W chwili, gdy młody bandyta w czarnej kurtce z napisem MAX ltd. wpadł do banku na kieleckich Ślichowicach, w środku nie było klientów, tylko trójka pracowników. Zastraszeni czymś, co wyglądało jak broń, wydali mu 10 tysięcy złotych.
We wtorek przed godziną 15 w banku przy ulicy Massalskiego w Kielcach było tylko troje pracowników - dwie kobiety i mężczyzna. Nagle do pomieszczenia wszedł młody człowiek.
- Około 20 lat, 180 centymetrów wzrostu, szczupły. Ubrany był w czarną kurtkę z napisem Max ltd, niebieskie spodnie i sportowe buty. Na głowie miał czapkę i kaptur - opisuje Iwona Miter z Komendy Miejskiej Policji w Kielcach.
Napastnik wyjął coś, co przypominało broń. Czy to pistolet, czy broń długa, tego nikt nie był we wtorek do końca pewny.
- W oczach przerażonych pracowników wyglądało to na bardzo dużą broń - opisywali policjanci.
Napastnik zażądał pieniędzy. Młody bankowiec wydał mu to, co miał w kasie. Ile tego było, policja nie chce zdradzić. My nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że chodziło o 10 tysięcy złotych.
Pies zgubił trop
- I dobrze zrobili, że wydali mu pieniądze. Nie warto dla nich ryzykować życia. Przecież ten bandyta mógł kogoś skrzywdzić - komentowali potem mieszkańcy Ślichowic.
Chwilę później bandyty nie było. Wybiegł z banku, przeciął ulicą Massalskiego i pobiegł w kierunku bloku numer 24. Ochrona banku wezwała policję. Na miejscu zaroiło się od funkcjonariuszy - i tych w mundurach, i tych operacyjnych. Przywieziono także psa tropiącego, ten poprowadził przewodnika śladem uciekającego napastnika, ale zgubił trop przy bloku.
Policjanci w banku zabezpieczali ślady, w tym czasie pracowników wyproszono przed budynek. Z dziennikarzami nie chcieli rozmawiać. Zdenerwowani czekali na to, aż będzie można z powrotem wejść do środka.
Szukają świadków
Przez wiele godzin od chwili napadu Ślichowice były jednym z najbezpieczniejszych osiedli w mieście, tyle na osiedlu było policjantów. Stróże prawa nie wykluczali żadnej z hipotez. Ani takiej, że napastnik był miejscowy, z tego osiedla. Ani że przyjechał autem z kolegami, a wóz czekał na niego za blokiem. Nie wykluczali także i tego, że miał kompanów, a ci pomagali mu choćby w taki sposób, że obserwowali bank i dali znać w takim momencie, gdy w środku nie będzie nikogo poza pracownikami.
- Wszystkich, którzy mogą mieć jakieś informacje prosimy o kontakt. Szukamy świadków, ludzi, którzy widzieli uciekającego młodego mężczyznę. Tych, co mają jakiekolwiek informacje, mogące nam pomóc zatrzymać sprawcę - apeluje Iwona Miter z kieleckiej policji. Dzwonić można pod numery 997, 112 oraz 41-349-33-10.
Nie złapali
Informacja o napadzie po osiedlu rozeszła się lotem błyskawicy.
- Słyszałaś, napad był - mówiła jedna z pań do koleżanki, która wraz z mężem właśnie przyjechała na pobliski parking.
- Napad? Jaki napad?
- Bank ktoś napadł - podekscytowana kobieta dzieliła się zasłyszanymi szczegółami. I tylko grupa młodych ludzi, stojących kilkanaście metrów od miejsca napadu i obserwująca policjantów, zdawała się o niczym nie wiedzieć.
- Chyba jakiś napad był, ale nie wiemy jaki. Na bank, albo może na konwój - kwitowali. Do momentu zamknięcia gazety bandyty nie udało się zatrzymać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?