Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biorą go za kobietę, a on jest... stuprocentowym mężczyzną. Lech Łysak z Woli Jachowej wiele przeszedł, a teraz pomaga innym

Iwona ROJEK [email protected]
Twórczość Leszka została zamieszczona w książce "Z gwary świętokrzyskiej” pod redakcją doktora Stanisława  Cygana.
Twórczość Leszka została zamieszczona w książce "Z gwary świętokrzyskiej” pod redakcją doktora Stanisława Cygana. Łukasz Zarzycki
- Od 14 roku życia z powodu mojego wyglądu najpierw uważano mnie za dziewczynę, a potem za kobietę - mówi 50-letni Lech Łysak z Woli Jachowej. - Ludzie często dowcipkują, pytają mnie czy jestem babą czy chłopem, co wprawia mnie w zażenowanie. Ale obracam to wszystko w żart, inaczej bym zwariował.
Leszek z Mateuszem i Krystianem, codziennie pomaga dzieciom w świetlicy w odrabianiu lekcji i spędza z nimi wolny czas.
Leszek z Mateuszem i Krystianem, codziennie pomaga dzieciom w świetlicy w odrabianiu lekcji i spędza z nimi wolny czas. Łukasz Zarzycki

Leszek z Mateuszem i Krystianem, codziennie pomaga dzieciom w świetlicy w odrabianiu lekcji i spędza z nimi wolny czas.
(fot. Łukasz Zarzycki )

Mężczyzna, który jest kierownikiem świetlicy w Świętokrzyskim Klubie Abstynenta w Kielcach opowiada, że całe jego życie to pasmo niewyobrażalnych problemów, z którymi przyszło mu się zmierzyć. Po latach walki wyszedł z nich zwycięsko. Wie, że z fizjonomii, wyglądu twarzy, sylwetki, włosów przypomina kobietę, ale przestał się tym przejmować, podchodzi do sprawy humorystycznie. Jak panowie chcą go całować w rękę, to nieraz dla żartów ją podaje. Ale przyznaje, że wyjście na prostą kosztowało go sporo wysiłku. Teraz wreszcie może cieszyć się życiem.

OTOCZENIE DOKUCZAŁO

- Urodziłem się jako ósme dziecko moich rodziców - opowiada mężczyzna. - Kłopoty zdrowotne zaczęły się, gdy skończyłem trzy latka. Przestałem rosnąć, lekka wada wzroku zaczęła się pogłębiać, miałem trudności z chodzeniem i mówieniem. Podejrzewano u mnie guza mózgu. Przerażona mama zabrała mnie do Instytutu Matki i Dziecka do Warszawy, rozpoczęła wędrówkę po innych lekarzach i wreszcie zdiagnozowano u mnie niedoczynność tarczycy i niedorozwój przysadki mózgowej. W wieku dojrzewania na skutek występujących u mnie zaburzeń hormonalnych lekarz endokrynolog zaleciła podawanie mi leków, które szybko spowodowały zmiany w moim wyglądzie. Moje ciało, twarz, włosy zaczęły się zmieniać i wprowadzać ludzi w dezorientację, nie wiedzieli czy mają do czynienia z kobietą czy mężczyzną. Musiałem nauczyć się z tym żyć, bo nie miałem innego wyjścia - opowiada.

Leszek opowiada, że w szkole podstawowej dokuczano mu z powodu niskiego wzrostu, miał około 90 centymetrów, przezywano go kucek, a w szkole średniej zaczęły się przykre docinki wynikające z tego, że był podobny do dziewczyny. Kilka lat kształcił się Lublinie, w szkole dla osób niedowidzących, a potem przerwał naukę w Technikum Elektrycznym z powodu pogorszenia stanu wzroku i wrócił do rodzinnej Woli Jachowej. Przez 13 lat pracował w Kieleckiej Spółdzielni Niewidomych jako dziewiarz, a potem zlikwidowano ją. Wspomina tamten czas jako najgorszy. Brak pracy i jego ułomności sprawiły, że popadł w potworną depresję. Cztery lata przeleżał w łóżku bez chęci do życia.

- Myślałem, że już nie wyjdę z tego stanu, nie chciało mi się żyć, miałem myśli samobójcze, nie jadłem, nic mnie nie interesowało i wtedy niespodziewanie stał się cud - wspomina. - Pewnego dnia musiałem pójść do Polskiego Związku Niewidomych opłacić składki, z trudem zwlokłem się z łóżka i tam przypadkowo trafiłem na panią Ewę Bartosik, która pracuje teraz w Miejskim Zespole Orzekania o Niepełnosprawności w Kielcach. Dostrzegła mój dramat i zajęła się mną. Przez rok prowadziła ze mną rozmowy motywujące, psychoterapeutyczne, namawiała do zmiany sposobu myślenia i zachęciła mnie do pójścia do liceum, zrobienia matury, a potem kontynuowania nauki na studiach. Namówiła mnie do skończenia kursu obsługi komputera. Posłuchałem jej we wszystkim i chociaż kosztowało mnie to ogromnie dużo wysiłku udało się mi się wyjść z tego stanu przygnębienia. W wieku 35 lat zdałem maturę w V Liceum Ogólnokształcącym imienia Piotra Ściegiennego, a potem skończyłem kierunek politologia na kieleckiej uczelni, bo polityka, podobnie jak historia czy geografia zawsze mnie interesowała. Koledzy ze studiów wspierali mnie, już nikt ze mnie nie szydził. To, że jako jedyny z rodzeństwa, które było w pełni zdrowe skończyłem studia uważam za swoje największe życiowe osiągnięcie. Pracę magisterską pisałem na temat "Unia Europejska, bariery, zagrożenia oraz nowe perspektywy dla osób niepełnosprawnych" i od tamtej pory wyznaczam sobie wciąż nowe cele. Swoją historię, to, że można podnieść się z najgorszego położenia opisałem w miesięczniku "Żyjmy razem". Satysfakcję odczuwam też z tego powodu, że to ja przez ostatnie dwa lata życia opiekowałem się swoją mamą - opowiada.

Leszek ze skarbnikiem Jakubem Grzegorzewskim przed Świętokrzyskim Klubem Abstynenta, w którym pracuje.
Leszek ze skarbnikiem Jakubem Grzegorzewskim przed Świętokrzyskim Klubem Abstynenta, w którym pracuje. Łukasz Zarzycki

Leszek ze skarbnikiem Jakubem Grzegorzewskim przed Świętokrzyskim Klubem Abstynenta, w którym pracuje.
(fot. Łukasz Zarzycki )

MA WIELE PASJI

Z Leszkiem rozmawiamy w Świętokrzyskim Klubie Abstynenta, w którym pracuje codziennie od godziny jedenastej prawie do samego wieczora. - Cieszę się z tego, że prezes klubu Krzysztof Kutnowski i Jadwiga Irla, dyrektorka Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych zapewnili mi pracę i mogę tutaj się realizować - mówi. - Przez to czuję się potrzebny innym i mam pieniądze do egzystowania. Organizuję w klubie życie kulturalne dla wszystkich członków i wolny czas przychodzącym tu dzieciakom. - Przygotowuję wieczory z poezją, literaturą, muzyką, z całych sił wspieram osoby uzależnione od alkoholu. Przekonuję, że z alkoholizmu można naprawdę wyjść, gdy ma się motywację i pomoc drugiego człowieka. Sam też staram się rozwijać. Po tym jak wróciłem do życia, dzięki pani Ewie Bartosik, po skończeniu studiów odkryłem, że mam zainteresowania humanistyczne. Wstąpiłem do teatru słowno muzycznego, który prowadził Arkadiusz Szostak, grałem w sztuce "Brat naszego Boga" w teatrze Artura Dziurmana, działałem w grupie teatralno literackiej Kuźnia Tejrezjasza, sam zacząłem pisać o zwyczajach panujących na wsi, wiersze, baśnie i udało mi się je wraz z innymi legendami zamieścić w książce zatytułowanej "Z gwary świętokrzyskiej". Umożliwił mi to językoznawca doktor Stanisław Cygan z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego, za co jestem mu wdzięczny. Od jakiegoś czasu dla relaksu zajmuję się też naśladowaniem głosów polityków i zwierząt i nieźle mi to wychodzi. Chętnie występuję z własnym programem na różnych festynach. Dzieci bardzo się cieszą, gdy słyszą w moim wykonaniu cały zwierzyniec. Ponadto jestem sędzią szachowym, staram się być aktywny od rana do wieczora - opowiada pan Leszek.

Chociaż lista chorób na które cierpi Leszek jest długa, ma bardzo poważną krótkowzroczność, widzi tylko zarysy twarzy, dokucza mu oczopląs, zez, osłabienie siatkówki, cierpi na obturacyjną chorobę płuc, problemy z tarczycą, to jak podkreśla radzi sobie całkiem nieźle. - Mieszkam teraz w domu rodzinnym, wstaję o szóstej rano, robię zakupy i po zjedzeniu śniadania gotuję obiad - opowiada jak wygląda jego rozkład dnia. - Potem wyruszam autobusem do pracy, a w nim bardzo często słyszę właśnie takie słowa: "może pani sobie usiądzie, co u pani słychać", ale już się tym nie przejmuję, bo swojego wyglądu nie zmienię. Po powrocie z pracy oddaję się swoim pasjom, piszę na komputerze, myślę o wydaniu kolejnej książki, słucham sporo dobrej literatury, bo sam czytać sam mogę, odpisuję na listy przyjaciołom. Jestem orędownikiem, w przypadku występowania problemów ze wzrokiem, używania białych lasek, pisałem na ten temat artykuły, niewidomi dziękowali mi za upowszechnienie takiej wiedzy, bo sami z laskami czuli się często dyskryminowani przez otoczenie.

PRZYJACIELE NIE ZAWODZĄ

Lech Łysak ma świadomość, że to głównie z powodu swojego wyglądu nie udało mu się ułożyć życia osobistego i jest sam. - Miałem parę miłości, ale wszystkie kobiety mnie zostawiły - mówi. - Tłumaczyły, że nie jestem atrakcyjny, a ja musiałem się z tym pogodzić. Przez lata przeciwności wypracowałem sobie tak silną psychikę, że teraz nawet nie obawiam się tego, że mogę całkiem stracić wzrok. Myślę, że poradziłbym sobie z tym. Nieraz specjalnie gaszę światło, aby nauczyć się żyć w ciemnościach. Na tym etapie życia najważniejsze jest dla mnie zdrowie i przyjaciele. Tych ostatnich mam mnóstwo, kilkadziesiąt osób. Piszemy do siebie, telefonujemy, odwiedzamy. W sumie bardzo wielu ludziom zawdzięczam to, że w trudnych sytuacjach się nie poddałem. Przyjaciele nigdy mnie nie zawiedli. Każdego dnia piszą do mnie, dzwonią, pytają jak żyję, a ja im mówię, że zawsze stosuję swoje życiowe motto, które brzmi: "Z uśmiechem przez łzy do przodu rwij". O nim nigdy nie zapominam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na echodnia.eu Echo Dnia Świętokrzyskie