MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Awantury o perły firmy Juwelius ciąg dalszy

Redakcja
Jarosław Powichworski stawia się na każdą sprawę w kieleckim sądzie. Przylatuje ze Stanów Zjednoczonych średnio co miesiąc, aby jak twierdzi, uwodnić swoja niewinność.
Jarosław Powichworski stawia się na każdą sprawę w kieleckim sądzie. Przylatuje ze Stanów Zjednoczonych średnio co miesiąc, aby jak twierdzi, uwodnić swoja niewinność. D. Łukasik
Kto zginął w zamachu na Word Trade Center, dlaczego do Kielc nie przyjechały gejsze, komu wierzy prokuratura? Druga część historii upadku dużej formy.

Czy były prezes i właściciel kieleckiej firmy jubilerskiej Juwelius to oszust, jak twierdzi prokuratura, czy ofiara prokuratorskiego dochodzenia? Główny świadek oskarżenia szczegółów nie pamięta, a osoby, które mogłyby potwierdzić jego wersję zginęły w zamachach na World Trade Centre.

Tydzień temu opublikowaliśmy pierwszą część historii o dziwnym upadku największego polskiego dostawcy pereł, kieleckiej firmy Juwelius, która zdaniem prokuratury oszukała setki kontrahentów. Prezes i założyciel tej spółki absolutnie nie zgadza się z tymi zarzutami i twierdzi, że jest ofiarą działań prokuratury. Jego zdaniem, to byli dyrektorzy firmy, którzy zarządzali Juweliusem, gdy przebywał zagranicą, doprowadzili spółkę do finansowej zapaści, z której jednak można by ją było wyciągnąć. Właściciel firmy Juwelius Jarosław Powichorwski, odkrył bowiem pewnego dnia, że zatrudnieni przez niego dyrektorzy próbują przejąć spółkę bez jego wiedzy. Natychmiast wrócił do kraju i wręczył im wypowiedzenia. Wtedy jednak oni złożyli doniesienie do prokuratury o rzekomych oszustwach swojego pracodawcy. Ta zajęła się sprawą. Jarosław Powichrowski został zatrzymany, zabrano mu paszport, a wszelkie dokumenty firmy wywieziono, co uniemożliwiło jej dalsze funkcjonowanie.
- Właśnie złożyliśmy wniosek do sądu o postępowanie układowe z wierzycielami. Było wiele sposobów na ratowanie firmy. Myśleliśmy na przykład o tym, aby nasze długi zamienić u wierzycieli na ich nowe udziały w Juweliusie. Chcieliśmy ściągnąć setki tysięcy złotych, jakimi z kolei nam zalegali odbiorcy. Niestety działania prokuratury rejonowej w Kielcach doprowadziły do upadku spółki. Bez dokumentów nie można było dalej funkcjonować. Dopóki prokuratura pozwalała spółce prowadzić działalność, systematycznie oddawaliśmy nasze długi, czasem w gotówce, czasem w towarze. Nikogo nie chcieliśmy oszukać. Niestety po zabraniu wszelkiej dokumentacji zostaliśmy kompletnie sparaliżowani - wspomina dziś Jarosław Powichrowski, który regularnie co miesiąc przylatuje ze Stanów Zjednoczonych do Polski na kolejne rozprawy, toczące się przed Sądem Rejonowym w Kielcach.

ODWOŁANE ZEZNANIA

Akt oskarżenia, zarzucający bohaterowi tej historii celowe oszustwo wobec pokrzywdzonych jest gruby i wymienia ponad setkę podmiotów gospodarczych, które miały być oszukane. Łatwo było taką listę sporządzić, ale gorzej jest teraz sądowi odnaleźć kogoś z tej listy, kto zeznaje, że został oszukany. Kolejni świadkowie na sprawach potwierdzają, iż absolutnie nie czują się oszukani. Kolejni potwierdzają trudności Juweliusa, ale dodają, że gdy firma nie płaciła swoich zaległości gotówką, to starała się przynajmniej oddawać długi w towarze, w wyrobach jubilerskich, które posiadała w swoich magazynach. Sprawa ma charakter ogólnopolski. Jeden z producentów biżuterii, który współpracował z kieleckim Juweliusem, musiał przyjechać do Kielc na rozprawę aż z Białegostoku, tylko po to, aby zeznać, że właściwie cały dług w kwocie kilkunastu tysięcy odebrał sobie właśnie w ten drugi sposób. Z 15 tysięcy, jakie zalegał mu Juwelius, nie spłacone zostało tylko 400 złotych.

- Nie czuję się oszukany - zeznał ów świadek.
- Nie czuję się oszukana - zeznawała również przedstawicielka firmy Lyreco z Warszawy, której Juwielius nie zdążył oddać 2891 złotych za artykuły biurowe.
- Istniały przesłanki, aby spłacić całe nasze zobowiązania. Mieliśmy wysokie marże na swoich wyrobach, a te się dobrze sprzedawały - zeznała z kolei na procesie była księgowa Juweliusa, gdy sędzia dopytywał, jaka według niej była kondycja finansowa spółki. - Nasz prezes żadnych pieniędzy z firmy nie wyprowadzał. Wręcz przeciwnie, dołożył sporo własnych pieniędzy - dodała na procesie księgowa.
- Dlaczego zatem wcześniej zeznawała pani przed prokuraturą co innego (na niekorzyść Jarosława Powichrowskiego - przyp. red.) - dopytywał sędzia.
- Moje wcześniejsze odpowiedzi zostały mi zasugerowane przez panią prokurator. Teraz się z nich wycofuję - odrzekła była księgowa.

SENSACJE ŚWIADKA OSKARŻENIA

Skoro kolejni oszukani zeznają, że nie są oszukani, a świadkowie prokuratury odwołują przed sądem wcześniejsze zeznania. Czy jest ktoś, kto podtrzymałby wersję prokuratorów? Czy znalazł się świadek, dzięki któremu można udowodnić, że Jarosław Powichrowski, swego czasu jeden z autorytetów w branży jubilerskiej w Polsce, znakomity skrzypek, który grywa koncerty na całym świecie na użyczanych przez kolekcjonerów, wartych 2 miliony dolarów skrzypcach Stradivariusa jest zwyczajnym oszustem? Prokuraturze udało się takiego świadka znaleźć. To Jerzy Świetlik, przedsiębiorca i tokarz z zawodu, który postanowił odnieść sukces w branży jubilerskiej. To on zapewnia, że próbował Juweliusa uratować i że znalazł w Ameryce inwestorów, gotowych wyłożyć grubą kasę na jubilerski biznes. Ten sam Jerzy Świetlik, o którym pisaliśmy tydzień temu, że chciał dokapitalizować kielecką firmę jubilerską tysiącem złotych.

To właśnie Jerzy Świetlik zeznawał podczas jednej z rozpraw w kwietniu tego roku. To on czuje się najbardziej oszukany i uważa Jarosława Powichrowskiego za kłamcę. Dlaczego?

- Spółka, która miała taką drogą siedzibę w biurowcu Exbudu, to najwyraźniej chciała coś "ukroić" - tłumaczy sędziemu Jerzy Świetlik. I zeznaje przed kieleckim sądem, że był wtedy zainteresowany wejściem do Juweliusa jako udziałowiec. Od prezesa Powichrowskiego dostał nawet pełnomocnictwa, dzięki którym mógł prowadzić rozmowy handlowe, szukać kontrahentów, ale przede wszystkim poszukiwać inwestorów, jacy zasililiby kielecką firmę zastrzykiem kapitału.
- Czy znalazł pan takich inwestorów - pyta sędzia z wyraźnym zaciekawieniem.
- Znalazłem - odpowiada Jerzy Świetlik.
- Jakim kapitałem dysponowali - dopytuje obrońca oskarżonego
- Dosyć poważnym, ale dokładnie nie pamiętam.
- Co to byli za inwestorzy - dopytuje mecenas
- To był Polak z amerykańskim paszportem.
- Dlaczego w takim razie ci inwestorzy nie dali pieniędzy na Juweliusa?
- Bo zginęli w zamachach na World Trade Centre - wyjaśnia Jerzy Świetlik.
- Jakieś nazwiska? - mecenas Wroński z Kielc nie traci nadziei, a sądowa protokolantka notująca zeznania, z trudem powstrzymuje powagę.
- Zapomniałem nazwiska.
- Może jakieś umowy zdążył pan z tymi amerykańskimi inwestorami podpisać - próbuje rozwinąć ten ciekawy wątek mecenas.
- A jakże umowy były. Ale słowne.

Dalej świadek zeznaje, jak został oszukany przez oskarżonego i jak wszyscy zostali przez niego oszukani. Jak oskarżony z premedytacją to czynił. A szczególny urok rzucał na kobiety, które ponoć ulegały jego czarowi i wierzyły mu we wszystko. Świadek opowiada o aktach seksualnych, jakie ponoć miały się odbywać w firmie z udziałem dyrektorów i pracownic, choć on osobiście nie był ich świadkiem. Opowiada lekko rozbawionej publiczności, jak oskarżony obiecał mu przywieźć z Japonii gejszę i mu nie przywiózł.

Przychodzi pora na pytania od głównego bohatera tej historii Jarosław Powichrowskiego, oskarżanego przez prokuraturę o celowe oszustwo. Teraz to on pyta świadka oskarżenia o różne rzeczy.

- Kiedy stwierdziłem, że nie zdobędzie pan żadnego inwestora dla mnie, ani nic pan nie załatwił w bankach i kiedy chciałem odbierać panu udzielone pełnomocnictwo, dlaczego pan nie chciał mi go oddać?
- Byliśmy stronami tej umowy, więc nie miałem obowiązku jej zwracać - odpowiada Jerzy Świetlik.
- Już po tej tragicznej śmierci pańskiego inwestora w gruzach World Trade Center obiecał pan kolejnych inwestorów, gdzie oni byli?
- Rozmowy cały czas prowadziłem.
- Co to były za rozmowy? - wtrąca swoje pytanie sąd.
- Różne - odpowiada świadek.
- Czy miał pan wtedy jakieś pieniądze do zainwestowania - dopytuje sędzia.
- No miałem... takie jak każdy - odpowiada Jerzy Świetlik, który chciał przejąć firmę Jarosława Powichrowskiego.
- A gdzie byli ci inwestorzy? - dopytuje sędzia.
- Różni byli, na prawo i na lewo

MILIONY KRASICKICH

- Czy zna pan hrabiego Ignacego Stanisława Krasickiego - dość znienacka zmienia temat pytań oskarżony, chcąc uzmysłowić sądowi, że ze świadkiem, któremu tak ochoczo uwierzyła kielecka prokuratura, miał przygody nie tylko on, ale i inne osoby w Polsce. I tu wkraczamy w nowy wątek. Wątek milionów hrabiowskiej rodziny Krasickich, która kiedyś tak jak kielecka prokuratura zawierzyła Jerzemu Świetlikowi, i tak jak Jarosław Powichrowski dała mu pełnomocnictwa w sprawie odzyskania mienia zabużańskiego o wartości 634 milionów złotych, a potem tych pełnomocnictw nie mogła od niego odebrać, bo… nie chciał oddać.

- Czy pan pamięta, jak byłem u pana i przedstawiciel rodziny Krasickich również i nie chciał pan oddać obu pełnomocnictw i musieliśmy dopiero dzwonić po policję, żeby je odzyskać - pyta nadal oskarżony.

- Tak pamiętam - przyznaje po kolejnej przepychance słownej świadek. Tych pytań i słownych utarczek jest na rozprawie coraz więcej, a Jerzy Świetlik przyłapany na tym, że zaprzecza własnym zeznaniom sprzed pół godziny, zaczyna się denerwować.
- Pan jesteś oszust i kłamca! Niech wysoki sąd zrobi coś z tym, bo to uwłacza mojej godności - krzyczy na całą salę.

- Na razie to niech się pan uspokoi - próbuje przywołać świadka do porządku sędzia.

PROCES TRWA

Proces Jarosława Powichrowskiego trwa. Być może wiele wyjaśniliby byli dyrektorzy firmy, którzy złożyli na swojego pracodawcę doniesienie do prokuratury. Im też śledczy dali wiarę, mimo, że jeden z nich na przykład legitymuje się ukończeniem… nieistniejącego uniwersytetu. To właśnie on już drugi raz nie stawił się na rozprawę.

- Mój błąd polega na tym, że zaufałem ludziom. Zaufałem menadżerom, których poleciła mi wyspecjalizowana firma tak zwanych "łowców głów". Gdy ja przebywałem zagranicą, oni rozkradali majątek firmy. Obiecywali mi, że szukają inwestora strategicznego, dlatego nie rozpocząłem procedury postępowania upadłościowego. A tymczasem oni zastanawiali się, jak przejąć Juweliusa za moimi plecami i jak wyprowadzić z firmy pieniądze. Znalazłem mnóstwo dokumentów świadczących o tym procederze. Częstym sposobem na wyprowadzanie gotówki z mojej firmy były "lewe" delegacje. Byli dyrektorzy wystawiali delegacje na wyjazd rzekomo do Poznania, Szczecina i innych miast północnej Polski, swoim prywatnym samochodem. A tu nagle odnajduję rachunek potwierdzający, że w czasie gdy byli prywatnym samochodem w Szczecinie, tankowali benzynę na służbowy samochód w Warszawie. Złożyłem do prokuratury doniesienie o popełnieniu przestępstw przez moich byłych dyrektorów na łączną kwotę ponad 200 tysięcy złotych. Dołączyłem do tego bankowe wyciągi, faktury, delegacje. Ale to nie zainteresowało prokuratury. Umorzyła sprawę i uznała ich za wiarygodnych świadków. Wiarygodni są ci, którzy ukończyli nieistniejące uczelnie, którzy opowiadają, że mieli inwestorów, ale ci zginęli w zamachach na World Trade Center. Niewiarygodni są natomiast świadkowie, którzy mówią, że nie czują się oszukani. Niewiarygodny jestem ja, chociaż systematycznie próbowałem oddawać kolejne długi. Jestem przekonany, że firmę dało by się uratować, ale prokuratura chciała i doprowadziła ją do upadku - uważa Jarosław Powichrowski.

Obie panie prokurator, jakie prowadziły tę sprawę już nie pracują w tym samym miejscu. Jedna w ogóle zmieniła zawód. A rzecznik prasowy prokuratury kwituje cały problem krótko.

- Nie komentujemy spraw, w momencie, gdy toczą się przed sądem. Nasze zdanie przedstawiliśmy w akcie oskarżenia - mówi prokurator Sławomir Mielniczuk.
Jarosław Powichrowski mieszka dziś w Stanach Zjednoczonych. Do dziś żałuje Juweliusa, bo być może obecnie byłaby to jedna z największych jubilerskich firm w Polsce. Nie chce słyszeć o zakładaniu biznesu w Polsce. Woli nadal koncertować. W Polsce czeka na sprawiedliwy wyrok i zapowiada walkę do końca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie