był antysemityzm i wiara w mord rytualny, niezależnie od warstwy społecznej, z której pochodzono. Ta wiara połączyła nieobecnych z obecnymi – ukrywających się oficerów podziemia z przybyłymi na Planty milicjantami i żołnierzami »wojska Żymi[e]rskiego«, a także nieobecnych w Kielcach duszpasterzy ze zgromadzoną tam owczarnią, chwilowo zamienioną w stado wilków”. Joanna Tokarska – Bakir zdecydowanie i jednoznacznie odrzuciła tezę o komunistycznej prowokacji.

Sprawa pogromu zamknięta?

„Pod klątwą…” aspirowało do publikacji, która rozwieje szereg wątpliwości na temat wydarzeń 4 lipca 1946 roku. Podejście autorki wywołało jednak sporo kontrowersji i emocji. Poglądu Joanny Tokarskiej – Bakir na kwestie pogromu nie podzielają jednak niektórzy badacze. Krytycznie do zawartych w niej tez odniósł się swoim artykule – recenzji Ryszard Śmietanka – Kruszelnicki z Delegatury Instytutu Pamięci Narodowej w Kielcach. Według historyka, pytań wciąż jest dużo i należy pogłębić kwerendę, która umożliwi odtworzenie wydarzeń z 4 lipca 1946 roku. Wskazuje się również, że wiele informacji zawartych w książce Tokarskiej – Bakir jest jedynie domysłami, nie popartymi materiałami źródłowymi.

Według części historyków autorka bezkrytycznie podeszła do niektórych dokumentów wytworzonych przez komunistów oraz pisała książkę pod upatrzoną wcześniej tezę – polskiego antysemityzmu, jako głównej, czy nawet jedynej przyczynie pogromu. Niedługo po ukazaniu się książki wykazano błędy merytoryczne, w tym między innymi brak znajomości kieleckich realiów społeczno-gospodarczych i politycznych oraz topografii miasta.

Temat tabu

Mająca wpływ na wszystkie najważniejsze decyzje w państwie , Polska Partia Robotnicza nie chciała jednak wyjaśniać przyczyn pogromu. Przez wiele lat był to temat przemilczany i niebadany. Pierwsze wzmianki o tragicznych wydarzeniach przy ulicy Planty zaprezentowano w prasie z lat 80. wydawanej przez Niezależny Samorządny Związek Zawodowy “Solidarność”.
Nie ulega wątpliwości, że kielczanie mają prawo domagać się odpowiedzi na pytania dotyczące pogromu. Od lat żyją w mieście naznaczonym powojennym antysemityzmem, gdzie „mordowano Żydów ocalałych z Holokaustu”.

Dalszych wyjaśnień wymagają między innymi sprawy związane z wiarygodnością rzekomo uprowadzonego przez Żydów Henryka Błaszczyka, biernością i nieudolnością działań aparatu bezpieczeństwa, niezrozumiałych działań wojskowych, oddaniem strzałów z kamienicy przy ulicy Planty, blokowanych przez komunistów prób interwencji mających na celu rozładowanie sytuacji czy zaangażowania robotników z Huty „Ludwików” w pogromie.

Pogrom Żydów w Kielcach, często znany jako pogrom kielecki z 4 lipca 1946 roku był konsekwencją nieprawdziwej pogłoski, według której dziecko jednego z mieszkańców Kielc miało zostać porwane przez żydowskiego lokatora kamienicy przy ulicy Planty. W wyniku nastrojów antyżydowskich, podzielanych przez część społeczeństwa, w tym przedstawicieli władzy „ludowej” oraz wyjątkowej nieudolności i bezradności kierujących siłami porządkowymi i wojskowymi, doszło do masowego mordu ludności żydowskiej. Przy ulicy Planty zginęło 37 Żydów i trzech Polaków, a 35 Żydów zostało rannych. W Kielcach i okolicach doszło również do innych zajść, w których pokrzywdzonymi byli Żydzi. Takie zdarzenia odnotowano w okolicy dworca kolejowego oraz w pociągach kursujących z Kielc i do Kielc.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie